Rozdział 23

134 15 8
                                    

(02.10)

Sobotni dzień był spokojny. Nic nie przeszkadzało Theo oraz nikt nic od niego nie chciał. Mógł sam spokojnie siedzieć w domu...i to był problem.

Chłopak nie potrafił przestać myśleć o wczorajszej rozmowie z Morrisem, zastanawiając się czy mógł zrobić coś inaczej. Może powinien inaczej z nim rozmawiać? Dowiedzieć się więcej na temat tego co mu dolega oraz co stało się z jego rodziną. Gdy wczoraj odwiózł Liama, zapominając o zapytanie go o zostanie u niego na noc, wrócił do mieszkania i zaczął szukać czegoś związanego z Morrisami.

W taki sposób dowiedział się, iż byli bogatą rodziną, mieszkającą w Beacon Hills pokoleniowo. W roku 1981 zdarzył się wypadek w ich rezydencji; rodzina oraz pokojówki zostali zamordowani przez, jak podejrzewano wilka bądź całe stado. Nie wiadomo jak i czemu weszły do domu. Jedynymi osobami, które przeżyły byli bracia, synowie pana domu. Młodszy - Robert - trafił do Eichen w 1986 roku, starszy zaś - Marvin - najprawdopodobniej wyjechał z miasta i nic więcej o nim nie wiadomo. Albo nie wyjechał, tylko uciekł do lasu pod postacią jebitnego wilka i nagle stwierdził, że ma problem do introwertyków.

Theo domyślał się już co tak naprawdę zdążyło się w domu Morrisów; Marvin, podczas pełni, przemienił się i zaczął mordować. Liam potwierdził, iż kontroli ciężko się nauczyć nawet rodzonemu wilkołakowi. Robert, który miał to nieszczęście wszystko zobaczyć oraz przeżyć, został uznany za wariata, gdy o wszystkim opowiedział, a po czasie spędzonym w Eichen, rzeczywiście się nim stał. Jego brat wykorzystał okazję i uciekł na kilkadziesiąt lat.

To ostatnie dało Theo pomysł, aby poszukać, czy w okolicznych miastach nic podobnego już się nie działo, jednak nic nie znalazł z wyjątkiem jednego ataku dzikiego psa na mężczyznę, biegającego w lesie jedenaście lat temu.

W pewnym momencie, myślami wrócił do wczorajszej, porannej sytuacji. Z jego okiem nic więcej się nie działo, ale nie ruszał również dziennika, którego nie wyjął nawet z torby. Teraz, gdy stanął twarzą w twarz z właścicielem, czuł się dziwnie posiadając go.

Żeby odciągnąć uwagę od konkretnie Morrisa, wolał spróbować skupić się na planowaniu kolejnej "wycieczki" do lasu. Wiedział, iż Liam nie jest wielce chętny na powrót do lasu, jednak jakoś go przekona. Na pewien czas zapomniał o lokalizacji tej dziwnej piwnicy, którą próbował znaleźć w noc spotkania z wilkołakiem. Dodatkowo, teraz wiedząc, że Liam to również wilkołak, chłopak mógłby jakoś użyć swoich wyczulonych zmysłów.

Dlatego, po piętnastej, wreszcie zebrał się w sobie i zadzwonił do Dunbara, prosząc go, aby przyjechał. Blondyn zapukał do jego drzwi dwadzieścia minut później. Znów na powitanie przytulił go szybko, co wywołało takie samo skołowanie u Raekena, co za pierwszym razem. Nie był przyzwyczajony do takiej bliskości od kogoś innego niż Josh, który i tak przytulał go rzadko. Tak właściwie to zauważył lekką zmianę w zachowaniu Liama. Stał się o wiele radośniejszy i dotykowy? Chyba mógł tak to nazwać. Ciągle chciał go ściskać i dotykać. Wczoraj, kiedy odwiózł blondyna do domu, wydawało mu się, że gdy go przytulił, powąchał jego szyję. Najpierw myślał, że to przez zbliżającą się pełnię, jednak do niej było jeszcze parę tygodni. Nie przeszkadzało mu to, ale...było dziwne.

- To o czym chciałeś pogadać - zapytał młodszy, wskakując na kanapę. Z każdym razem, gdy Liam przychodził do niego (już w ludzkiej formie), wydawał się zachowywać coraz bardziej swobodnie.

Na pytanie nie odpowiedział od razu. Przysunął talerz z ciastem, które upiekł specjalnie przed przyjazdem młodszego. Wiedział, jak przekonywać ludzi. Musiał tylko działać powoli. Liam, na widok czekoladowego wypieku, uśmiechnął się szeroko i złapał za kawałek. Wtedy w głowie Raekena pojawiło się pytanie. No bo, jeśli Liam jest po części wilkiem, to jest psowatym. A to, oznaczałoby...

- Możesz jeść czekoladę?

Liam spojrzał na niego, zatrzymując dłoń z jedzeniem zaraz przed ustami. Uniósł brwi, nie rozumiejąc. Zlustrował wzrokiem ciasto, następnie Theo.

- Ta, mogę - odpowiedział, dalej nie łapiąc o co chodzi starszemu. Raeken tylko pokręcił głową. Czasem bawiły go reakcje blondyna na tak oczywiste rzeczy. Zastanawiało go tylko, jak mógł nie pamiętać o byciu wilkołakiem.

- Wiesz, tak sobie myślałem - zaczął, starając się brzmieć niepodejrzanie. Niby przeciągnął się, kładąc na oparcie kanapy. Ramiona oparł na samym brzegu, ale nie dotknął pleców młodszego. Liam zajęty był jedzeniem, co robił dość szybko. Musi zapamiętać, że Liam lubi czekoladę - powinniśmy znowu gdzieś wyjść.

Na propozycję Dunbar oderwał się od jedzenia i uśmiechnął szeroko. Miał kąciki ust umazane w czekoladzie, nie zdając sobie z tego sprawy. Pokiwał głową, dalej mając ciasto w ustach.

Theo zaśmiał się. Usiadł bliżej, sięgając dłonią do ust młodszego. Kciukiem starł czekoladę, następnie przykładając palec do swoich ust. Zauważył rumieniec na policzkach oraz uszach blondyna. Utrzymał kontakt wzrokowy. Miał ładne niebieskie oczy. Theo pomyślał, że nigdy nie przestanie uwielbiać ich widoku. Może dlatego, iż przypominały mu morzę. Zburzona wodę, ogrzaną słońcem. Jak deszcz podczas lata. Dla niego były jak ocean zabierający kawałek lądu, aby mógł stać się częścią czegoś większego. Lepszego. Albo poskładać go ponownie w całość. Może nie miałoby to dla kogoś innego sensu, ale dla niego miało.

Zorientował się, że wgapiał się zdecydowanie zbyt długo na Liama. Sam zarumienił się, szybko odsuwając. O czym on to...

- Z chęcią bym gdzieś z tobą wyszedł - usłyszał cichy głos Liama, który wyglądał jakby również się zawstydził.

- To może pójdziemy jeszcze dziś - zaproponował - Wiesz, to miejsce z pamiętnika samo się nie znajdzie.

Zaśmiał się zakłopotany i kilka sekund później poczuł na sobie wzrok blondyna. Usłyszał jeszcze krótkie "oh", jakby młodszy zdał sobie z czegoś sprawę. Spojrzał na niego. Mina Dunbara zaskoczyła go. Wyglądał na zasmuconego czymś, mimo że przed chwilą był bardzo radosny. Theo patrzył dłużej na niego, jednak nie zauważył żadnej zmiany mimiki.

- To, o której? - głos Liama znów był cichy, jednak tym razem przez smutek. Theo chciałby to zmienić.

- Nie wiem - zastanowił się, jednak nie nad tym, kiedy najlepiej wyjść do lasu, a bardziej jak poprawić humor młodszego - Możemy trochę tu posiedzieć. Obejrzeć coś - Nie uzyskał lepszej reakcji. Pomyślał o jedzeniu. Liam lubił jeść, to zauważył - Miałem też zamiar robić obiad, więc może zjemy razem?

- Nah, nie jestem głodny.

Zapanowała niezręczna cisza. Theo, aby ją przerwać włączył telewizor. Leciało akurat coś o tytule "Kill your darlings". Skądś kojarzył ten tytuł.

Poszedł do kuchni, gdzie odgrzał zupę z wczoraj, jako że Liam postanowił z nim nie jeść. Gdy wrócił do salonu, Liam bawił się telefonem, więc Theo usiadł obok, utrzymując wzrok na telewizorze. Sam nigdy nie chciał, aby ktoś patrzył na to co robi w telefonie, nawet nie mając jakiś wielce prywatnych wiadomości.

Przesiedzieli następną godzinę w ciszy. W pewnym momencie oboje skupili się na filmie, który zaciekawił ich. Raeken na zakończeniu miał ochotę rozpłakać się, bo zdecydowanie za bardzo wyczuł się w historię, jednak powstrzymywał się przed młodszym.

Później zajął się dziennikiem. Jeszcze raz znalazł stronę z lokalizacją naszkicowanego miejsca, upewniając się, że zrobił zrzut ekranu, w razie utraty zasięgu.

Na zewnątrz było już zaczynało się ściemniać, gdy postanowili wreszcie ruszyć się z mieszkania. Znów wybierali nieodpowiednią porę, jednak teraz Liam mógłby starać się ich obronić. Oczywiście starszy nie chciał go narażać aż tak bardzo. Liczył, iż będą mieć szczęście.

Weszli między drzewa, kierując się znajomą ścieżką. Theo prowadził, jak zazwyczaj.

- To, gdzie idziemy? - Liam wydawał się już porzucić smutny nastrój, wracając do ciągłego zadawania pytań. Raeken przyzwyczajał się już do tego.

- Przed siebie - odparł, wkładając ręce do kieszeni. To samo odpowiedział mu, gdy po raz pierwszy szli razem do lasu. Oczami wyobraźni widział, że blondyn przewraca oczami.

- A to przed nami, to jest? - ciągnął, nie dając za wygraną.

- Drzewa, nie widzisz? - akurat, gdy to powiedział, musiał wyminąć gałęzie jakiegoś krzaku, w które wpadł Liam. Szedł zaraz za nim, więc nic dziwnego - Szczerze, to nie mam pojęcia. Tędy powinniśmy dostać się do tego miejsca na mapie - Pokazał palcem ekran, w miejscu zaznaczonym na czerwono.

Szli dłuższy czas. Zrobiło się całkiem ciemno i stracili zasięg, ale oboje byli spokojniejsi, niż poprzednim razem. Głównie Liam, który ogólnie był dość cichy.

Raeken spojrzał przez ramię na młodszego, czego szybko pożałował. Drgnął na widok żółtych oczu wpatrzonych w drzewa obok.

- Co robisz? - przeszedł nad większą gałęzią, świecąc sobie telefonem pod nogi. Usłyszał ciche "hm?" od Liama. Blondyn również spojrzał teraz w jego kierunku i przymrużył oczy na światło latarki - Oczy - wyjaśnił starszy.

- O, nie mówiłem, że widzę w ciemności? - zapytał Liam, przechylając głowę w lewo. Ten ruch zawsze kojarzył się Theo z szczeniakami. Te żółte oczy nie wydawały się takie straszne. Nie, kiedy wiedział do kogo należą.

- To, dlaczego idziesz z tyłu? - wiedział, iż to pytanie wywoła panikę u młodszego, jak było i poprzednim razem.

- Zabezpieczam tył - odpowiedział, starając się brzmieć przekonywująco.

- Zabezpieczaj się w innej sytuacji.

- Theo - warknął na niego zmieszany blondyn.

- No co? - stanął, odwracając się do Liama z tym swoim cwanym uśmiechem - Rodzice nigdy ci nie tłumaczyli? - odpowiedział mu tylko zirytowany wyraz twarzy - Mogę zademonstrować - zaproponował, robiąc krok bliżej blondyna. Nie spodziewał się wylądować tak blisko, że zderzyli się torsami, ale rumieniec na twarzy młodszego był tego warty.

Stali tak dłuższy czas. Zbyt długi, aby uznać to za zwykłe przekomarzania. Wzrok Theo zjechał z świecących oczu na uchylone usta. Były tak cholernie blisko, że Theo naprawdę miał ochotę przechylić się. Złączyć je z swoimi, za co skarci się w myślach, gdy tylko stanie dalej od Dunbara. Dziwiło go, że ten jeszcze go od siebie nie odsunął. Powinien. Powinien, bo Raeken zaczynał czuć o wiele więcej niż chciał sobie pozwolić. Niż sobie pozwolił. To miała być przyjaźń i Theo jak zwykle musiał zacząć wszystko niszczyć.

Nagle Liam szarpnął głową w lewo, gdzie wcześniej się rozglądał. Raekena zaniepokoiło to i jego wzrok również powędrował w tamtą stronę.

Tyle, że on nic nie zobaczył. Co za zaskoczenie!

- Co jest? - zapytał, łapiąc Liama za ramię.

- Jakiś dziwny zapach.

Dużo to nie tłumaczyło. Raeken domyślał się, że Liam wyczuł coś swoim psim węchem, jednak miło by było, gdyby wytłumaczył co. Jelenia? Dzika? Pumę? Wilkołaka, rozszarpującego coś z wcześniej wymienionych? Albo wieszającego na drzewie.

- Mógłbyś sprecyzować? - przysunął twarz do ucha młodszego, na co ten odskoczył. Potarł ucho, krzywiąc się. No tak, nadnaturalny słuch.

- Trochę ciszej co - warknął, pokazując zaostrzone zęby. Musi przestać gapić się na jego usta - Nie wiem co to, ale coś tam dziwnie pachnie - wrócił do tematu. Pokazał kierunek na skos od drogi, którą szli. Szli raczej krzakami, ale uznajmy to za ścieżkę, którą sami sobie wyznaczyli - Jakimiś ziołami i czymś jeszcze. Nie wiem co to.

Raeken tylko pokiwał głową, unosząc telefon. Nie mogą być rozsądni i pójdą to sprawdzić. Theo nie narażał swojego życia zdecydowanie zbyt długo.

- No to idziem - zaśmiał się sztucznie, próbując się pocieszyć. Liam spojrzał na niego sceptycznie, jednak nic nie powiedział.

Przeszli przez gęste krzaki, starając się nie potknąć ani nie zaczepić o gałęzie. Theo zupełnie nie kojarzył tego miejsca. Z każdym krokiem las robił się gęstszy, prawie całkiem zasłaniając im drogę pniami drzew. Latarka mało pomagała. Szczęście, że Liam cokolwiek widział. To on zaczął ich prowadzić w pewnym momencie, idąc za dziwnym zapachem. Raekena złapał za nadgarstek, aby ten nie zgubił się przypadkiem.

Młodszy zatrzymał się nagle, przez co Theo wpadł na niego, prawie wywracając ich obu. Już miał zamiar to skomentować, jednak zauważył, iż Liam dziwnie wystawił głowę i przestał się ruszać. Stali chwilę w ciszy, aż nie przerwał jej głos Dunbara.

- Krew - szepnął, łącząc ich dłonie. Theo bardziej by się tym przejął, gdyby nie usłyszał tego, co usłyszał - Czuję krew, ale nikogo nie słyszę.

To drugie trochę pocieszyło starszego chłopaka. Przynajmniej nie mieli wilka na ogonie.

- Co robimy? - zapytał, zdając się na decyzję Liama. Z ich dwójki on potrafił lepiej ocenić ich sytuację, w tym konkretnym momencie.

- Krew jest stara - powiedział już głośniej, ustawiając głowę normalnie - Nie wierzę, że to powiem, ale chyba powinniśmy to sprawdzić.

Theo miał ochotę się zaśmiać. Chyba miał na młodszego zły wpływ. Mógłby się założyć, że młodszy zdecyduje o powrocie.

- Okay - odparł, czekając aż Liam się ruszy.

- Okay - Liam najwidoczniej nie miał zamiaru.

Theo, więc wyprzedził go i pociągnął. Szli dłuższy czas, przez co Raeken zaczął zastanawiać się jak dobry węch ma młodszy. Zaczęło robić się chłodniej. Zerwał się wiatr, który w jakiś sposób dostawał się między drzewa. W pobliżu musiała być jakaś otwarta przestrzeń. Przeszli jeszcze parę metrów i światło księżyca przebiło między sklepieniem drzew. Znów mieli więcej miejsca dookoła siebie, jednak nie puszczali swoich dłoni.

Przed sobą zobaczyli bardziej oświetlone księżycem miejsce. Na środku stał ogromny pień, ścięty dość nisko. Nie wyglądało to jak większość drzew. Było zbyt duże. Na przestrzeni kilku metrów dookoła nic nie rosło, zostawiając dziwny okręg wokół pnia. Trawa była długa, ale wysuszona. Obumarła.

- To stąd ten zapach - stwierdził blondyn, podchodząc bliżej.

Stanął zaraz przy ściętym drzewie, patrząc się na nierówny wierzch. Theo zaczął chodzić dookoła, rozglądając się za czymś nietypowym. Jak na przykład martwy człowiek. Po minucie łażenia w kółko poddał się, znów skupiając na Liamie. Chłopak dalej stał w tej samej pozycji, wpatrzony w roślinę. Raeken zmarszczył brwi. To wydało mu się podejrzane, bo Liam w większości nie potrafił dłużej wytrzymać w jednym miejscu.

- Li? - spróbował zwrócić na siebie uwagę, jednak nie zadziałało to. Dunbar stał jak zatrzymany w czasie. Coś zdecydowanie było nie tak - Liam - powiedział głośniej, podchodząc do młodszego. Przechodząc, zahaczył nogą o kupkę suchej trawy, odganiając ją. Drewno zaskrzypiało pod jego ciężarem.

Spojrzał pod swoje stopy. Ciemne deski zakryte były przez martwe rośliny. Część wyglądała, jakby przed wyschnięciem zdążyły w nie wrosnąć.

Wrócił wzrokiem do Liama. Nic. Złapał chłopaka za ramię, na co dopiero zareagował. Podskoczył, rozglądając się, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, gdzie jest. Żółte oczy zatrzymały się na tych zielonych.

- Li, okay? - zapytał, utrzymując kontakt wzrokowy.

- Ta, zamyśliłem się - blondyn skłamał. Nie był w tym za dobry, bo Theo zazwyczaj potrafił wyłapać, gdy coś było nie tak z młodszym.

- Zobacz co znalazłem - postanowił zmienić temat. Ruszył się z drewna, butem odgarniając wysuszone rośliny. Klapa z metalową rączką wystawała ledwie nad ziemię.

Nastolatkowie spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Theo kucnął przy klapie, próbując podnieść ją w górę. Musiał użyć do tego sporo siły, bo drewno wydawało się stać jednością z ziemią i roślinami. Za trzecim szarpnięciem wejście stanęło otworem. Zawiasy zaskrzypiały. Przed nimi widniała ciemna dziura z widokiem na kilka drewnianych schodków. Raeken niepewnie stanął na pierwszym, najpierw sprawdzając stabilność, uciskając na drewno butem.

Schody skrzypiały z każdym ich najmniejszym ruchem. Pachniało starością i kurzem. W pomieszczeniu na samym dole nie było całkowicie ciemno. Po prawo od wejścia, przy samej ścianie, korzenie przebiły sufit, tworząc dziury. Mimo to, jakieś lepsze światło było potrzebne. Theo znów zaczął świecić latarką. Pomieszczenie było większe niż się spodziewał. Wyglądało jak piwnica pełna nieużywanych staroci, do której nie zaglądano od lat. Gdy wszedł głębiej, tak że schody nie przysłaniały mu części pokoju, spostrzegł miejsce z dziennika. Biurko, postawione zaraz przed ścianą, całą zarośniętą korzeniami, było zakurzone tak samo jak książki na nim. Uschnięte rośliny wisiały na drewnianych belkach, rozmieszczonych po całej piwnicy.

Nim zdążyli ruszyć się gdzieś dalej, bądź porozmawiać z sobą, silnik auta. Jasne światło padło na schody chwilę później. Dwie osoby zbiegły na dół. Mężczyzna z latarką i kobieta celująca do nich z broni. Oboje natychmiast unieśli dłonie. Nie mieli pojęcia co się dzieje.

- Upuść to - nakazał Theo mężczyzna, wskazując na jego telefon. Chłopak zrobił to bez większego namysłu - Jesteście aresztowani w sprawie ostatnich sześciu morderstw. Macie prawo zachować milczenie.

Po tych słowach policjanci podeszli do nich i zaczęli zakuwać w kajdanki. Liam spojrzał na starszego nastolatka zszokowany. Theo pomyślał, że przynajmniej jego oczy nie świeciły już. Choć ciekawiło go jakby zareagowała policja. Ale to nie było teraz ważne, był aresztowany do cholery. Nie miał pojęcia jak się zachować.

- Co, aresztowani? - zapytał próbując odwrócić się do funkcjonariusza, ale ten wbił mu łokieć między łopatki. Miał tam starego siniaka i zgiął się w pół, próbując uciec od naporu. Mężczyzna jednak zaczął już go prowadzić.

- Ej, zostaw go! - usłyszał głos Liama, który szarpnął się. Policjantka również nacisnęła na jego plecy, ściągając zakute ręce w dół. Blondyn wygiął się i Theo mógł przysiąc, że usłyszał warknięcie. Spojrzał na młodszego. Pokiwał głową, kiedy ich oczy spotkały się.

- My nic nie zrobiliśmy - spróbował ponownie Theo, gdy zostali wyprowadzeni z piwnicy.

- Będziecie tłumaczyć się na komisariacie - odpowiedział mu policjant, prowadząc go do auta. Wsadzili ich na tylne siedzenia. Znów spojrzeli na siebie.

Nim ruszyli, policjantka wróciła się po telefon Theo, który przyniosła w foliowej torbie. Wtedy Theo zdał sobie sprawę, że oskarżano ich o zamordowanie sześciu osób. Miał tylko nadzieję, iż zabiorą i do szeryfa. Wątpił, aby mężczyzna uwierzył w ich winę. Skąd w ogóle policja się tutaj wzięła, przeszło mu przez myśl. Czy możliwe, że ktoś widział ich jak wchodzą do lasu? Ktoś z osiedla mógł go obserwować, a takie spacery przy morderstwach wydałyby się podejrzane. Kurwa powinien być bardziej uważny. A co, jeśli ktoś próbował ich wrobić? Co, jeśli brat Roberta zauważył ich przy jego kryjówce i postanowił zadzwonić po policję, aby zostali obwinieni? Błagał w myślach, aby jedyne co na nich mają to to, że zbyt często łażą do lasu, a nie jakieś podrobione dowody. Oby Alice też tam była. W końcu ona wie, że w lesie wcale nie morduje człowiek. Widziała go. Musiał powiedzieć to policji...prawda?

----------------

Biedny Liam, już myślał, że na randkę się umówił...


The wolf and the sheep /ThiamAU/Where stories live. Discover now