Rozdział 2

234 13 12
                                    


Theo podniósł się z kanapy po paczkę papierosów i zapalniczkę. Z obojgiem w ręku podszedł do otwartego okna w kuchni. Usiadł na parapecie i podpalił końcówkę używki. Zaciągnął się mocno. Ptaki ćwierkały prawie tak samo głośno, jak z rana, a słońce mocno grzało; mógłby powiedzieć, że jest z czterdzieści stopni. Gęsta chmura wyleciała z jego ust, by sekundę później zmieszać się z powietrzem. Lato na pewno nie było jego ulubioną porą roku, ale miało swoje plusy. Zawsze w drugim miesiącu wakacji dostawał płatny urlop i nie musiał znosić ludzi z swojej szkoły. Liczył, że to drugie będzie mieć za sobą, jednak nie zdał ostatniego roku. Nikogo z nauczycieli nie obchodziło, że musi utrzymywać się praktycznie sam i że większość czasu po szkole spędzał w pracy. W tym roku miało być inaczej; porozmawiał z szefem, a ten obiecał mu mniej godzin pracy za te same pieniądze.

Tym razem zaciągnął się mocniej, następnie wypuszczając dym przez nos. Odwrócił głowę, by zobaczyć co robi wilk; zwierzę leżało na kanapie z głową położoną na podłokietniku. Oczy miał zmrużone. Gdy wilk zorientował się, że jest obserwowany lekko przekręcił łeb w jego stronę. Przez chwilę miał wrażenie, że się do niego uśmiechnął. Brunet wrócił wzrokiem za okno. Z swojego mieszkania widział część parkingu i las. Szybko stwierdził, że przez następne kilka tygodni, raczej nie wróci do nocnych spacerów. Zerknął na parking, gdzie dwójka dzieci ganiała się. Chłopiec, widocznie starszy, próbował uciec siostrze. Zabawa skończyła się, gdy mama zawołała dzieci, samemu wchodząc do budynku.

Nagle usłyszał cichy pisk. Natychmiastowo zaskoczył z parapetu na kafelki i przyglądał się wilkowi, który lizał łapy w miejscach, gdzie był bandaż. Zaciągnął się ostatni raz i zgasił papierosa na stole. Wszedł do salonu, przystając przy kanapie. Wilk spojrzał na niego smutno; podniósł głowę i zapiszczał raz jeszcze. Theo nie do końca wiedział co zrobić, więc jak dziś rano, położył dłoń pomiędzy jego uszami, głaszcząc go. Zwierzę podsunęło się bliżej, zadowolone. Zdziwił się, że tym razem nie bał się wilka tak bardzo. Co prawda jego serce dalej waliło mu z niewyobrażalną prędkością. Wykorzystał okazję, że wilk był bardziej zainteresowany dłonią, która go głaskała i sięgnął drugą po zranione łapy. Złapał za koniec bandażu i zaczął odwijać opatrunek. Rany nie były mocno widoczne spod futra i nie był w stanie stwierdzić, czy coś złego się dzieje. Tak samo zdjął bandaż z drugiej łapy. Theo wyrzucił opatrunki do śmietnika w kuchni i ruszył do łazienki po apteczkę. Białe pudełko leżało na swoim miejscu w szafce pod zlewem. Wyjął z niego świeży bandaż i płyn do dezynfekcji ran, przy okazji sprawdzając co jeszcze w niej ma. Doszedł do wniosku, że będzie musiał przejść się do apteki. Wrócił do wilka, klękając na podłodze przed nim. Delikatnie przeżył rany i postarał się zawinąć bandaż w taki sam sposób, w jaki zrobił to weterynarz. Gdy skończył, pogłaskał wilka ponownie.

Brunet sięgnął po jedną z książek położonych na stoliku, ale, gdy chciał usiąść, zwierzę nagle podniosło się i pobiegło do drzwi. Pazurami zaczął drapać w drewno.

-Przed chwilą płakałeś, że cię łapy bolą - westchnął chłopak. Wilk zignorował go.

Westchnął raz jeszcze i podszedł do drzwi. Wziął klucze, następnie otwierając drzwi. Zwierzę wystrzeliło na zewnątrz, jak oparzone. Theo tylko zaśmiał się cicho, zamykając drzwi. Wyszedł przed klatkę schodową, rozglądając się za wilkiem. Trochę spanikował, gdy nie mógł nigdzie go zobaczyć. Ciepły wiatr owiał go, po nagiej klatce piersiowej. Wilk nagle wyskoczył z krzaków obok niego i Theo był pewien, że właśnie dostał zawału; plus usłyszał go cały blok. Gdy wreszcie się uspokoił, spojrzał wściekły na zwierzę, które wydawało się z siebie dumne.

-Nie rób tak! - krzyknął na niego, a wilk, jak nigdy nic odwrócił się i poszedł w kierunku lasu. Chłopak ruszył za nim. Był trochę zdziwiony, że zwierzę nie starało się uciec.

The wolf and the sheep /ThiamAU/Donde viven las historias. Descúbrelo ahora