Rozdział 43

126 9 32
                                    

"Ain't it a gentle sound, the rollin' in the graves?
Ain't it like thunder under earth, the sound it makes?
Ain't it exciting you, the rumble where you lay?
Ain't you my baby? Ain't you my baby?

Nothing fucks with my baby
Nothing can get a look in on my baby
Nothing fucks with my baby
Nothing, nothing, nothing, nothing" - Hozier "nfwmb"

----------------
(30.10)

Ponad pięćdziesiąt osiem godzin - tyle minęło od zniknięcia Liama. Sześćdziesiąt, odkąd Theo ostatni raz spał. Siedział u siebie w mieszkaniu wypalając ostatniego papierosa, podczas wyglądania za okno z głupią nadzieją, że Liam magicznie pojawi się w polu widzenia. Był tu tylko dlatego, że Scott i Mason zagrozili mu zamknięciem w domu i pilnowaniem, dopóki nie pójdzie spać. Nadal nie odpoczął, ale siedział w mieszkaniu, jak chcieli.

Przeszukiwanie lasu nic nie dało; Dunbar wydawał się całkiem zniknąć. Nie odpowiadał nawet na wycie Scotta i Davida, którzy biegali po lesie praktycznie całe dnie. Melissa ciągle siedziała przy telefonach, wypytując pobliskie szpitale, czy nie pojawił się w nich blond nastolatek oraz monitorując każdego pacjenta w B.H.H.

Potrzebował wyjść i też go szukać. Zamknięty w mieszkaniu zaczynał wariować. Już dawno tak się nie bał. Miał wrażenie, że jeśli wkrótce Liam się nie znajdzie, umrze z przemęczenia. I nie chodziło tylko o brak snu, bo do tego już jakoś przywykł, ale ciągły stres, że już więcej Liama nie zobaczy; że zawiódł go i nie mógł ochronić, doprowadzała go do szału, a to było męczące. Nie mógł jednak spać. Gdy tylko przymykał oczy, miał przed sobą jego twarz, która z czasem zmieniała się w ból i rany.

Wyrzucił resztkę papierosa w róg parapetu. Odwrócił się w stronę salonu, gdzie po kanapie skakał kruk. Zwierzę rozbudziło się przez ostatnie dni - jedyna w ciągu nich dobra wiadomość. Zaczął sam chodzić, badając mieszkanie, jeść więcej oraz starał się machać skrzydłami. Nie wiedział, czy to ostatnie rzeczywiście było dobre, ale cieszył się widokiem zdrowiejącego ptaka.

Usiadł na kanapie. Wcisnął się w jej róg, jak zawsze, gdy leżał z Liamem. Tak bardzo przyzwyczaił się do przebywania z młodszym chłopakiem, że bez niego nie potrafił się znaleźć nawet w własnym mieszkaniu. Każde miejsce wydawało się nagle za duże, pokój zbyt cichy i temperatura zbyt niska.

Podrapał kark, naciskając na jedną z malinek, jakie zrobił Liam. Zabolała przyjemnie, ale już praktycznie zniknęła z jego skóry. Goiły się zaskakująco szybko, z czego nie był zadowolony. Żałował, że na nie marudził.

Kruk wskoczył na jego kolano. Przekręcał głową patrząc uważnie na nastolatka. Theo wyciągnął do niego palec, drapiąc ostrożnie pod dziobem. Zwierzę było spore, większe, niż spodziewał się po kruku, ale nigdy w prawdzie nie miał styczności z żadnym aż tak blisko.

- Chcę tylko, żeby wrócił - wymamrotał, czując, że musi wyjaśnić to zwierzęciu. Widział w oczach inteligencję i chciał wierzyć, że go zrozumie - Szkoda, że ja nie potrafię tropić po zapachu.

Poczuł pieczenie w oczach, zawtórowane ściskiem w gardle. Przetarł łzy, zanim zdążyły wylecieć. Skupił się na głaskaniu miękkich piór oraz wpatrywaniu się w ciemne oczy. Kruk otworzył dziób, podnosząc głowę odrobinę w górę. Theo spodziewał się kraczenia, ale zamiast tego, z gardła ptaka wydobyło się niewyraźne "T". W pierwszej sekundzie, Raekena całkiem zmroziło. Głos był praktycznie ludzki, jedynie dziwny ton oraz charczenie sugerowały, że coś jest nie tak. Wiedział, że niektóre ptaki potrafią nauczyć się mówienia, ale było to zbyt niepokojące, aby zareagował, jakby było to normalne. I kto go nauczył mówić?

The wolf and the sheep /ThiamAU/Where stories live. Discover now