1 sierpnia 2015, budka telefoniczna gdzieś w Sydney
-Luke?- wyłkałam do słuchawki i przycisnęłam się bardziej do szklanej ściany z tyłu. Usłyszałam szybkie kroki, zatrzaskiwanie drzwi, a następnie niespokojny oddech. Gdzieś z tyłu głośno grała muzyka i krzyczały tłumy ludzi.
-Matko, Luna, w końcu.- powiedział gorączkowo.- Płaczesz?- słyszałam kobiece głosy, a potem kolejne zamykanie drzwi i okien.
-Proszę...- łkałam siedząc już na podłodze.- Luke on wygrał.- wyszeptałam i wszystko ucichło. Jego dotychczas dość regularny oddech przyśpieszył, a ja sama zaczęłam cicho płakać.- Ojciec wygrał rozprawę, przeprowadzam się do Nowego Yorku!- krzyknęłam sama w to nie wierząc i kopnęłam w przeciwległy koniec budki podeszwą stopy.
-Nie rozumiem, prze-przecież ostatnio odebrano mu prawo do was i-i co? T-teraz tak po-po-po prostu znowu je przyznano?- jąkał się i słyszałam, że pociąga nosem. Płakał tak samo jak ja, ale nie miałam nawet siły go pocieszyć.
-Sędzia to jego znajomy, a ojciec łgał jak z nut.- nastała cisza mącona jedynie moim szlochem. Po chwili chłopak wrzasnął głośno i zapewne w coś uderzył, bo usłyszałam tłuczone szkło i spadające na ziemię meble.
-Gdzie jesteś?- byłam pewna, że przeczesuje włosy z frustracji, która go wypełniła.- Luna, uspokój się.- mamrotał.- Słońce.- sam próbował się uspokoić, a ja nie mogłam tego tak po prostu zrobić. Targały mną emocje, trzęsłam się z rozpaczy, a po policzkach spływało coraz więcej łez.- Potraktuj to jako lekcję, skarbie. Spokojnie, coś wykombinujemy, będzie, będzie dobrze, tak? Musi być.- nadal przekonywał na oboje.
-Jadę do ciebie.- powiedziałam szybko.- Mam go gdzieś j-ja... niedługo i tak kończę osiemnaście lat. Do tego czasu mogę zostać u ciebie, prawda?
-Luna, to jeszcze ponad pół roku, wątpię, by ci na to pozwolił.- jako jedyny był rozsądny, ale ja nie potrzebowałam rozsądku. Potrzebowałam nadziei, czegoś, czego chwyciłabym się jak tonący brzytwy.
-Jadę do Petrh.- powiedziałam twardo i rozłączyłam się. Wyjęłam przenośne lusterko i spojrzałam na siebie. W duchu podziękowałam Bogu, że nie pomalowałam dzisiaj oczu maskarą i doprowadziłam się do normalnego stanu. Wyszłam z budki i zignorowałam smutne, współczujące spojrzenia, które rzucali mi ludzie wokół. Zatrzymałam się przy ulicy i czekałam, aż przejedzie jakaś taksówka.
3 sierpnia 2015, Perth
Po wielu przesiadkach i straceniu horrendalnej sumy pieniędzy na podróż, w końcu byłam w tym samym miejscu, gdzie przebywał mój chłopak. Zapłaciłam ostatniemu już taksówkarzowi, gdy podjechał na miejsce festynu, czy czegokolwiek, i wyszłam. Miałam na sobie ciemne jeansy i ciemno-zieloną, flanelową koszulę z podwiniętymi rękawami, którą kupiłam na jednej ze stacji. Na stopy ubrałam czarne Vansy, jeszcze przed rozprawą, a włosy po drodze związałam w wysokiego kuca. Na ostatnim postoju poprawiłam swój makijaż i odświeżyłam się, ale to nie dało dużo, bo po tak długiej podróży wyglądałam jak gówno.
-Luna!- nie zdążyłam nic zrobić, bo ktoś przycisnął mnie do siebie. Po długich, blond włosach i ładnej, niebieskiej sukience, którą już kiedyś widziałam, poznałam Mimi. Nie myśląc dłużej, przylgnęłam do niej jakby była moją ostatnią deską ratunku i ponownie zaczęłam cicho płakać.- Luke czeka na ciebie tam.- wskazała na mały budynek na obrzeżach terenu festynu i pociągnęła mnie w tamtą stronę. Wydawała się autentycznie załamana.- Mówił nam co się stało, wszyscy odchodziliśmy od zmysłów, ale zwłaszcza on.- dopowiedziała jeszcze, a potem weszłyśmy do środka. Na jednej z długich kanap leżał mój chłopak. Nie zdążył nawet odwrócić się w naszą stronę, a ja już leżałam na nim i mocno go do siebie tuliłam.
-Jezu.- wyszeptał i przycisnął mnie bliżej. W tym momencie miałam gdzieś tamta kłótnię, widziałam w jego gorączkowych ruchach i załamującym się głosie, że naprawdę mu na mnie zależy.- Tak bardzo cię kocham.- powiedział patrząc mi prosto w oczy. Rozkleiłam się jeszcze bardziej i zachłannie pocałowałam. Usłyszałam, że ktokolwiek był w środku, wyszedł, a my zostaliśmy zupełnie sami.
-Ja ciebie też Luke.- czknęłam poprzez szloch, a on ścierał wciąż napływające łzy z policzków.
-Naprawdę nie da się nic zrobić?- zapytał, a ja wzruszyłam ramionami. Byłam zmęczona tymi wszystkimi katastrofami w moim życiu.
-To postanowione. Który dzisiaj?- zapytałam, a on spojrzał na cyfrowy zegarek.
-Trzeci.
-To dzisiaj mieliśmy jechać.- schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i owinęłam ją ramionami. On również zaplótł ramiona wokół mnie, ale umiejscowił je na mojej talii.- Chyba trochę pokrzyżowałam mu plany.- zaśmiałam się niczym ktoś niesprawny umysłowo i ponownie wybuchnęłam wodospadem łez.
-Jakoś się ułoży.- powiedział Luke. To były ostatnie zdania jakie wypowiedzieliśmy tego dnia.
________________________________No więc tak, jak widzicie, Dziubki, odpowiadanie zbliża się do końca.
Mówię od razu: NA PEWNO NIE BĘDZIE 5O LEKCJI. To nie tak, że nie chcę ich pisać, czy nie mam pomysłu, ale po prostu zobaczycie co przyniesie dalej fabuła.
Do następnego :) ([ :((( ])
YOU ARE READING
50 things to learn| l.hemmings ✔
FanfictionW którym zbuntowany Luke uczy niewinną Lunę czym jest życie -OPOWIADANIE NIE JEST TŁUMACZENIEM-