38

184 12 41
                                    

Ocknęłam się nad ranem. Damon siedzial obok mnie i najwyraźniej czekał, aż wstanę. Spytał czy wszystko gra, na co kiwnęłam głową. Damon czując krew poszedł sprawdzić co się dzieje, ja nie poszłam przez moje pragnienie. Wrocil z Bon. Dziewczyna miała nadgryziona szyję i nie zbyt kontaktowała. D. dał jej swoją krew i po chwili poszliśmy do Eleny, tak jak dziewczyna chciała.

Zadzwoniliśmy do drzwi, a nam otworzyl Stef.

- Mamy problem. - Oznajmiłam z wkyrzywiona twarzą. To oznacza, że Ric żyje i jest pierwotnym. Nienawidzę tej szmaty Esther. Czy ona by nie mogła po prostu zniknąć? Pomyślałam. Weszliśmy do środka a Damon opowiedział całą historię.

- Wy idioci. Mieliście pilnować, aby nie dokonał przemiany.

- Nie win nas! To wina banku krwi Bon. - Powiedział Damon.

- Nie mialam pojęcia co się dzieje, wiedzmy mnie tam zaprowadziły, zależało im. - Przyznała trzymając ręcznik przy szyji.

- Gdzie kołek? - Zapytał już trochę zdenerowany Stefan.

- O chodzi ci o ten dębowy? Który może zabić pierwotnych? Przepadł. - Stwierdziłam z kwaśną miną.

- Jeśli jesteście na mnie tacy źli, to po jakiego mnie ratowaliscie?! - Spytała przez zaciśnięte zeby.

- Bo popełniam głupstwa? - Oznajmił D. A ja lekko go uderzyłam ramieniem, aby wiedział, że komentarz nie na miejscu. Ale puścił moją uwagę mimo uszu. - Pozwalam przyjacielowi umrzeć z godnością, zamiast go zabić. - Powiedział, a w kuchni Eleny zapadła cisza.

- Co teraz? - Zapytałam.

- Zastanawiam się. - Odparła Bon. - Też jesteś czarownicą, Pomóż mi. Wiedzma nie stworzy nieśmiertelnej istoty zawsze można odwrócić zaklęcie. - Powiedziała, a ja spojrzałam na nią.

- Nigdy czegoś takiego nie robilam. Zawsze korzystam z księg Lourette, albo matki Vasila. - Stwierdziłam i usłyszałam dzwonek do drzwi. Ja i Stef tam poszliśmy, a przed drzwiami Klaus.

- Co ty tu robisz? - Zapytał Jer, który otworzył drzwi.

- Tak się przyjmuje gościa? - Zapytał z uśmiechem.

- Co ty tu robisz Klaus? -Zapytałam dość wrednie.

- Jeremy mógłby mnie uprzejmie zaprosić. -

- Jer, do pokoju. - Rozkazałam, a za mną pojawił się Damon. Jeremy dalej stał jak skala.

- Teraz. - Rozkazał Damon, a młody Gilbert poszedł na górę. Nasza trójka spoglądała na blondyna, który próbował na mnie nie patrzeć. Ja jednak patrzyłam, ale wzrokiem nienawiści, który miał upozorowac to, że go nienawidzę, chociaż było zupełnie odwrotnie.

- Biedny chłopak. Utraconą namiastkę ojca zastąpiły mu dwa żałosne typki. - Stwierdził.

- Zaraz ci dam żałosne typki ty chuju. - Powiedziałam i przepchalam się przez braci aby być jako pierwsza. - Czego chcesz hm? Zabić ich? Najpierw zabij mnie. Śmiało! Ugryz mnie i po sprawie. Nie chce patrzeć na ich śmierć znowu. - Wyskoczyłam nadal patrząc na niego. Bracia nic się nie odzywali, blondyn zresztą też. Patrzył na mnie z taką miną, jakby powstrzymywał wybuch emocji, ale nadal stał i tylko patrzył.

- Tylko, że coś się stało. - Wtrącił się w końcu Damon odsuwając mnie lekko do tyłu, abym ochłonęła.

- Wiem o stworze mojej matki, dlatego przyszedłem. Zmywam się i potrzebne mi trzy rzeczy. - Kiedy powiedział, że wyjeżdża, cale emocje ze mnie odpadły. - Chciałem też się pożegnać z toba Tamaro...- Powiedział dając głowę w dół.

[SW] vol.1 Beginning of The End[KOREKTA]Where stories live. Discover now