Rozdział 35

184 13 68
                                    

"I couldn't utter my love when it counted
Ah, but I'm singing like a bird 'bout it now
I couldn't whisper when you needed it shouted
Ah, but I'm singing like a bird 'bout it now" - Hozier "Shrike"

----------------

(22.10)

Ciepłe promienie ogrzewały go przyjemnie, podobnie do mniejszego ciała, skrytego w jego ramionach. Zaparowane po ciągle kropiącym deszczu okno, idealnie rozszczepiało światło, aby te nie raziło go bezpośrednio po oczach. Mimo to, schował twarz w miękkich kosmykach, łaskoczących przyjemnie jego skórę. Ścisnął Liama mocniej, gładząc plecy chłopaka. Strupy po zadrapaniach z wczoraj dodawały szorstkości do dotyku, przypominając nieprzyjemnie o swoim istnieniu. Wsłuchał się w jego spokojny oddech, czując, jak jego serce zaczyna przyśpieszać. Nawet nie wiedział, jak bardzo tęsknił za budzeniem się w taki sposób.

Nie potrafił dobrze opisać tego, jak cię czuł. Chyba nie było na to odpowiednich słów. Jednak wiedział, iż tak przynależy; każdy skrawek jego ciała, każda z kości i mięśni, on cały należy do Liama. Każda myśl, każda luka w jego popękanej duszy, była przeznaczona dla niego. Miłość nie była na to wystarczającym słowem. Otoczony ramionami młodszego, zatopiony w jego ciepłe i łagodności, czułości, jaką wydawał się okazywać jedynie jemu, to tu przynależał.

Wczoraj, po wszystkim co się zdarzyło, nie miał wiele czasu, aby się nad tym zastanowić. Zarówno on jak i Dunbar byli wycieńczeni, i zasnęli zaraz po wejściu do sypialni. W jego głowie nadal pozostało to, co wczoraj zaprowadziło go do willi. Drapało od środka, próbując ponownie przejąć kontrolę, jednak teraz bardziej przez to, iż zdawał sobie sprawę, jak bardzo odpierdolił. Nadal nie do końca wiedział czemu. Liam mówił coś o kontrolowaniu emocji przez nowego "wspólnika" wilkołaka, ale w większości nie słuchał, zbyt przytłoczony. Zaczęło do niego docierać, jak traktował Liama i to tak cholernie go bolało. Nie chciał się tak zachowywać, nie chciał mówić tych rzeczy, jednak jego myśli jakoś pobiegły w niewłaściwym kierunku i myślał, że robi słusznie. Nic go nie usprawiedliwiało i będzie musiał postarać się, żeby Liam został. Co do tego (nadal) miał trochę wątpliwości. W końcu chłopak był gotów go zostawić. Nawet to zrobił. Przynajmniej na jakiś czas. A wczoraj było zbyt dla niego niezrozumiałe. "Kocham cię" - usłyszał te słowa, których tak bardzo sam bał się wypowiedzieć na głos.

Liam poruszył się, jego oddech przyśpieszył. Theo rozluźnił odrobinę ramiona, dając młodszemu przestrzeń, jakiej ten widocznie nie chciał, bo blondyn prawie natychmiast przyległ do niego. Wywołało to szeroki uśmiech u Raekena oraz powrót tego ścisku w brzuchu. Liam mruknął zadowolony, co brzmiało prawie, jak mruczenie kota. Na pewno już nie spał, bo zaczął uśmiechać się i przesuwać czołem po klatce Theo. Pocałował go krótko w czubek głowy, jakby obawiając się, że nie powinien, że zaraz Liam się rozpadnie i znów zostanie sam.

Spotkał niebieskie oczy, patrzące na niego z zaspaniem, ale i z radością. I z troską. Były już znajome, jednak cały czas odkrywał w nich coś innego.

Nawet nie wiedział, kiedy oraz dlaczego gardło zacisnęło się, a z oczu popłynęły łzy. Kiedyś musiało to z niego wyjść.

- Przepraszam Li - wypłakał między szlochem. Jego dłonie natychmiast powędrowały w górę, żeby zetrzeć łzy lub zasłonić twarz. Nie potrafił się zdecydować.

- Nie masz za co przepraszać-

- Właśnie, że mam - przerwał mu z słyszalną złością na samego siebie. A Liam ciągle był tak delikatny i spokojny. Nie zasługiwał na niego - To prawda, że nie byłem sobą, że byłem kontrolowany, czy cokolwiek takiego, ale cholera, traktowałem cię okropnie. Przepraszam kochanie, tak bardzo przepraszam, nie powinienem był tak się do ciebie odzywać i zachowywać, i - urwał. Płacz zabrał mu powietrze.

The wolf and the sheep /ThiamAU/Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang