Rozdział 32

130 12 28
                                    

"And I'm such a coward
These wretched things I do
Disgrace and treachery
I'm a sickness and I know its true
This world is learning
This world is pure
But he could be my Valentine
Underneath my sheets on the bedroom floor" - Famy "Ava"

----------------

(16.10)

Sobotni poranek zaczął się od głośnego walenia w drzwi mieszkania Theo. Chłopak zerwał się z łóżka i nadal nie wiedząc, co się dzieje, że ktoś tak bardzo chce dostać się do jego mieszkania, pobiegł otworzyć drzwi.

Słońce niedawno wstało, będąc jeszcze za warstwą drzew, ale zapowiadało się na ładny dzień, pełen słońca i bez wiatru. Nie żeby Theo robiło to wielką różnicę, ponieważ nie miał zamiaru nigdzie się wybierać. Na pewno nie po wczorajszym. Miał wrażenie, że jeśli szeryf zobaczy go gdzieś poza swoim mieszkaniem, aresztuje go i wsadzi do celi, aby mieć pewność, iż Raeken zostanie na miejscu.

- Kurwa już, już - wrzasnął, gdy wszedł do salonu, a dudnienie nie ustępowało - Pali się, czy co?

Szarpnął drzwiami, otwierając je na oścież. Powitał go szeroki uśmiech pełen zębów oraz widok na morze czarnych włosów.

- Dzień dobry, słońce! - wydarł się Josh, zapewne budząc wszystkich sąsiadów, których na nogi nie zerwało jego nawalanie. Wzrok chłopaka nagle powędrował w dół, lustrując sylwetkę Raekena - Co ci się znowu stało?

- Co ty tu do chuja robisz? - zapytał starszy, przecierając dłonią twarz, po czym schował ją za sobą, aby odwrócić uwagę od bandażu. Nie do końca kontaktował, więc tym bardziej nie chciał się teraz wyjaśniać.

- Ciebie również miło widzieć - odpowiedział mu z oburzeniem, jakie bardzo szybko minęło. Chłopak wepchał się do mieszkania, mijając Raekena, który jedynie westchnął cierpiętniczo i zamknął ponownie drzwi - Robiłeś imprezę? Beze mnie? - zaśmiał się unosząc wykończoną butelkę wina.

- Nie śmiałbym - niby zażartował, jednak w jego głosie nie dało usłyszeć się humoru.

- Coś się stało? - Josh natychmiast spoważniał. Spojrzał na Raekena wyczekująco i odłożył butelkę, aby podejść bliżej.

Theo jeszcze raz przetarł oczy, odwracając się trochę od młodszego.

- Ta, jest w porządku - zauważył niepewny wzrok Diaza, dlatego dodał - Obudziłeś mnie, to dlatego tak wyglądam.

- Nie jest źle - stwierdził chłopak, wyraźnie kupując wytłumaczenie Raekena, który zaśmiał się krótko.

- Wow, dziękuję za komplement - tym razem wymusił na sobie zabrzmienie na rozbawionego.

To nie tak, że nie cieszył się na widok Josha, wręcz przeciwnie, bo oznaczało to, iż nie spędzi weekendu na rozmyślaniu nad tym, jak chujowy jest i najprawdopodobniej poczuje się trochę lepiej choć na chwilę, ale, przy tym wszystkim, czuł się zmęczony samym wstaniem i nie wiedział, czy da radę jakoś dobrze spędzić czas z Diazem.

- Dobra, ubieraj się - nakazał nagle Josh, wskakując na kanapę i wyczekująco patrząc na skołowanego Theo.

- Niby po co? - zapytał, lustrując swoją piżamę, która złożona była z koszulki i krótkich szortów.

- Idziemy na zakupy i zjemy coś na mieście - wyjaśnił Josh z uśmiechem i Theo jęknął niezadowolony - A później... - kontynuował, ku załamaniu starszego - idziemy pod Santa Ana.

Theo, unosząc brwi, spojrzał na niego z niedowierzaniem. Raeken myślał, że to on nie myślał logicznie i nie miał instynktu samozachowawczego, ale najwidoczniej w mieście były jeszcze głupsze osoby.

The wolf and the sheep /ThiamAU/Where stories live. Discover now