Rozdział 30

166 9 9
                                    

"The sun is fun, the land is dandy
I only talk to dogs because they don't understand me
My teeth are yellow, hello world
Would you like me a little better if they were white like yours?
I need to purge my urges, shame, shame, shame
I need an alibi to justify, somebody to blame
It's a halibut, party bitch, give it a name and say..." - Vundabar "Alien Blues".

----------------
(13.10.)

Przywalił głową o ławkę całkiem mocno. Głowa bolała go i zimny blat wydawał się całkiem zachęcający, żeby zwyczajnie położyć się na nim i zasnąć. Na powrót do szkoły było jednak za szybko. Mógł posłuchać się Liama i zrobić sobie jeszcze jeden dzień wolnego, jednak myśl o kolejnym opuszczeniu lekcji, przypominała mu o jego niezdaniu przez pracę, od której ostatnio też wziął wolne. Ciężko byłoby obsługiwać ludzi z oparzonymi dłońmi. Przynajmniej szefowa była wyrozumiała oraz sama kazała mu zostać na wolnym dłużej, niż zamierzał. Dzięki temu nie musiał martwić się o pracę przez najbliższe dwa tygodnie.

- Mówiłem - powiedział tylko dumnie Dunbar, odkładając plecak do ławki obok niego.

- Spierdalaj - wymamrotał.

Trochę zajęło mu, aby zdobyć siły na podniesienie wzroku na nauczycielkę, który wszedł do klasy. Musiał przetrwać jeszcze jedną lekcję i wróci do domu, położy się w łóżku i nie wstanie do jutra. Tyle dobrego, że Liam namówił go na zabranie leków z sobą.

- Dzisiaj będzie o ekspresji genów - zaczęła od razu pisać na tablicy - Sposób w jaki w DNA jest zapisana informacja genetyczna, nosi nazwę kodu genetycznego. Wyznacza on współzależność między sekwencją nukleotydów a kolejnością aminokwasów w łańcuchu polipeptydowym.

Theo przestał słuchać, ponownie kładąc głowę na ławkę, po zauważeniu, że pamięta ten temat sprzed roku. Kod genetyczny ze względu na swoje cechy określa się jako: trójkowy, jednoznaczny, zdegenerowany, niezachodzący i uniwersalny.

Przymknął oczy, czując jak odpływa. Rozmowy dookoła niego stawały się coraz cichsze, światło przestało być zauważalne zza powiek.

Nagle usłyszał coś zaraz obok siebie. Jakiś szept. Chciał otworzyć oczy, żeby sprawdzić, czy nie był to Liam, ale nie potrafił. Nie potrafił się obudzić.

- Paidí...

Szept stawał się głośniejszy. Pomału zaczął rozpoznawać słowa.

- Paidíon diabolos.

Już to słyszał. Nie pamiętał do końca, gdzie, najpewniej w koszmarze. Ktoś to do niego powiedział, jakiś mężczyzna.

Szarpnął się w górę, czując dotyk na ramieniu. Nieprzytomnie rozejrzał się dookoła, próbując zrozumieć co się dzieje. Nie lubił tego stanu, gdy zrywasz się ze snu i nie masz pojęcia, gdzie jesteś. W szczęce po nocy, podczas której obudził się w środku lasu.

- Panie Raeken - nauczycielka patrzyła na niego z uniesionymi brwiami, nachylając się nad swoim biurkiem. Zaraz obok, z jakiegoś powodu, stał szeryf, mając bardziej troskliwy wyraz twarzy.

Spojrzał pytająco na Liama, który wzruszył ramionami, nadal trzymając dłoń blisko karku starszego.

- Poproszę was na chwilę z sobą - szeryf starał się brzmieć na obojętnego, jednak w jego głosie Theo dosłyszał się pewnego rodzaju zmartwienia.

Oboje podnieśli się szybko z miejsc. Oczy wszystkich uczniów znajdowały się na nich i Theo już potrafił wyobrazić sobie plotki jakie rozejdą się na jego temat. Ich temat. Gdyby był to tylko Raeken, to chłopakowi bardzo by to nie przeszkadzało, przyzwyczaił się, jednak wiedział, iż teraz również Liamowi się oberwie. W mieście, takim jak te, gdzie rzadko kiedy działo się coś przez dłuższy czas i było przy tym interesujące, plotki stanowiły największą rozrywkę, a kto lepiej nada się na temat zmyślonych historyjek, niż chłopak z poranioną twarzą, trzymających się od wszystkich z daleka oraz po którego przyszedł sam szeryf.

The wolf and the sheep /ThiamAU/Where stories live. Discover now