Rozdział 26

166 19 9
                                    

" Każde pożądanie, które zdławiliśmy, rozpładza się w naszej duszy i zatruwa nas. Ciało grzeszy i na tym grzech się kończy, gdyż czyn jest pewnego rodzaju oczyszczeniem. Nie pozostaje nic, jeno wspomnienie rozkoszy albo zbytek żalu..." - Oscar Wilde "Portret Doriana Graya.

(6.10)

Ściółka leśna wydawała charakterystyczny dźwięk z każdym ich krokiem. Pomału zbliżali się do celu ich wędrówki. Znalezienie willi zajęło im trochę czasu, ale nie było to nic dziwnego, skoro miejsce odwiedzili zaledwie raz i to ponad dwa tygodnie temu. Przynajmniej teraz było jasno, jako iż zdecydowali się wyjść zaraz po zjedzeniu śniadania.

W głowie Theo dalej krążył ich wspólny poranek. Poczucie winy przez słowa, które zasmuciły Liama, dalej paliło go w piersi, jednak przez większość czasu było ignorowane. Tylko kiedy na dłużej zapadała cisza, wracało, kłując jak ostrze.

Jednak razem z tą winą wracało wspomnienie delikatnego dotyku na skórze. Trzymanie go na tyle blisko, że mógł poczuć ciepło jego ciała i oddechy mieszające się razem. To też paliło jego serce, ale w ten dobry, chciany sposób.

Mógłby budzić się tak co dzień.

Przepchali się przez gęstwinę liści, na co Liam mamrotał coś pod nosem, idąc za Theo. Przed nimi była już całkiem widoczna willa. Dom nie wydawał się tak ogromny, jak gdy byli tu po ciemku. Był też zdecydowanie mniej przerażający.

Ściany okazały się być z jasnej cegłówki, teraz zabrudzonej oraz przykrytej warstwą bluszczu w niektórych miejscach. Trzy piętra nie rozciągały się w nieskończoność, tylko kończyły spiczastym, czarnym dachem. Parę wieżyczek wydawało się nawet zachęcające do zwiedzenia.

Pokierowali się do wyburzonej ściany, z której nie buchało już wielką pustką. Dalej było wewnątrz ciemno, ale nie na tyle, aby musieć używać latarki. Liam znalazł się obok niego, również zaglądając do środka domu. Starszy zauważył, jak krzywi się, zapewne na wspomnienie tego co działo się tutaj poprzednim razem.

- Przyprowadziłeś nas tutaj na śmierć? - zapytał, prostując się i patrząc na Theo.

- Oczywiście - odparł neutralnym tonem. Mimika została mu kamienna i dopiero powolnie spojrzał na Liama. Blondyn uniósł wysoko brwi.

- Nie potrafię stwierdzić czy to był sarkazm czy nie.

Na słowa młodszego uśmiechnął się krótko. Zrobił krok w stronę zrujnowanej ściany, prawie stając już na rozsypanych cegłach i deskach.

-Czujesz coś? - zapytał nagle. Theo stwierdził, iż jest to naprawdę dobry moment na użycie wyczulonych zmysłów blondyna. Jeśli coś (albo ktoś) było w środku, to Liam raczej zorientowałby się. W końcu, podczas ostatniej pełni wiedział, że wilkołak zaatakował Theo z praktycznie drugiego końca miasta.

- Mydło - stwierdził blondyn, odwracając się do Raekena - Ładnie pachniesz.

Theo zmarszczył brwi, szybko odwracając głowę do Liama. Posłał mu minę, bo inaczej nie potrafił na to zareagować. Blondyn jednak wydawał się nie zrozumieć swojego błędu.

- Coś ze środka, matołku - powiedział głośniej, wywracając oczami.

Zrobiło mu się nawet miło na ten dziwny komplement, ale nie miał zbytnio czasu nad rozmyślaniem, że Liam lubi jego zapach. Chociaż, skoro on zaczynał czuć coś do młodszego, to może powinien zainteresować się tym, co może zrobić, aby przypodobać się wilkołakowi? Miał nadzieję, że wilki nie zalecają się do siebie, przynosząc w prezencie coś, co upolowały. Postanowił, że o tym poczyta.

Liam zarumienił się i wytrzeszczył oczy, zdając sobie sprawę z tego, jak dziwnie mogło to zabrzmieć. Theo coraz bardziej lubił, gdy młodszy robił się czerwony. Mimowolnie uśmiechnął się, obserwując jego zmieszanie.

- Ymm nie - blondyn odwrócił wzrok znów do wewnątrz budynku. Schylił głowę, jakby próbując schować się - Tylko stare drewno.

Raeken pokiwał głową. Wszedł ostrożnie na skupisko cegieł, aby nie spaść na sam dół jak poprzednim razem. Mogliby próbować wejść głównymi drzwiami, jednak Theo stwierdził, iż lepszym pomysłem jest pójście drogą, którą choć trochę znają.

Gdy wylądował na drewnianych panelach pomieszczenia, owiał go chłód razem z wonią wcześniej wspomnianego przez Liama starego drewna. W dziennym świetle mógł lepiej przyjrzeć się pomieszczeniu. Jak zauważył w noc, w którą znaleźli ten dom, ściany były niebieskawe z małymi, złotawymi zdobieniami. Stare schody, ciągnące się od lewej ściany i skręcające na tą przed nimi były z starego, czarnego drewna, które posypało się na niektórych stopniach. Wyżej na ścianie wisiały portrety w złotych ramach. Nie zauważył ich poprzednim razem. Przy schodach stała zniszczona kanapa, z narzuconym na nią materiałem. Pełno było tu kurzu i fragmentów posypanej ściany.

Zaczął ostrożnie wspinać się po schodach, gdy Liam dołączył do niego na dole. Antresola z dwoma drzwiami, nad którymi ślęczeli i rozmyślali, gdzie iść ostatnio, pozostały tak, jak je pamiętał. Jedne na wprost, otwarte, przez które wylecieli i drugie po lewo, zamknięte.

- To gdzie? - zapytał, zatrzymując się. Pójście ponownie na korytarz z drzwiami nie wydawało się głupim pomysłem, bo poprzednio nie zdążyli nawet dotrzeć do końca pomieszczenia, gdzie znajdowały się największe drzwi, ale te po ich lewej wydawały się kuszące. Patrząc na nie, włączało mu się to dziwne przeczucie, którego już zorientował się, że warto jest czasem posłuchać.

- Nic tu nie słyszę - przyznał Liam. Gdy Theo odwrócił się, aby na niego spojrzeć, wpatrywał się skupiony w podłogę, cicho pociągając nosem. Mimowolnie pomyślał o widoku Liama jako Snow - Chyba większego znaczenia nie ma. Najwyżej się wrócimy.

Theo przytaknął i chwycił za klamkę drzwi po lewo. Z głośnym skrzypnięciem otworzyły się, ukazując im czarną pustkę. Wyglądało to jak prosto z horroru. Nijak zachęcało do wchodzenia, jednak u Theo odpaliło się to, cokolwiek męczyło jego zmysły w ostatnim czasie i wiedział, że to właśnie tam powinni iść.

- Nie - usłyszał za sobą głos Liama, który zaczął kiwać głową. Uniósł ręce w proteście i zaczął odchodzić od Theo - Tam nie idziemy - postanowił, mając zamiar już wejść na inny korytarz.

- Li - zwrócił jego uwagę i uśmiechnął się przepraszająco.

Młodszy dość szybko zrozumiał. Wywrócił oczami, ale posłusznie wrócił na poprzednie miejsce bez słowa. Theo niepewnie przekroczył próg. Zaczął szukać w kieszeni telefonu, żeby rozświetlić sobie drogę.

W ruchu zatrzymał go huk. Odwrócił się zaskoczony do Liama, który dalej stał przed korytarzem. Oglądał zdziwiony ramę drzwi, marszcząc słodko nos.

- Kurwa mać - zaklął, zauważając coś na framudze.

- Co jest? - starszy wrócił się pod same drzwi, również rozglądając za tym, co zobaczył Liam.

- Popiół górski - stwierdził, dalej oglądając drewno - a drzwi chyba zrobione są z jarzębu. Nie przejdę.

Na potwierdzenie swoich słów wysunął dłoń na przód, ale została zatrzymana przez dziwne fioletowe pole, nagle pojawiające się dookoła jego skóry.

- Czyli co, idę sam? - odwrócił się do ciemności, świecąc tam latarką. Nie mógł zobaczyć końca - Moje marzenie się spełnia - wyszeptał, tak naprawdę przerażony myślą pójścia dalej samemu. Mimo to zrobił krok.

- Nie - zatrzymał go stanowczy głos Liama - Nie, nie, nie, zrób jeszcze jeden krok, a przysięgam- Theo przerwał mu, odwracając się ponownie.

- To co? - zapytał prześmiewczym tonem - Zawarczysz czy szczekniesz?

Liam wybrał warczenie. Zaświecił również oczami, jednak żadna z tych rzeczy nie robiła już wrażenia na Theo. Zbyt dużo razy miał okazję zobaczenia młodszego jak ta z dzisiejszego ranka, gdy siedzieli blisko, bądź przytulali się, zapewniając bez słów, że tu są.

- Li - upomniał go, jakby rzeczywiście mówił do psa - Może będzie inne przejście. Sprawdź korytarz - zaproponował, na co młodszy posłał mu niezadowolone spojrzenie.

- Rozdzielmy się, cudownie - wymamrotał, ale zostawił framugę w spokoju, pomału idąc w wspomnianym kierunku - Jak coś cię zaatakuje, ja spierdalam.

Theo wiedział, że ostatnie zdanie było kłamstwem. Już miał okazję przekonać się, iż blondyn bez namysłu broni go od możliwych zagrożeń. Podejrzewał, że gdyby Liam usłyszał cokolwiek niepokojącego, w kilka sekund znalazłby sposób, aby dostać się do niego. Miła myśl, musiał przyznać. Ta troska, mimo że dalej dziwna, to naprawdę miła.

Długo się nie zastanawiając, zagłębił się w czarnym korytarzu, w którym nic nie mógł dostrzec nawet z latarką. Światło dziwnie ucinało się nawet nie dwa metry przed nim.

Trzymając się ściany i uważając by się nie potknąć, szedł na ślepo przed siebie. Korytarz wydawał się długi i pusty przez echo się w nim rozchodzące.

Nie wiedział, ile szedł, ale wreszcie zobaczył coś przed sobą. Małe okno, wpuszczające odrobinę światła na część korytarza. Długo się jednak nie nacieszył. Zaraz potem zobaczył zaschniętą już dawno ciecz na ścianach. Trochę straciła na kolorze, jednak potrafił stwierdzić, iż jest to krew.

Przed oczami stanął mu koszmar sprzed paru tygodni. To to miejsce zobaczył w pierwszym koszmarze o willi. Tylko wtedy on sam był cały zakrwawiony od drutów, a krew na ścianach była świeża. Farba schodziła ze ścian, ustępując miejsca pleśni. Kawałek cegłówki, który wcześniej budował dach, rozsypał się na podłodze. Za dziurą panowała jednak czarna pustka następnego piętra.

Zobaczył przed sobą drzwi całe w białej farbie, która również sypała się od starości. W śnie był na nich wyryty fragment piosenki Tary. Jak w koszmarze odwrócił się do ciemnego korytarza. Nic nie zobaczył, a Liama nie słyszał nigdzie pobliżu.

Długo się nie zastanawiając, złapał za klamkę i szarpnął drzwiami. Światło bijące zza nich oślepiło go. Przez chwilę miał wrażenie, że znów znalazł się w koszmarze. W jego głowie pojawiła się myśl, iż dalej tkwił we śnie. Że wcale się nie obudził i poranek z Liamem był tylko wytworem jego wyobraźni. Może nadal był w lesie, marznąc i nie mogąc obudzić się, aby wezwać pomoc?

Ciężko mu się oddychało, a oczy i głowa rozbolały. Pisk powrócił, będąc znacznie gorszy po tak długim czasie nieobecności. Skrzywił się, mrużąc oczy. Zrobił krok z powrotem do cienia. Tam powolnie wziął oddech. Musiał się uspokoić. Jego halucynacje czy koszmaru nie były tak realistyczne...chyba.

Otworzył oczy zauważając, że jasne światło dalej widniało za drzwiami, jednak nie oślepiało go już. Mógł rozpoznać kształty drewnianej balustrady oraz okien na przeciwnej ścianie. Niepewnie wszedł do pomieszczenia. Ściany były okryte zieloną tapetą w małe wzorki. Jasne drewno, z którego zrobiono balustradę oraz regały wkomponowało się kolorystycznie. Półki pełne były kolorowych książek, które walały się również na biurkach pod antresolą. Zakurzone kanapy i fotele zajmowały sporo przestrzeni. Pokój był w ogólnym nieładzie, jakby ktoś zostawił wszystko w pośpiechu lata temu.

Nie zdążył zrobić czegokolwiek, a coś huknęło pod nim. Powolnie wyjrzał za barierkę, nie spostrzegając nic. Szybko zszedł po krętych, które były chyba najstabilniejsze w tym domu. Dźwięk powtórzył się. Duże, drewniane drzwi zastawione komodą, zatrzęsły się pod wpływem uderzenia. Theo wzdrygnął się. Nie był pewien czy on miałby taką siłę. Chyba mało który człowiek miał.

- Theo?! - wydarła się osoba zza ściany - Jesteś tam?

Na głos Liama odetchnął z ulgą. Podszedł do komody, starając się odsunąć przeszkodę, aby wpuścić młodszego do środka. Mebel był o wiele cięższy niż zakładał. Ledwo dał radę go przesunąć o parę centymetrów. Na szczęście to wystarczyło, aby otworzyć jedno skrzydło drzwi. Liam przecisnął się do środka, z miną sugerującą ulgę na widok Theo. Jedną dłonią odepchnął, przeszkadzający mu przedmiot i otworzył poprawnie przejście, co wywołało ciarki na karku Raekena. Jeszcze nie przyzwyczaił się do siły Dunbara.

- Przypomnij mi później, żebym cię zabił - blondyn złapał go za ramiona i przyciągnął do siebie, jakby miesiącami go nie widział. Theo wypuścił powietrze z płuc.

- Połamiesz mi żebra, wilczku - upomniał, czując nacisk na swoich plecach, który mimo użycia zbyt dużej siły, był naprawdę przyjemny.

- Zasłużyłeś - wymamrotał w ramię starszego, ale poluźnił uścisk - Nie rób tak więcej. Z tym domem jest coś nie tak.

Theo nie potrafił się nie zgodzić. Miejsce pojawiło się w jego koszmarach, jeszcze zanim wiedział o jego istnieniu. Był to dom, w którym wilkołak zamordował całą rodzinę i ktoś zrobił pułapki na jednego. Theo dalej nie do końca rozumiał o co chodziło z tym popiołem, jednak pułapka wydała się odpowiednim określeniem.

- Co to za miejsce? - Liam szybko odsunął się, zaczynając rozglądać. Theo już wiedział, iż przez najbliższe minuty będzie miał do czynienia z hiperaktywną Chihuahuą.

- Chyba biblioteka - stwierdził, jeszcze raz oglądając pomieszczenie - Albo biuro.

Zauważył, że Liam podszedł do jednego z stolików, na którym oprócz stosu książek stał globus oraz lampa typową dla lat osiemdziesiątych - pewnie nowość za czasów ostatnich mieszkańców tego domu.

- Dziwnie tu pachnie - stwierdził blondyn i Theo znów musiał przyznać mu rację.

Poza znajomym już zapachem drewna, dało wyczuć się kwiaty, co było dość zaskakujące, biorąc pod uwagę porę roku. W pomieszczeniu roślin żadnych nie zauważył, a zapach był zbyt delikatny i naturalny, żeby pochodził z perfum, czy podobnego wyrobu, jednak w tym wszystkim tkwiło coś o wiele mniej przyjemnego - kwaśny, trochę rybny zapach, który, gdyby był mocniejszy, skręcałby żołądek.

- A właśnie - Liam nagle ponownie stał obok - Jak szukałem wejścia tutaj, to znalazłem schody na parter. Myślę, że następnym razem możemy na spokojnie wejść głównymi drzwiami - Theo pokiwał tylko głową. Już wcześniej domyślał się, iż z dostaniem się w bezpieczniejszy sposób do willi, nie byłoby problemu. Bardziej skupił się na "następnym razie". Jakoś myśl, że Liam chciał spędzać z nim czas, nawet w taki sposób, dalej sprawiała, że miał ochotę uśmiechnąć się - Tak ogólnie, to prawie się zgubiłem - zaśmiał się, wymijając Theo i idąc dalej w pomieszczenie.

Raeken zakupił się na chwilę, oglądając za nim. Liam ubrał bluzę starszego, jako że w nocy przybiegł do lasu w samych dresach i T-shercie. Theo zaproponował mu swoje ubrania zaraz przed wyjściem. Zauważył już dawno, że Liam nie lubi zimna, więc danie mu jednej z swoich bluz, było czymś, nad czym dłużej się nie zastanawiał. Widok blondyna w jego ubraniach był czymś dziwnie przyjemnym.

- Theo! - podskoczył na krzyk Liama i oderwał spojrzenie od bioder młodszego, przykrytych bordowym materiałem - Co jest?

Ponownie zawiesił się, gapiąc w oczy Liama z uniesionymi brwiami.

- Nic, zamyśliłem się - posłał mu mały uśmiech. Wyjątkowo ta odpowiedź była szczera. Aż zdziwiło to Theo.

- Theo - Liam ciągnął, zapewne myśląc, iż starszy znów mu o czymś nie mówi. Czego mógł się spodziewać po tak długim czasie bycia nie szczerym w stosunku do niego?

- Naprawdę - podkreślił, zaczynając iść do Dunbara - Nic mi nie jest.

Uśmiechnął się, co tym razem blondyn odwzajemnił, ale szybko odwrócił się do rzeczy, jaka wcześniej skupiła jego uwagę. Był to konkretnie wielki obraz, po części przykryty białą narzutą, która lepsze czasy na pewno widziała. Liam pociągnął materiał w dół, odsłaniając resztę. Mężczyzna na głównym planie miał na sobie himation, typowy dla ubrań w starożytnej Grecji. Na głowie, wplątana we włosy, była winorośl, a w dłoni trzymał puchar, z którego wylewało się wino. Za nim widoczni byli satyry, tańczący wokół ogniska. Płótno wyglądało na stare i zabrudzone. Farby utraciły swój oryginalny kolor, blednąc.

- Dionizos - wypalił Liam, patrząc z pewnym zachwytem na obraz - Grecki bóg wina, natury i płodności.

- Chyba go polubię - stwierdził starszy, za co Liam zgromił go wzrokiem.

- Według mitologii Dionizos jako pierwszy z bogów olimpijskich zamieszkał na ziemi - Kontynuował, nie komentując wtrącenia starszego - Dobroć i łagodność Dionizosa - wyjątkowa dla bogów - przyciągały do niego leśne stworzenia, również drapieżne, które łagodniały pod jego wpływem. Dionizos wędrował po całym świecie w otoczeniu rozśpiewanych satyrów, centaurów, sylenów, panów, bachantek i menad, ucząc ludzi uprawy winorośli, robienia wina i hodowli pszczół - Wyciągnął dłoń do złotej ramy, w której wyrzeźbione były rośliny. Przejechał po niej palcami delikatnie i Theo nie mógł pozbyć się myśli, że chciałby poczuć te palce na swojej skórze. Liam zawsze był delikatny, mimo siły jaką posiadał. To sprawiało, iż serce Raekena waliło jak szalone. Wystarczył mały dotyk - Organizowano na jego cześć Dionizje. Takie wielkie święta, na których pito, śpiewano, wystawiano sztuki w teatrach i ogólnie bawiono się przez kilka dni - Theo mało interesował temat bogów greckich, ale gdy Liam mówił o tym wszystkim nie potrafił nie słuchać. Jakoś, gdy tylko Liam zaczynał mówić o czymś z taką ekscytacją. Nie zorientował się, że Liam również zaczął się na niego gapić zarumieniony - Sorki, rozpędziłem się.

Theo rozszerzył oczy, wracając do rzeczywistości. Liam najwidoczniej źle odebrał jego milczenie. Wcześniej monologi młodszego rzeczywiście go denerwowały, jednak teraz mógłby słuchać go godzinami.

- Nie, mów dalej - uśmiechnął się do niego i oparł o framugę obrazu na lewym przedramieniu. Górował przez to trochę nad blondynem.

Liam też wydał się ponownie rozweselony, ale również delikatnie onieśmielony. Raeken lubił, gdy tak wyglądał. W tym samym czasie Liam przejechał palcami po tyle ramy obrazu, niechcący naciskając na coś. Płótno przesunęło się i Theo razem z nim, upadając prosto na zimną podłogę. W ostatniej chwili uniósł głowę, aby nie przywalić nią o panele. Najpierw usłyszał zszokowane westchnięcie młodszego, ale zaraz potem blondyn roześmiał się, zagrywając usta dłonią.

- Bardzo kurwa zabawne - warknął, jednak sam długo nie potrafił utrzymać powagi. Zaczął śmiać się, zakrywając ramionami głowę. Liam przestał się powstrzymywać i zaczął rechotać na głos, co rozeszło się mocno po ciemnym pomieszczeniu przed nimi.

Gdyby nie cała otoczka znalezienia pomieszczenia, to Theo najpewniej trochę wystraszyłby się zakurzonego, śmierdzącego korytarza, który prowadził do schodów. Piwnica, cudownie. Tego im brakowało.

- Idziemy - postanowił, zaczynając podnosić się.

Liam stracił swój humor, spoglądając niepewnie na schody.

- Musimy?

Na pytanie młodszego Theo tylko uniósł brwi i uśmiechnął się niewinnie. Dunbar westchnął, przewracając oczami.

- No już nie sap tak.

Theo ponownie złapał telefon w dłoń, świecąc latarką na schody. Stare, spróchniałe drewno z zdartą powierzchnią i kurzem nie wyglądały zachęcająco. Gdy postawił nogę na pierwszym stopniu, zatrzeszczało głośno. Kamienne ściany odbiły dźwięk aż na sam dół, skupiając jego uwagę na ledwie widocznym pomieszczeniu. Widok iście z horroru. Zatrzymał się, niepewnie patrząc na ciemne wejście do pokoju.

- Może ty idź pierwszy - zaproponował, odwracając się do Liama, który szedł zaraz za nim.

- Niby czemu? - Blondyn wydał się wręcz oburzony.

- Widzisz w ciemności, nie?

- Masz latarkę - wskazał palcem na telefon, po czym założył ręce na piersi. Brakowało jeszcze, żeby tupnął nogą.

- Jesteś wilkołakiem - kłócił się dalej Raeken. Nie podejrzewał, aby na dole czekało na nich coś naprawdę niebezpiecznego. Gdyby tak myślał, to sam poszedłby przodem, nie chcąc narażać Liama, jednak w tej sytuacji, gdzie czuł niepokój, schodząc do ciemnego pomieszczenia, wolał, aby to Liam poszedł pierwszy. On szybciej coś zauważy.

- Będziesz teraz używać tego argumentu do wszystkiego?

- Masz pazury - przypomniał.

- Jeb się - podsumował blondyn, nie mając zamiaru ruszyć się z miejsca.

- Z tobą? - zaśmiał się na nagły rumieniec na policzkach młodszego. Nagle Dunbar stracił defensywną postawę.

- Chodź no, wilczku - machnął głową, idąc dalej przodem.

Dotarli do końca schodów. Pomieszczenie było typową piwnicą, wykluczając to ukryte za obrazem wejście. Dziwny zapach z biblioteki - to połączenie słodkości z czymś kwaśnym. Kamienne ściany i podłoga wydawały się ociekać czymś dziwnym, zbliżonym do brudnej wody. Stare, duże włączniki światła całe w rdzy były przymontowane do ścian, ale na pewno nie działały. Na ziemi, przy ich nogach stała latarka naftowa. Theo szybko podniósł ją, wcześniej podając Liamowi swój telefon. Z oporem otworzył wejście do knota, który podpalił swoją zapalniczką. Pomarańczowe światło nie było najjaśniejsze, jednak mogło się przydać. Raeken wszedł dalej w pomieszczenie, rozglądając się za miejscem, gdzie mógłby zawiesić latarnie. Jedna z belek, podpierająca sufit miała kilka haczyków. Szczęście, że sufit był nisko, więc nie musiał bardzo gimnastykować się, aby ją zawiesić.

Liam znalazł się przy nim kilka sekund później, paranoicznie rozglądając się po pomieszczeniu. Theo odebrał swój telefon. Niechcący zahaczył przy tym o palce młodszego, które były przyjemnie ciepłe w porównaniu do tych jego. Mimo że Liam lubił narzekać na niskie temperatury, to jego ciało zawsze biło gorącem. Była to chyba wilkołacza cecha.

Theo również rozejrzał się, jednak jak na tak dobrze ukryte miejsce, było tu wielkie nic. Wiszące szafki pełne kurzu, niska drabina oparta o ścianę oraz otwarta, metalowa beczka z niczym wewnątrz. Zaś po prawo od schodów, na końcu ściany, było przejście dalej do piwnic. Możliwe, iż takie pokoje ciągnęły się pod całym domem jako coś w rodzaju bunkru, bądź nieużywanego składziku.

Pomału, tak aby nie wydawać zbyt dużo dźwięków, poszedł do drugiego pomieszczenia, które okazało się być kolejnym korytarzem z metalową kładką, jako podłogą. Po ścianach biegło pełno rur, obrośniętych pleśnią. Czuć było w nim wilgocią.

Liam niespodziewanie złapał za jego ramię, co wystraszyło starszego. Blondyn wyminął go, szybko idąc przodem dalej. Raeken chciał zaprotestować, bo zdał sobie sprawę, iż to, co popchnęło go do tak szybkiego pójścia do korytarza, było to dziwne przeczucie. Nie mogło oznaczać to nic dobrego.

Dogonił blondyna, który nie pozwolił mu siebie wyprzedzić. Zdziwiło to starszego, który zatrzymał się razem z Dunbarem, który dalej trzymał dłoń na jego piersi.

- Coś jest nie tak - wyszeptał blondyn, wzrok mając skupiony na końcu pomieszczenia. Wyglądał podobnie do momentu, gdy pod szkołą, po zabiciu ich nauczyciela historii, próbował tropić.

- Jeśli to zombie, to nie masz się o co martwić - postanowił rozluźnić atmosferę, mimo powagi sytuacji - One jedzą mózgi.

Liam skierował spojrzenie na wyższego chłopaka. Jego niezachwycona mina sugerowała, aby się zamknął. Theo odpowiedział mu swoim cwanym uśmieszkiem.

- Wątpię, aby było to zombie, ale czuć zgnilizną.

Słowa blondyna sprawiły, iż Raeken całkiem spoważniał. Miał nadzieję nie znaleźć kolejnego ciała. Byłoby to dziwne, gdyby tak szybko pojawiło się kolejne i to w takim miejscu. Wilkołak raczej starał się zostawiać zwłoki w publicznych miejscach. W szczególności te ostatnie. Czemu miałby nagle ukrywać kogoś w swoim dawnym domu.

- Panie przodem - uśmiechnął się do Liama, co nie zostało odwzajemnione.

- Co za gentleman - Dunbar wywrócił oczami, ale poszedł pierwszy.

Korytarz po minucie marszu skończył się, wyprowadzając ich na kładkę, kilka metrów nad ziemią. "Most" ciągnął się na drugą stronę pomieszczenia pełnego rur, aż do schodów w dół. Schodziły one na kilka pięter, jednak wszystkie z wyjątkiem jednego pod nim, były zalane. Jedna z rur musiała pęknąć i woda z całego domu znalazła się w piwnicy. Theo musiał stwierdzić, że było to przerażające miejsce i gdyby nie latarka, pewnie dawno wpadłby na samo dno, albo obsrał się już na wejściu do piwnicy.

Ciche kapanie towarzyszyło dźwiękom ich kroków po metalu. Dziwny zapach robił się mocniejszy. Zeszli do zamkniętego wejścia zaraz przy zardzewiałych schodach. Liam szybko uporał się z drzwiami, wyrywając zamek. Zaimponowało to Theo (jak większość pokazów siły młodszego), ale nic nie powiedział. Wewnątrz było jeszcze ciemniej.

Pokierował światło z telefonu powolnie po całym pokoju, które okazało się pełne beczek. Słodki zapach aż mdlił. Podszedł do jednej i szarpnął pokrywkę w górę, odsłaniając czerwoną ciecz.

- Kurwa winiarnie tu mieli - zaśmiał się, odwracając do blondyna, który zaraz później stanął obok niego - Ile to musi mieć lat? Czterdzieści?

Zamoczył palec w cieczy, odrzucając zakrywkę na ziemię. Wino było mocne, ale dobre. Żałował, że nie miał w co zabrać choć odrobiny. Liam, w czasie, gdy Theo próbował alkoholu, zaczął chodzić po pomieszczeniu. Dużo oprócz beczek tu nie było. Na półkach stały jeszcze tylko butelki, przeznaczone, aby nalać do nich alkohol.

- Theo - zawołał go nagle.

Starszy natychmiast zareagował, w szczególności, iż Liam nie brzmiał zbyt dobrze. Podszedł do blondyna, który stał pod jedną z ścian, głęboko w pokoju. Prawie go nie zobaczył przez mrok jaki tam panował.

- O cholera jasna - wymamrotał zaskoczony.

Zatkał sobie usta, czując jak zbiera mu się na wymioty. Odwrócił się od zszokowanego blondyna oraz trzech ciał jakie znalazł. Właściwie to szkieletów. Dwa duże i jedne mniejszy - dziecka. Musieli zginąć naprawdę dawno temu, ale smród pozostał do teraz, unosząc się do biblioteki, znajdującej się zaraz nad nimi.

- To pewnie służba z domu Morrisów - stwierdził Theo, gdy uspokoił się trochę - Gdy wilkołak wpadł do domu, pewnie schowali się tutaj.

- Może się zatrzasnęli - zastanowił się na głos blondyn.

- Ta, pewnie tak - zgodził się. To było najlogiczniejsze wytłumaczenie.

Zauważył, że szkielet dziecka ma rękę owiniętą wokół małego zeszytu. Z obrzydzeniem sięgnął po niego, samemu nie wiedząc czemu. Coś kazało mu tu wejść i zeszyt był jedyną rzeczą, jaka mogłaby okazać się przydatna. Z bliska zobaczył, że po lewej stronie czaszki były małe zadrapania. Jakby osoba ta za życia doznała głębokich obrażeń.

Otrzepał z kurzu notes, kiedy wyprostował się ponownie. Liam odciągnął ich kawałek od zwłok, po czym oparł się o ramię starszego, zaglądając na to, co ma w rękach.

Otworzył zeszyt i strony prawie wypadły ze środka. Były stare, pożółkłe i suche. Pismo na pierwszej stronie było ozdobne, ale tusz prawie całkiem wyblaknął. Przewrócił stronę, nie mogąc rozczytać się.

The wolf and the sheep /ThiamAU/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz