Rozdział 16

168 18 7
                                    

(22.09)

- Nigdy więcej nie wychodzę z tobą nigdzie po zmroku. Przysięgam - Liam powtórzył to już trzeci raz w ciągu dnia, więc Theo tylko przewrócił oczami.

Wczoraj wrócili na osiedle Theo przed trzecią rano. Liam marudził, że będzie miał przejebane u rodziców, jeśli go przyłapią na wracaniu tak późno. Dlatego podał mu szybko swój numer, jak obiecał i odjechał. Raeken wrócił do siebie. Położył znalezioną książkę na stolik w salonie. Postanowił jeszcze jej nie sprawdzać. Był zbyt zmęczony, by o tym myśleć. Następnego dnia rano nie miał czasu i tylko wrzucił ją do plecaka przed wyjściem.

Znalazł się razem z Liamem w bibliotece. Było już po lekcjach, które tego dnia znów długo mu mijały. Pierwsza w szczególności, bo prawie na niej zasnął. Josh o dziwo nie pojawił się w szkole. Theo napisał do niego, gdy młodszy chłopak nie pojawił się już na trzeciej godzinie, ale odpowiedzi nie dostał. Starał się nie myśleć o najgorszym, jednak jego głowa i tak była tego pełna.

Weszli na piętro, gdzie znaleźli pusty stolik przy ścianie. Leżała na nim mała, cienka książka, wyglądająca na taką dla dzieci. Theo zaczął szukać w swoim plecaku znalezionej wczoraj książki. Rano powiedział o niej Liamowi i ten zaproponował, że sprawdzą co jest w środku po lekcjach. Dlatego tutaj przyszli.

Znalazł rozpadającą się stertę zszytych kartek i położył ją na stole. Stara, skórzana okładka odrywała się od całości po bokach i uginała się od ilości w środku. Widocznie ktoś doszył do oryginalnego stanu sporo kartek. Nitka wychodziła z grzbietu albo ze starości, albo właśnie z tego powodu. Na środku okładki było miejsce na podpisanie przedmiotu, co zostało już zrobione ładnym, pochyłym pismem. Dopiero teraz zorientował się, że jest to notes bądź dziennik.

- Robert Morris- przeczytał na głos Liam.

- Ta willa należała do rodziny Morris - zauważył starszy. Liam spojrzał na niego szybko, zanim delikatnie otworzył pierwszą stronę. Raeken zobaczył jak brwi młodszego się marszczą.

- Większości nie da się rozczytać - stwierdził Liam - Ktoś to zamazał. Zostały tylko daty.

- Jakie? - Theo wstał ze swojego miejsca, naprzeciw Liama. Jedną ręką podniósł krzesło i postawił je bliżej blondyna. Usiedli teraz obok siebie i Raeken miał choć trochę widok na zeszyt. Rzeczywiście, tekst był zamazany. Ktoś dopilnował, aby na pewno nie dało się go rozczytać

- Pierwsza to dwudziesty trzeci listopada tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego - Przewrócił stronę - Czwarty grudnia siedemdziesiątego siódmego. Trzynasty grudnia. Ten sam rok - zmiana strony - Z trzydziestego pierwszego grudnia na pierwszego stycznia siedemdziesiątego ósmego. O, jest jakiś rysunek.

Młodszy pokazał zeszyt Theo. Na drugiej stronie, gdzie zapisek się kończył, był portret łysawego mężczyzny. Był w średnim wieku, broda sięgała mu do klatki i miał tlące się cygaro w ustach. Miał zamknięte oczy, chyba spał. Theo zauważył mały dopisek w rogu kartki. "Tata", tak pisało. Mała strzałka ciągnęła się do rysunku. Szkic nie był jakimś dziełem sztuki; twarz była trochę krzywa i niektóre linie były źle pociągnięte. Raeken pomyślał, że zrobiło to dziecko, które dopiero uczy się rysunku.

Liam ustawił notes ponownie przed sobą i sprawdzał strony dalej. Właściciel dodawał wpisy kilka razy na miesiąc. Zazwyczaj dwa bądź trzy. Małe rysunki pojawiały się na marginesach i z czasem robiły się co raz lepsze. Jedynym co udało im się rozczytać były dopiski przy szkicach. W większości tłumaczyły, kto znajduje się na ilustracjach. Przy dopisku "mama" był rysunek kobiety w średnim wieku. Włosy związane miała w kok na obu rysunkach, który ją ukazywał. Na jednym stała tyłem, chyba w kuchni. Pojawił się jeszcze rysunek jakiegoś chłopaka. Wyglądał na wiek Liama, może odrobinę młodszy. Siedział na małym taborecie i czyścił strzelbę. Podpisany był jako Marvin.

The wolf and the sheep /ThiamAU/Where stories live. Discover now