Rozdział 46

100 9 7
                                    

- Słońce? - odwrócił głowę w stronę Theo, napotykając zielone oczy, już wpatrzone w niego. Leżeli jeszcze w łóżku. Liam praktycznie przygniatał starszego chłopaka, przytulając się do niego - Naprawdę ci to nie przeszkadza?

Podciągnął się, aby ich twarze zrównały się. Spojrzał na Theo z łagodnym uśmiechem, jakiego Raeken nie odwzajemnił. Zerkał to na Liama, to na sufit z zmartwieniem. Dunbar nie był pewien, o co tym razem chodzi jego chłopakowi, jednak domyślił się, że mówi o sobie; o swoich koszmarach; o dziwnych zachowaniach.

Pocałował Theo delikatnie w usta. Później w policzek i wreszcie w czoło. Mógłby tak cały dzień, w szczególności, że wywoływało to uśmiech u Raekena.

- Nic w tobie nigdy nie będzie mi przeszkadzać, kochanie - wyznał, ponownie całując go w policzek. Lekki zarost zakłuł go w usta.

Theo położył jedną dłonią w blond włosy, drugą układając na karku, przyciągając Liama bliżej. Dunbar kontynuował swoje małe całusy na całej twarzy starszego chłopaka, mrucząc cicho, na ciągnięcie jego włosów.

Słońce, do teraz wpadające do sypialni przez okna, zostało zasłonięte przez chmury. Zrobiło się odrobinę ciemniej i chłodnej, ale mało ich to obchodziło. Liam cieszył się, że może w spokoju cieszyć się Theo. Nie pamiętał czemu, ale tęsknił za nim. Nawet nie miał ochoty się nad tym zastanawiać.

- Nawet jeśli cię zabiłem? - zapytał Theo, szepcząc prosto do ucha Liama, jakby szeptał mu słodkie rzeczy.

Zastygł. Wpatrywał się w nicość, starając przetworzyć, co powiedział Raeken. Myślał, że się przesłyszał, bo to nie miało żadnego sensu. Odsunął się, aby spojrzeć na Theo, ale natychmiast odskoczył, gdy zamiast zieleni zastał czerń. Oczy całe zalane były żyłami, które wychodziły na policzki, nadając skórze fioletowy odcień. Zmieniały twarz chłopaka, sprawiając, że wyglądał na chorego i wychudzonego.

- S҉ł҉o҉̶ń҈̵c̴e̵̸ - to nie był głos Theo. Nawet nie brzmiał, jakby rzeczywiście wychodził z chłopaka. Dochodził zewsząd. Liam został nim praktycznie przytłoczony - M҉̬͋̒͜͠y̸̠̝̪͆̂͜͝

Cofnął się na sam koniec łóżka, nie zauważając, że materac skończył się. Runął na ziemię. Nadgarstki i plecy zabolały mocniej, niż się spodziewał. Do dłoni przykleiły kłujące fragmenty czegoś, co obsypywało podłogę. Nagle nie był już w sypialni. Znikąd pojawiły się drzewa, a słońce zmieniło w księżyc.

Theo wyciągnął do niego umazane krwią dłonie. Oplótł chudymi palcami gardło.

I zacisnął.

----------------


- Coś tu z nami jest.

Theo już to wiedział. Pozwolił, aby Liam zaczął prowadzić go w kierunku domu. Nadal nie miał pełnej kontroli nad tym, co się z nim działo, ale przynajmniej nic go już nigdzie nie ciągnęło. Coś ścisnęło w jego brzuchu a obraz na ledwie sekundę rozmył. I nagle drzewa przed nim były inaczej ułożone. To nawet nie były te same drzewa. Liam nie zauważył. Brnął dalej, teraz prowadząc ich głębiej w las. Ale nie czuł już tej trzeciej osoby. Ta obecność stała się ledwie śladem w pamięci. Las znów zabrał ich tam, gdzie chciał.

- Li - zatrzymał blondyna. Wreszcie czuł, że odzyskał choć odrobinę własnej woli. Wiedział, że to tylko dlatego, że las mu na to pozwolił; odkrywał przed nim coraz więcej sekretów, jak dzikie zwierzę, wreszcie zaczynające ufać. Przynajmniej pozwolił mu samemu wybrać się w wskazane miejsce - Nie idziemy do domu.

Chłopak skrzywił się i zaczął rozglądać, jakby drzewa miały pomóc mu w dowiedzeniu się, gdzie są.

- Co? - zapytał głupio. Jego głos wydawał się zbyt głośny. Wcześniej nawet dresy chłopaka wydawały się być zbyt głośne, gdy ocierały się o jego uda. Był zbyt przewrażliwiony.

- Coś się zmieniło, nie zauważyłeś? - spróbował wytłumaczyć, mimo że wątpił, aby chłopak zrozumiał - Pojawiliśmy się w innym miejscu.

Blondyn znów zaczął się rozglądać z tym samym efektem. Nie znał lasu na tyle dobrze. Wyglądał na bardzo skołowanego oraz wystraszonego.

- Nie wyjdziemy stąd, prawda? - zapytał smutno. Ścisnął mocniej dłoń Raekena - Zawsze będziemy trafiać tam, gdzie chce.

- Nie zrobi nam krzywdy - obiecał. Objął młodszego ramieniem. Zauważył, jak trzęsie mu się broda, a nie chciał widzieć płaczu Liama. Nie był pewien, czy mówi o drugim wilku, czy lesie - Pójdziemy, gdzie chce i wrócimy do domu.

Zaczął prowadzić ich na przód. Dobrze wiedział, że las wskaże im drogę. Miał nadzieję, że cokolwiek się stanie, nie zajmie to długo. Czuł się wyczerpany i mógł stwierdzić, iż Liam też. Ostatnie dni były zbytnim przeciążeniem.

- Liam, uspokój się, proszę - czuł, jak młodszy trzęsie się i cały jest spięty. Rozumiał jego strach, jednak potrzebował chłopaka skupionego.

Młodszy oplótł szczelnie jego biceps, przyciskając policzek do skóry. Theo zauważył, że wdychania jego zapach. Po krótkiej chwili pokiwał głową i spojrzał na niego tymi dużymi oczami. Wyglądał zupełnie, jak smutny szczeniak. Przygładził blond włosy, mając nadzieję na dodanie tym otuchy młodszemu.

- Jeśli coś się stanie, nie mogę nas obronić - wymamrotał Liam, poprawiając uścisk.

Trochę wystraszyło to Theo. Nie chciał, aby Liam się dla niego narażał, jednak zawsze stanowiło to jakieś zabezpieczenie. Za pierwszym razem, gdy oba wilki spotkały się, nie doszło do walki. Liam skutecznie odgonił tego drugiego i Theo liczył, w razie awarii, na powtórkę. Oby nigdy do niej nie doszło.

- Jest daleko - zapewnił, mając nadzieję, iż Dunbar nie zapyta, skąd to wie. Znów było to bardzo silne przeczucie. Wydawało mu się, że go czuje, gdzieś po zupełnie innej stronie lasu.

- Nadal się boję - wyznał.

- Ja też.

Szli dalej. Roślinność nie przeszkadzała im. Nic dziwnego, skoro las chciał, aby gdzieś dotarli. Coraz bardziej rozumiał działanie tego miejsca, jednak nie był pewien, czy to dobrze. Zawsze czuł się tutaj lepiej. Przynależał tu, nie do ludzi, co było odrobinę przerażające. Mogło to oznaczać, że kiedyś całkiem odetnie się od tego zewnętrznego świata? Utknie w koszmarach i dziwnych wizjach?

Coś znajdowało się przed nimi. Coś martwego. Zapach krwi oraz mrowienie z tyłu głowy Theo to zdradzało. Wyczucie takich rzeczy przychodziło mu coraz łatwiej. Zbliżył się powolnie, czując, jak dłonie Liama ześlizgują się z jego skóry. Przestał czuć ciepło jego ciało, jakby nagle zniknął.

Stanął sam prosto przed kałużą krwi oraz fragmentami rozerwanej skóry. Ciała jednak brak. Krwawy ślad ciągnął się podłużną linią dalej w krzewy.

- Theo!

----------------

Liam otworzył oczy, jednak nie zrobiło to dużej różnicy. Między gałęziami były minimalne dziury, które przepuszczały ledwo światło księżyca. Trawa pod nim była wilgotna i zimna. Miał wrażenie, że sięga źdźbłami do kości.

Zaczął kaszleć. Krew wyleciała z jego ust, bardziej go dusząc. Przewrócił się na bok, wypluwając ogromne ilości cieczy na trawę. Wydawała się czarna, jak wszystko dookoła. Gardło szczypało i rwało. Miał wrażenie, że coś nadal naciska na jego gardło. Miał nadzieję, że zaraz się to uspokoi, bo łzy już zalewały jego twarz i brakowało mu sił, na dalsze wyrzucanie z siebie krwi. Nie miał, jak złapać powietrza między atakami kaszlu. Pewnie zrobił się lekko siny.

Ciepła dłoń przejechała po jego plecach. Było to ledwo muśnięcie, ale wiedział, że to Theo. Chłopak zawsze dotykał go, jakby obawiał się, że zniszczy Liama.

- Jest okej - spróbował zapewnić, nie chcąc, aby chłopak się martwił. W końcu Raeken, jeśli wrócił już do siebie, na pewno obwinia siebie. Liam wiedział, że Theo nie skrzywdziłby go w taki sposób, jeśli coś się nie stało. Coś go nie opętało.

Kaszel wrócił, niszcząc jego wiarygodność. Theo nie odpowiedział. Dotyk nie wrócił. Liam domyślił się, że chłopak chciał dać mu chwilę na pozbieranie się. Zajęło to kilka minut. Miał wrażenie, że płuca przetoczą się przez jego gardło przez większość tego czasu.

- Dzwoniłem do ciebie i pisałem, ale nie odpowiedzia- odwrócił się, mając nadzieję zastać Theo, gdzieś za sobą. Zmarszczył brwi, orientując się, że jest całkiem sam. Rozszerzył oczy, starając się, w ciemnościach zobaczyć znajomą sylwetkę. Był jednak sam. Jego nos poruszył się, gdy szukał zapachu Raekena.

Nic

Chłopak wydawał się zniknąć. Tylko co w takim razie dotknęło go wcześniej. To musiał być Theo. Tylko na dotyk stada Liam nie reagował zaskoczeniem. Tylko watahę rozpoznawał natychmiast.

- Theo? - spróbował zawołać, jednak chrypa mu nie pozwoliła. Zabrzmiało to raczej, jak łamiący się szept.

Wszystko poszło nie tak, jak miało. Chciał przeprosić swojego (chyba jeszcze) chłopaka i albo pogodzić się z nim, albo dowiedzieć, że go stracił. To jednak, gdzie poszła ta sytuacja, nawet nie wpadło mu do głowy jako możliwość.

Może nie wyczuł Theo, ale wyczuł krew. Dość daleko, ale zapach był silny i przeraził nastolatka. Nawet jeśli nie była to krew Raekena, to należała do człowieka. Pomysł, że gdzieś tutaj, razem z nim i jego chłopakiem lata ten drugi wilk, znów w szale mordowania, zmusił go do ruszenia się, mimo dalszemu zmęczeniu.

Zaczął przepychać się przez krzewy, starając znaleźć dobrą drogę między nimi. Chciał dotrzeć na miejsce jak najszybciej, aby upewnić się, że wilka nie ma w pobliżu. W pobliżu Theo.

- Pójdziemy, gdzie chce i wrócimy do domu.

Usłyszenie głosu Theo, wzięło go z zaskoczenia. Chłopak znajdował się gdzieś w pobliżu, ale wydawał się niewyraźny. Jakby był tylko echem przechodzącym po lesie. Nie było go też nigdzie widać.

- Theo? - spróbował znów zawołać. Na szczęście jego głos był głośniejszy.

Nikt nie odpowiedział. Znów panowała ta nienaturalna cisza. Jakby utknął w bańce, bez niczego żywego dookoła. Zmienił kierunek marszu, starając się dotrzeć do miejsca, z którego dochodził głos Theo. Szło się szybciej i łatwiej. Las wreszcie pozwalał mu poruszać się swobodnie - przynajmniej takie miał wrażenie - jak wtedy, gdy zmieniał się w wilka.

Theo stał na środku morza krwi.

Przynajmniej jej zapachu. To właśnie ten zapach wcześniej zmusił go do ruchu. Starszy nastolatek stał do Liama tyłem. Wpatrywał się w coś pod nogami. Dunbar nie wiedział, jak ma się zachować. Nie chciał powtórki z wcześniej. Na pewno nie po tym dziwnym śnie, jaki pojawił się po tym, jak zemdlał. Ale nie było możliwości, że zostawi Theo. Nie potrafiłby.

- Theo? - spróbował, już będąc gotowy na atak.

Raeken jednak powolnie odwrócił się. Twarz była normalna. On wyglądał normalnie. Tak normalnie, jak osoba szwędająca się w nocy po lesie może wyglądać.

- Zgubiłem cię - coś zakuło go na te słowa. Theo brzmiał na tak smutnego i na zagubionego, że jakiekolwiek podejrzenia Liama o ataku, wyleciały blondynowi z głowy.

- Już wszystko dobrze, kochanie - ruszył w stronę starszego, wyciągając do niego dłonie. Nie zawahał się przed złapaniem go za poliki, nawet gdy zobaczył krew wokół ust i na ubraniach - Znalazłem cię.

Przyciągnął Theo w swoje ramiona, pozwalając, aby schował twarz w jego szyi. Gładził chłopaka ostrożnie po plecach. Gdy ułożył głowę na czubku tej Theo, zobaczył wielką plamę krwi. Ciała nie było. Przypomniał sobie o sarnie. Theo zabił coś jeszcze?


Raeken odsunął się odrobinę, aby spojrzeć na Liama. Łzy świeciły w zielonych oczach a krew na ustach. Liam potrafił wyobrazić sobie, jak smakuje. Nawet chciał go teraz pocałować, ale nie wiedział, czy może. W końcu nic jeszcze między sobą nie wyjaśnili.

- Przepraszam, słońce - ciepłe palce przejechały po siniakach, powolnie gojących się na szyi. Miejsca zakłuły, ale tylko przez sekundę - Nie wiedziałem-nie. Naprawdę przepraszam.

- Jest dobrze, kochanie - zapewnił, widząc, że Theo zaczyna panikować - Możemy uznać, że jesteśmy kwita.

Nie byli. Raczej nic, co miałoby się wydarzyć, nie sprawiłoby, że Liam wybaczyłby sobie to, jak potraktował Theo. Uderzył go, powiedział rzeczy, z którymi wiedział, że Raeken się zmaga i od dłuższego czasu wiele mu utrudniał. Nie mógł nawet się przydać w razie, gdyby musieli się bronić.

- Przecież już wytłumaczył - Theo zbliżył twarz do tej Liama. Nadal był smutny, ale spokojniejszy - Chciałeś mnie chronić, wiem.

Nim Dunbar mógł zastanowić się, kto powiedział to Theo i zacząć martwić, zakrwawione usta na tych swoich. Automatycznie odwzajemnił pocałunek. Chyba nie było siły, która sprawiłaby, że nie chciałby tego. Zlizał metaliczny smak na skórze starszego. Mieszał się z naturalnym smakiem Theo, który był jeszcze słodszy. Kiedy tylko krew znalazła się w jego buzi, mało co miało znaczenie. Chciał tylko więcej.

I więcej Theo mu dał.

Przyległ do niego, pozwalając scałować i zlizać czerwoną ciecz. Liam wiedział, że sytuacja wymagała zupełnie innego zachowaniach; że powinni stąd odejść, ale znów miał przy sobie Theo. I Theo go chciał. Też go potrzebował. Nawet jeśli miało to trwać tylko chwilę. Nawet jeśli Raeken później przypomni sobie o powodzie ich rozłąki, chciał skorzystać z tej chwili. Miał swoje kochanie w swoich ramionach i mało co miało znaczenie.

Z wyjątkiem krwi.

Ona też miała znaczenie. Może niekoniecznie rzeczywiście dla Liama, nie ludzkiego oraz nie sama w sobie. Coś rozpierało go od środka. Przyjemnie ściskało w piersi. Dał sobie radę - podpowiadał głos, który wiedział, że należy do wilka - Sam polował. Wiedział, że ciężko będzie to przetłumaczyć swojej drugiej stronie, ale i tak poczuł się dobrze z myślą, że Theo da radę o siebie zadbać. Nawet jeśli spełniłby tylko wilcze "wymagania".

Theo nagle odsunął się, zabierając od Liama ten słodki smak, w którym mógłby zatonąć. Spojrzał na starszego spod przymrużonych powiek. Rozszerzone źrenice powolnie zaczęły zwężać się do normalnej wielkości, wraz z ulatującym podnieceniem. Nagle skrzywił się, jakby coś kwaśnego było w jego ustach. Przeniósł wzrok na miejsce, z którego przyszedł Liam.

- Ktoś tu jest - stwierdził.

Liam natychmiast spojrzał w to samo miejsce. Lekki nacisk pojawił się na końcu jego palców, gdzie kończyły się paznokcie, ale pazury nie mogły wysunąć się. Najpierw wyczuł zapach psa - z domem, zadbanego. Później zapach potu oraz skóry, urozmaicony strachem. Pies też się obawiał, ale nie aż tak, jak człowiek. Po dawce sarniej krwi, pierwszym instynktem Liama było pobiegnięcie w stronę słabszego i upolowanie. Ale w lesie z nim był człowiek. Zwykły człowiek - musiał sobie powtórzyć. Już wcześniej czuł tą osobę. Spotkali już ją kiedyś. Nie była to Alice, ale też pachniała komisariatem.

- Nie jest groźny - dodał Raeken i wyplątał się z ramion Liama - Chodź.

Dunbar nie miał zamiaru się z tym kłócić. Chciał tylko wyjść z lasu i ufał Theo na tyle, aby nie kwestionować, skąd chłopak wie, że ktoś tu z nimi jest i nie stanowi zagrożenia. Zobaczył jednak rozmazaną na twarzy i ubraniach Theo krew. Nie mogli tak wyjść do (w założeniu) policji. Złapał chłopaka za ramię, przyciągając ponownie do siebie. Natychmiast zaczął wycierać czystymi rękawami krew. Łatwiej było wytłumaczyć czerwień na rękach niż na twarzy. W skupieniu na swoim zadaniu, dopiero po chwili zorientował się, że Raeken również zaczął wycierać jego.

- Powiemy, że się potknęliśmy i wpadliśmy na tą kałużę - postanowił Theo i mimo że brzmiało to, jak słaba wymówka, nie mieli innej opcji. Możliwe, że policjantów było więcej i gdyby zaczęli uciekać, wpakowaliby się w większe kłopoty.

- Byliśmy na spacerze - dodał Liam. Na pocieszenie (dla siebie) złapał dłoń Raekena i pogłaskał kciukiem brudną skórę.

Światło latarki przebiło się przez krzewy. Był już na tyle blisko, aby ich słyszeć.

- Ej! Czekaj! - ich krzyk zagłuszyło wycie.

----------------

Theo nie miał pojęcia, co się dzieje. Bardziej, niż normalnie a to coś znaczyło. Odkąd zaczął się jego sen (podczas którego wyszedł do lasu i najprawdopodobniej coś zabił, dziękuję bardzo), zaczęło pierdolić się jeszcze bardziej. Obudził się, dusząc Liama, poszedł później z nim przez las, znaleźli miejsce następnego ataku wilka, ale okazało się, że to nie był Liam, tylko jakaś kolejna, zbyt realistyczna halucynacja. Prawdziwy Liam znalazł go po dłuższym czasie. Zamiast dresów, jakie Theo widział wcześniej, miał dżinsy oraz koszulka, która kiedyś należała do Theo, okazała się mieć żółty nadruk na środku. Później okazało się, że jest cały we krwi. Mógłby przysiąc, że przed pojawieniem się Liama jej nie było. Ale przynajmniej znów miał swoje słońce przy sobie. Mógł przez chwilę niczym się nie przejmować.

Aż pojawił się policjant. Miał zamiar poprosić Dunbara o wytłumaczenie tego, co się stało. Chciał przyznać się, że nie pamięta praktycznie nic z dzisiejszej nocy, a droga pokonana z halucynacją blondyna robiła się coraz bardziej zamglona.

Przynajmniej mieli teraz jak wydostać się z lasu.

Tak myślał, dopóki mrowienie z tyłu głowy nie przerodziło się w kłucie w karku, a później w przeszło na plecy. Spróbował zawołać do policjanta, ale wilk już ich szukał. Możliwe, że po drodze do nich już coś złapał. Lub kogoś. Wycie, przypominające bardziej ryk, ruszyło coś wewnątrz Theo. Ciągnęło i rwało.

I wtedy światło latarki zaczęło się oddalać.

Złapał Liama mocniej i zaczął iść w miejsce, gdzie był policjant. Mógł wyczuć jego strach. Był czymś słodko kwaśnym na tle roślin i nocy. Łatwo było go znaleźć, ale nie tylko dla Theo. Pies zaczął szczekać, gdy tylko się zbliżyli. Natychmiast podnieśli ręce. Znajoma z widzenia twarz odwróciła się w ich stronę z szokiem.

- Stój! - Parrish miał już wyciągniętą broń. Wycelował w nich, nie widząc, kto się zbliża.

- Czekaj! - Liam przeszedł przed Theo. Wyglądało to, jakby zbliżył się, aby porozmawiać, jednak Raeken wiedział, że zrobił to, aby go osłonić. Liam był chory. Theo mógł praktycznie poczuć, jak jego zapach zmienił się na kwaśniejszy. Ale i tak był gotów przyjąć za niego kulkę - Zgubiliśmy się i-

- Coś obok nas przebiegło - przerwał Liamowi, aby nie powiedział zbyt wiele, szczególnie jak na kogoś, kto miał być mocno spanikowany. Ton Theo był sztucznie drżący i pewnie Liam mógł to rozpoznać.

- Dobra - Jordan obniżył broń, ale nie schował jej - Wynosimy się stąd. Już.

Gwizdnął na psa, który natychmiast przestał rwać się na nastolatków i przylgnął do nóg policjanta. Nadal był niespokojny. Wyczuwał obecność wilkołaków i wiedział o zagrożeniu. Theo skupił na nim wzrok. Jakoś było łatwiej skupić się na psie niż ludziach. Było to trochę jak z Liamem - po części należał do tego miejsca, jednak świat ludzi był dla niego bardziej przyciągający. Dla Theo kiedyś też tak było. Nie lubił ludzi, ale należał do ich przestrzeni. Teraz nie wiedział, gdzie przynależy.

- Lepiej się pośpieszyć - powiedział do Parrisha poważnie - Zaraz nas dogoni.

Parrish chwilę wpatrywał się w niego, próbując analizować słowa nastolatka. Po chwili pokiwał głową i pokazał im bronią, aby szli przodem. Zrozumiały ruch. Liczył, że na komendzie o nic ich nie osądzą (mimo że zaczynali być podejrzani z swoim pojawianiem się w niewłaściwych miejscach). Poza tym, był środek nocy. Nikomu nie będzie chciało się z nimi użerać. Oby tylko nie stwierdzili, że warto ich (znów) wsadzić do celi.

O dziwo, udało im się szybko wyjść z lasu. Theo miał wrażenie, że zostali z lasu wręcz wyrzuceni. Ponownie zauważył zmianę otoczenia, gdy szli. Las chciał, żeby uciekli. Wreszcie Theo się z nim w pełni zgadzał. Albo z nią. Bardzo możliwe, że kobieta (driada) w jego śnie była personifikacją tego miejsca.

- Która godzina? - zapytał Liam, kiedy szli przez parking.

- Zaraz będzie - Parrish spojrzał na zegarek u rozszerzył oczy - Czwarta. Myślałem, że jest wcześniej.

Liam spojrzał na wjazd na osiedle, jakby spodziewał się tam kogoś zobaczyć. Theo wolał nie pytać. Przynajmniej nie dzisiaj. Chciał jedynie położyć się spać u błagać, aby nie pojawiły się kolejne koszmary.

- Wiecie, że będę musiał was zabrać? - zmienił temat Jordan, lustrując krew na ich ubraniach.

Theo usłyszał pociągnięcie nosem i natychmiast spojrzał na Liama. Blondyn skulił się, trzęsąc lekko. Przypominało to Raekenowi moment powrotu od Jacksona. Liam nie płakał teraz, jednak był wyczerpany. Świszczenie w jego gardle tylko narastało.

Theo nadal bolał tamten wieczór. Chyba na zawsze zapamięta tamte słowa, nawet jeśli zostały wypowiedziane z troski o niego oraz w panice. Nie byłoby to tak złe, gdyby powiedział to ktokolwiek inny. Ale kochał Liama. To chyba nigdy się nie zmieni, nie ważne co. I jak powiedział Liam (albo halucynacja. Już nie rozróżniał), teraz oboje skrzywdzili siebie na wzajem i samych siebie. Nigdy nie myślał, że dojdzie w ich związku do czegoś takiego.

- Musi to być dzisiaj? - zapytał ze względu na Liama. Przydałoby mu się odpocząć - Odeśpimy i przyjedziemy naty-

- Przepraszam, ale muszę.

Na tym rozmowa zakończyła się. Nastolatkowie wsiedli na tył samochodu, ściskając się prawie na jednym siedzeniu. Liam oparł głowę o ramię Theo i przymknął oczy. Raeken za razem cieszył się jak i czuł nieprzyjemny ścisk pod płucami. Dobrze było mieć Liama z sobą tak, jak powinno być (pomijając siedzenie w radiowozie), ale słowa z tamtego wieczoru nadal siedziały mu w głowie. Nadal uważał je za prawdę.

Liam zakaszlał cicho. Theo wplótł palce w miękkie kosmyki i zaczął bawić się nimi. Z zadowoleniem zauważył, że Dunbar rozluźnił się.

- Jak się czujesz? - wyszeptał, żeby go zbytnio nie rozbudzać w chwili spokoju. Mieli ich za mało.

- Jest dobrze - wymamrotał blondyn, wpychając twarz w ramię starszego chłopaka - Nie boli bardzo. Tylko mi zimno.

Theo żałował, że nie ma przy sobie swojej bluzy. Teraz mógł jedynie objąć Liama ramieniem i powiedzieć:

- Na komisariacie będzie ciepło.

Okazało się, że miał rację. Komenda była nagrzana i wręcz senna. Policja na służbie o tej godzinie nie była aż tak przytomna, w szczególności, że nie działo się tej nocy dużo. Przynajmniej z ich perspektywy.

Gdy tylko weszli, szeryf pojawił się w drzwiach swojego biura z kubkiem w ręku, przystając na ich widok.

- Do mnie - nakazał i zniknął w pomieszczeniu.

Theo przeklął pod nosem, ale dał się poprowadzić za mężczyzną. Ciekawiło go, czy Noah kiedykolwiek śpi. W biurze pozwolili im siąść na małej kanapie naprzeciwko biurka. Szeryf siedział na nim z skrzyżowanymi ramionami, jak rodzic, mający zamiar dać reprymendę dziecku.

- Nich zgadnę - powiedział, gdy tylko drzwi zamknęły się - Znów las.

- Skąd pan na to wpadł? Lata w policji rzeczywiście rozwijają dedukcję - odpowiedział automatycznie.

Sekundę później oboje nastolatków skuliło się pod ciężarem wzroku mężczyzny. Theo nie czuł się winny za pójście do lasu. Nieświadomie - warto podkreślić. Ale nie chciał martwić szeryfa. Mężczyzna zawsze starał się mu pomagać, odkąd Theo zamieszkał sam, trochę próbując stać się pewnego rodzaju opiekunem.

- Powiedzieli, że się-

- Mówię też o tobie! - wybuchł, uderzając z otwartej dłoni o blat. Jego twarz zapłonęła czerwienią, gdy spojrzał na Parrisha - Tobie też powiedziałem, żebyś tam nie szedł. Uparci jesteście jak osły. Wy wszyscy - przejechał po trójce wzrokiem i westchnął głośno - Nie chce więcej ciał. W szczególności nie waszych.

- Nie chcieliśmy iść daleko. Tylko zrobić krótki spacer - spróbował wytłumaczyć Raeken, jednak zabrzmiało to, jakby się kłócił.

- Mogło się to skończyć tragicznie, synu!

- Czemu obwiniacie tylko mnie? Przecież inni też tam chodzą. W lesie jest pełno ścieżek. A to nad klif, nad rzekę. Nie jestem jedyny, który tam chodzi.

Nie mógł powstrzymać się przed wytknięciem tego. Wiedział, że ścieżki są o wiele starsze, ale odkąd zaczęła się akcja z wilkiem, nie zarosły nawet odrobinę a to oznaczało, że ktoś poza nim też tam chodził.

- Theo, w tym lesie nie ma żadnych ścieżek - powiedział szeryf z wyraźnym skołowaniem.

- Nie mówię o jakiś chodnikach - sprecyzował, powstrzymując się przed przewróceniem oczami - Takie małe, wydeptane ścieżki zrobione przez ludzi, którzy tam spacerują - wyjaśnił z irytacją. Zaczynał już machać rękoma podczas mówienia - Liam też ze mną nimi szedł.

Odwrócił się do chłopaka, aby potwierdzić swoje słowa, jednak spotkało go pełne zmartwienia spojrzenie. Nie rozumiał. Czemu wszyscy tak na niego patrzyli?

- Uwierz mi synu, w ostatnim czasie często bywałem w tym lesie i żadnej ścieżki nie znalazłem - mężczyzna uśmiechnął się łagodnie - Ale szczerze mówiąc, byłem skupiony na czym innym, więc może je ominąłem, skoro są małe.

Słowa szeryfa nie pocieszyły go, ani niczego nie wyjaśniły. Theo powinien był nic nie mówić.

- Skąd ta krew - zadał wreszcie to pytanie Parrish.

- Szliśmy i się potknąłem - odpowiedział natychmiast Liam. Nadal kulił się, ale wyglądał, jakby było to przez wstyd - Myśleliśmy, że to woda, ale no.

Zaczął oglądać swoje dłonie z skrzywieniem. Nie kłamał tak źle, jak Theo się spodziewał. Starszy nastolatek myślał, że to on będzie musiał odpowiadać na wszystkie pytania.

- Kolejna ofiara? - zapytał bardziej siebie szeryf.

- Było ciemno, ale raczej nie.

- Mówiliście, że się zgubiliście - przypomniał sobie Parrish - O której weszliście do lasu?

Theo chwilę wpatrywał się w Jordana i nie mógł się powstrzymać przed utrudnieniem im pracy. W końcu sam do końca nie wiedział, kiedy konkretnie wszedł do lasu i jak długo tam był.

- Wtedy, co Liam.

- Liam, kiedy to było? - Parrish zwrócił się do młodszego nastolatka, jeszcze nie wyłapując sarkazmu Theo.

- Wtedy, kiedy Theo - odpowiedział podobnym tonem - Przyszliśmy razem, więc przyszedłem wtedy, kiedy Theo, a Theo, kiedy ja.

- W tym samym czasie - podkreślił Theo. Musiał powstrzymywać cwany uśmiech przed wykwitnięciem na ustach. Skołowana mina Jordana poprawiła mu humor.

- Czuje się, jakby Stiles wrócił - westchnął szeryf z zmęczeniem, ale również rozbawieniem w głosie - Dobra, ostatnie - postanowił - Skąd te ślady na szyi?

Nastolatkowie natychmiast spoważnieli. Theo wręcz poczuł, jak krew odpływa z jego twarzy. Nie obwiniałby Liama, gdyby powiedział prawdę. Może nawet byłoby lepiej. Theo czuł, że potrzebuje kary za to, co mu zrobił. Liam jednak milczał, uciekając wzrokiem.

- Chcesz porozmawiać sam? - zapytał szybko Noah o wiele łagodniejszym tonem - Może wolałby-

- Uprawialiśmy seks! - przerwał mu blondyn i trójka mężczyzn spojrzała na niego z szokiem. W szczególności Theo.

Co Liam wymyślił?

- Przepraszam, że niby- Noah urwał i jego oczy nagle rozszerzyły się w zrozumieniu. Jordan parsknął, co spróbował zakryć kaszlem. Theo po chwili sam zaczął głupio uśmiechać się i zakrył twarz dłońmi. Kiedy spojrzał na Liama, chłopak siedział cały czerwony, unikając wzroku wszystkich.

- Dobra, wracać do domu - szeryf sam zaczął się śmiać.

W tym momencie coś huknęło i po komendzie rozszedł się krzyk. Szeryf zerwał się, razem z Jordanem wybiegając na hol główny. Zapach ciepłej krwi wtoczył się do gabinetu zastraszająco szybko. Spojrzeli po sobie z Liamem i ruszyli za mężczyznami.

W holu panowało zamieszanie. Gdy tam weszli, minęły ich dwie osoby wręcz zielone na twarzy i uciekły gdzieś w głąb komisariatu. Drzwi budynku stały otworem z czerwonobrązowymi smugami od zewnątrz. Wlewał się przez nie silny wiatr i fala deszczu. W progu zebrała się grupa ludzi, głównie funkcjonariuszy, stojąc i dyskutując nad czymś w panice. Szeryf klęczał na ziemi, na której rosła powolnie plama szkarłatu. Theo przepchał się przez tłum i w następnej sekundzie złapał pasek od spodni i ruszył do rannego.

Mężczyzna był okropnie blady z wytrzeszczonymi oczami. Przez brzuch przechodziła ogromna szrama. Wyglądało, jakby wszystkie organy miały zaraz przez nią wylecieć. Próbował coś mówić, ale nic nie wychodziło z jego ust.

Theo robił wszystko bez zastanowienia; założył pętle zaraz nad raną i zacisnął, starając się zatrzymać krwawienie. Zaczął krzyczeć coś do innych, sam siebie nie słysząc. Jakaś kobieta założyła na ranę swoją policyjną kurtkę i ucisnęła ranę. Ktoś inny dzwonił po karetkę.

Była dość mała szansa, że mężczyzna przeżyje. Rana była zbyt głęboka a krew już zbierała się w ustach, co sugerowało poważne uszkodzenia organów.

Spojrzał na zewnątrz. Ktoś obserwował go z drugiej strony drogi między domami. Theo mógł zobaczyć jego połyskujące w cieniu na czerwono oczy. Ale nie był w wilczej formie. Sylwetka była ludzka. Wilk robił się coraz odważniejszy.


----------------

Wow żyję...teraz zniknę na następne dwa tygodnie. Najwidoczniej dla mnie początek tygodnia = czwartek
🤦🏻

Przy jeszcze jednym rozdziale może być opóźnienie. W szkole teraz mam zapierdol, bo nauczyciele przypomnieli sobie, że musimy mieć oceny, więc ostatnio nie mam zbytnio czasu ani sił na nic, ale niedługo powinienem wrócić do formy i wstawiać rozdziały regularnie.

Niedługo pojawi się następny rozdział The Fine Art of Bullshit 🐱


The wolf and the sheep /ThiamAU/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz