Rozdział 17

188 18 5
                                    

(23.09)

Melodia przerwała panującą w mieszkaniu ciszę. Do zaspanego Theo, który przez ową muzykę się obudził, przez pewien czas jeszcze nie docierało, że był to jego telefon. Przetarł oczy i usiadł, zanim zaczął szukać telefonu na szafce. Gdy tam go nie znalazł, podniósł poduszkę, pod którą wpadło urządzenie. Melodia przestała już wtedy grać. Raeken odblokował telefon, widząc powiadomienie o nieodebranym połączeniu od Josha. Czyli jeszcze żył, przeszło mu przez głowę i natychmiast oddzwonił.

- Hej, gdzie cię wczor- młodszy mu przerwał.

- Możesz się spotkać?

To zdanie rozbudziło go całkowicie. Josh brzmiał na smutnego albo zmęczonego. Theo nie był pewien, ale zaalarmowało go to. Josh nie dzwoniłby z samego rana i chciał się spotkać, gdyby nie chodziło o coś poważnego.

- Co się stało Josh? - zabrzmiał poważnie, tak jak chciał.

- Muszę powiedzieć ci coś ważnego. Możesz podjechać pod mój dom? - zdecydowanie był zmęczony, teraz mógł to stwierdzić.

- Jasne, za raz będę - odpowiedział bez zastanowienia. Nie obchodziło go, że było kilka minut po szóstej rano i musiał jechać przez całe miasto. Jeśli Josh go potrzebował, pojechałby nawet w środku nocy.

Szybko wyszykował się do wyjścia, nie jedząc nawet śniadania. Wsiadł do auta i natychmiast ruszył. Przez głowę, jak zwykle, przelatywały mu czarne scenariusze. Co, jeśli znów ktoś bliski zginął w lesie? Co, jeśli młodszemu coś złego się stało? Przez to "coś" miał namyśli rodziców młodszego chłopaka.

Po piętnastu minutach znalazł się pod domem młodszego. Josh stał na ganku, zamyślony, nawet nie zauważył pojawienia się Raekena. Dopiero gdy Theo wysiadł z auta i trzasnął drzwiami, podniósł na niego wzrok.

- Hej - w głosie Theo było słychać zmartwienie. Josh mu nie odpowiedział, tylko podniósł dłoń w górę na powitanie.

Młodszy chłopak podszedł do auta i wsiadł na miejsce pasażera, dalej nic nie mówiąc. Theo znowu usiadł za kierownicą. W aucie panowała cisza, żaden nie chciał zaczynać rozmowy, ale w końcu ktoś musiał to zrobić. Raeken tylko nie wiedział jak. Nie znał powodu ich spotkania ani złego humoru Josha. Nie chciał sprawić, aby młodszy poczuł się jeszcze gorzej.

- Muszę się wyprowadzić - powiedział nagle Josh.

Theo spojrzał wreszcie na niego, w przeciwieństwie do Josha, który dalej wzrok utkwiony miał w swoich dłoniach. Raeken zdziwił się. Naprawdę to o to chodziło? Przecież nie był to koniec świata. Wiedział, że Josh był sentymentalny, ale aż tak? Nawet jeśli młodszy miałby zamieszkać w innym mieście, dalej nie byłoby takiego problemu.

- Dlatego byłeś smutny? - zapytał, przekręcając się na fotelu. Młodszy tylko pokiwał głową - Josh, nawet jeśli miałbyś znaleźć się na drugim końcu stanu, to i ta-

- Przeprowadzamy się do Salt Lake City, w Utah - przerwał mu.

Theo rozszerzył oczy. To było ponad dziesięć godzin drogi autem. Teraz humor młodszego miał sens. Było mu głupio, że jego pierwszą myślą było przewrażliwienie Josha.

- Joshy - złapał młodszego z podbródek, zmuszając, aby na niego spojrzał - będzie okay.

- Nie, nie będzie - warknął i odsunął się od dotyku - Nie znam tam nikogo, nie będzie tam pracy w kawiarni, nie będzie Hayden i Tracy. Nie będzie ciebie. Ja -

Młodszy zdał sobie sprawę, że wymienił Tracy. Oczy zeszkliły mu się i Theo poczuł się źle. Położył dłoń na jego ramieniu, dając znać, że dalej tu jest. Josh wziął głębszy oddech, starając się odgonić łzy. Raeken rozumiał go, sam czasem zapominał, że dziewczyna już nie jest z nimi. Nie pojawi się w pracy, ani w szkole, mimo że oni czekali.

The wolf and the sheep /ThiamAU/Where stories live. Discover now