Rozdział 25

147 17 6
                                    

(05.10)

Niebieskie światła migały na przemian z czerwonymi. Tłok ludzi powodował szum, który huczał w jej głowie, gdy starała się przecisnąć między ciałami. Dotarła pod żółtą taśmę, którą szybko pokonała. Policjanci natychmiast zwrócili na nią uwagę, przez głośne stukanie jej obcasów o cegły chodnikowe.

- Co znowu? - zapytała, podchodząc do kobiety przed wejściem do budynku. Spojrzała na nią niepewnie oraz z smutkiem. Domyśliła się już, że to ktoś znany policji.

- Szeryf jest w środku - odpowiedziała, odwracając wzrok - On wszystko pani wyjaśni.

Otworzyła dla Alice drzwi. Wewnątrz było zaskakująco jasno, nawet bez zapalonych świateł. Zapach zaś nie był niczym podobnym do zapachów biblioteki. Smród zgnilizny, głównie zakryty przez ten żelaza, zostawiał ślad nawet na języku.

Już po przekroczeniu progu, natknęła się na rozbite szkło. Poszła tym tropem, w kierunku powywracanych stołów oraz krzeseł. Przybytek światła pochodził z rozbitego okna na końcu sali. Szkło mieniło się jasno, tworząc białą rzekę przez długość budynku. Czerwona ciecz widniała między kawałeczkami, będąc ciężka do ominięcia. Dwa ciała, będące powodem rozbicia się okna (a bardziej przedmiotem służącym do tego), leżały w nienaturalnych pozycjach na środku, przy wzniesieniu na końcu sali. Dwaj mężczyźni, sini, zimni i z rozluźnionymi mięśniami. Muchy już żerowały na nich, ale żuków czy chrząszczy nie było widać. Ciała musiały mieć więcej niż osiem godzin, jednak mniej niż dwa dni. W prosektorium sprawdzą to dokładniej. Ubrania były podarte, krawędzie praktycznie zlewały się z ranami. Z jednego z mężczyzn wyleciał fragment jelita, co nie było najpiękniejszym widokiem. Ślady pazurów, zębów oraz mniejszych zadrapań znaczyły o tym samym sprawcy co przy poprzednich zwłokach. Wilk podchodził coraz bliżej miasta.

Szeryf stał kawałek dalej od grupy, pracującej przy zwłokach. Minę miał, jakby pierwszy raz widział zwłoki. Znał któregoś z martwych, jak nie obu. Tego Alice była już pewna.

Podeszła do niego, ignorując autentyczne wykonywanie pracy. Mężczyzna wydawał się nie zarejestrować jej obecności, zbyt przytłoczony myślami.

- Kto to? - zapytała wprost, sprawiając, iż Noah drgnął.

Uniósł wzrok zaskoczony i kiedy dotarło do niego jej pytanie, przetarł twarz dłońmi. Pomasował szybko czoło, przenosząc oczy na ciała. Znów wydawał się odlecieć.

- Agenci FBI - wskazał dłonią na scenę za kobietą - Howard Cortez i Rafael McCall. Nawet nie wiedziałem, że są w mieście.

- Znałeś ich - stwierdziła, darując sobie udawanie ciekawej, wypytując o wszystko.

- Znałem McCalla - odpowiedział wzdychając. Jakoś podejrzewała, iż nie była to przyjacielska relacja - Ojciec przyjaciela mojego syna.

Pokiwała głową, rozumiejąc ten zły humor. Może i mężczyźni się nie lubili, ale na wzgląd na jego syna, będzie to ciężka sprawa.

- Czeka pana ciężka rozmowa.

- Niestety.

----------------
(6.10)

Ciemność dalej go ogarniała. Ciągle było ciemno i Theo nie mógł już tego znieść. Nie wiedział, gdzie był i od jak dawna, ale chciał się stąd wydostać. Uciec.

Było mu zimno. Czuł jak palce u dłoni stają się mniej czułe. Włosy na ciele naprężyły się razem z skórą.

Znów spojrzał na swoje poparzone ręce. Skóra na nich dalej była brudna i napuchnięta. Wydawało mu się, że zaraz odpadnie. Wystarczy dotknąć.

- Theo - znów usłyszał Tare. Nie wiedział, czy się cieszył czy nie. Jej głos był lepszy niż cisza, ale oznaczał również, iż trafił do koszmaru. Albo dalej w nim tkwił. Czy obudził się z poprzedniego? - Nie jesteś tu bezpieczny. Wracaj do domu.

Coś się zmieniło i Theo nawet to polubił. Jej głos był wreszcie emocjonalny, a nie tylko głosem, rozchodzącym się echem. Był ciepły. Opiekuńczy. Nie słyszał tego tak długo.

Oczy zapiekły go, od zbierających się łez.

- Tara? - Pierwszy raz coś jej odpowiedział, mając zamiar dłużej porozmawiać. Głos załamał mu się. To wydawało się być zbyt przytłaczające. Wszystkiego było za dużo, mimo że dookoła nie było nic - Tara, ja... - zastanowił się co powiedzieć. Jak ująć wszystko, co czuł przez wiele lat w słowa - Tęsknie za tobą. Tak bardzo, kurwa tęsknie - opuścił głowę, mimo iż nigdzie dookoła jego siostry nie było. Dalej nie chciał, aby widziała jego łzy. Nigdy nie lubiła widzieć jak Theo płacze. Pamiętał o tym - Przepraszam. Przepraszam, to wszystko moja wina. Powinienem był was posłuchać. Przepraszam - zapłakał, czując jak zaczyna brakować mu tlenu. Ciężko było mu oddychać. Chyba miał atak paniki - To powinienem być ja, nie - palenie w gardle zabrało mu oddech.

Zobaczył przed oczami tamtą scenę. Tara, osłaniająca go własnym ciałem. Czerwone oczy, górujące nad nimi w ciemności. Przerażenie w oczach jego siostry, gdy odwróciła się do niego.

I krew. Tak dużo krwi.

- Uciekaj - powiedziała do niego, z łzami spływającymi po policzkach - Uciekaj i nie oglądaj się.

Po tym mało pamiętał. Jakoś wybiegł z lasu. Znalazł kogoś, kto mu pomógł. Albo oni znaleźli jego.

Nie wiedział, kiedy upadł na ziemię i zaczął płakać.
Gdyby mógł tylko cofnąć się do tamtej chwili. Usilnie starał się wytrzeć spływające łzy i pociągał nosem. Pomyślał, że wygląda żałośnie.

- Theo - Tara nagle znalazła się przed nim. Brzmiała tak ciepło. Tak opiekuńczo. Chciał tylko się do niej przytulić. Przechylił się na przód, gdzie ją słyszał. Poczuł ciepło, gdy objęła go ramionami. Mimo że był o wiele większy niż te dziewięć lat temu, dalej czuł się jak małe dziecko. Tak bezpiecznie. Podobnie czuł się jedynie tego dnia, gdy obudził się przytulony do Liama, ale nie chciał teraz o nim myśleć. Nie chciał myśleć o niczym - Przykro mi. Nigdy nie chciałam cię zostawiać - wyszeptała, głaszcząc jego plecy. Uśmiechnął się. Nawet jeśli nie była to naprawdę jego siostra. Nawet jeśli miała być wymysłem jego wyobraźni, ukazującym się w snach, to te słowa rozgrzały jego serce. Zawsze go obwiniano o ten wypadek. Sam siebie obwiniał.


- Chce do domu - wymamrotał w jej ramię. Nie miał pojęcia, co miał przez to na myśli.

- Musisz się obudzić. Tu nie jest bezpiecznie - położyła dłonie na jego łopatki, delikatnie odciągając. Niechętnie posłuchał się.

Widok jaki zastał nie był czymś, co chciał kiedykolwiek ujrzeć. Twarz Tary była poharatana. Była pełna zadrapań oraz wielka szrama przechodziła po policzku. Wewnątrz wydawało się coś tkwić. Białe i małe. Przypominało zakrwawione stokrotki.

- Zadzwoń do niego - dodała nagle, uśmiechając się szeroko. Rana poszerzyła się, ale dalej był to miły uśmiech. Usta Theo również wykrzywiły się, czując to ciepło przy sercu - Pomoże ci. Obudź się.

Theo otworzył oczy, szarpiąc głową. Przez dłuższy czas dalej widział jedynie pustkę, panującą wokół, ale gdy wzrok zaczął choć trochę przyzwyczajać się do braku światła, zaczął rozpoznawać kształty drzew i krzewów. Rozglądał się panicznie, czując jak ciężko mu się oddycha. Był cały zapłakany i marznął. Dlaczego był na zewnątrz?

Spróbował znów się rozejrzeć, jednak nie przyniosło to dużego efektu. Oczy dalej miał załzawione, a światło księżyca nie było najlepsze. Trząsł się z zimna. Nie powinno tak być. W Kalifornii rzadko kiedy temperatura spadała poniżej dziesięciu stopni, a wydawało się, że jest poniżej zera. Nie miał koszulki, więc był jeszcze bardziej wychłodzony.

Zaczął przeszukiwać kieszenie spodni za telefonem. Tara powiedziała, że ma "do niego zadzwonić ". Postanowił posłuchać się siostry, bo i tak nic innego do głowy mu nie przychodziło. Miał szczęście, bo położył się spać w dresach, które nosił przez cały dzień i nie wyjmował urządzenia z swojego miejsca. Odpalił go, mrużąc oczy. Była druga nad ranem. Nie tak późno, jak się spodziewał. Powiadomienia o dwudziestu czterech nieodebranych połączeniach, zostały zignorowane. Zasięg był słaby. Bał się, że nie uda mu się połączyć, bądź rozłączy rozmowę.

Przejechał palcem po ekranie. Nie widział nazw kontaktów. Miał na to zbyt załzawione oczy, ale wreszcie jakiś numer wybrał.

Czas czekania na odebranie, wydawał się wiecznością.

- Patrzcie kto się wreszcie odzywa - Liam był wkurzony. Było to słychać, ale Raeken nie miał pojęcia czemu i w tym momencie panikował za bardzo, aby zacząć się zastanawiać, czy niczym go nie obraził.

- Co? - ciężko łapał oddech, dalej paranoicznie rozglądając się - O czym ty gadasz?

- Theo - ton miał poważny, ale cierpliwy. Młodszy musiał zauważyć, iż coś jest nie tak. Musiał się na nim skupić. Na Liamie. Skup się na jego głosie. Spróbował nabrać powietrza nosem, starając się uspokoić oddech - Nie odzywałeś się do mnie od prawie trzech dni.

Theo wstrzymał oddech. Wgapiał się tępo w czarną przestrzeń, gdzie była ziemia. Pomyślał, że przecież dzisiaj byli razem w szkole. Rozmawiali o byciu wilkołakiem. Był poniedziałek. Znaczy...Teraz już wtorek.

- Co ty pierdolisz? - podniósł ton. Bał się i zamiast strachu okazywał złość. Nie chciał być niemiły dla Liama, jednak nie panował nad tym. Cały się zatrząsnął na silniejszy powiew wiatru. Przez głowę przeszło mu, że Liam mu jednak nie pomoże. Że Tara się pomyliła. Odkaszlnął gulę w gardle - Gadaliśmy dzisiaj w bibliotece.

Zapanowała dziwna cisza. Theo spanikował bardziej, nie wiedząc co się dzieje. Naprawdę nie pamiętał ostatnich trzech dni? Do głowy wpadło mu, iż tak naprawdę spędził je pogrążony we śnie i to wywołało w nim jeszcze większy strach. Zaczynał tracić panowanie nad swoim życiem. Z każdym dniem było tylko gorzej. Ścisk w gardle wrócił, tak samo jak więcej łez.

- Theo - sposób w jaki wypowiedział jego imię, nie spodobał się mu. Mentalnie zaczął szykować się na coś złego. Liam wydawał się zbyt opanowany i wspierający - To było w poniedziałek. Jest środa.

Nie odpowiedział. Zimno zabrało mu oddech. Wiatr robił się silniejszy. Niekontrolowanie trząsł się i znów zaczął płakać.

- Theo, gdzie jesteś? - Starszy nie potrafił mu odpowiedzieć przez ścisk w gardle - Halo, Theo?

- N-nie wiem - znów rozejrzał się, ale chuja zobaczył. Gniew ponownie w nim zagościł, ale płacz wydawał się teraz lepszą reakcją niż krzyk. Przynajmniej dla jego organizmu - Nic nie widzę.

- Okay, spokojnie - słychać było, jak młodszy wstaje i zaczyna gdzieś iść - Rozejrzyj się jeszcze raz. Jest tam cokolwiek?

Posłuchał się, starając opanować oddech. Skupił się na zarysie drzew, starając się zobaczyć coś między nimi.

- Tylko drzewa - przyznał cichym głosem.

- Drzewa, dobra - Liam sam brzmiał na spanikowanego, ale starał się dodać otuchy Raekenowi - Tylko tyle?

- No przecież mówię - odburknął. Zaczynał bardziej panikować. Nie mógł oddychać.

- Hej, hej - Głos blondyna pomógł mu skupić się na czymś innym niż mróz oraz panującą ciemnością - Spokojnie. Już po ciebie idę.

Theo pokiwał głową. Objął się ramionami, starając zachować ciepło. Bose nogi schował pod materiał spodni na udach. Oparł się o pień drzewa. Dopiero zorientował się, że jest zaraz obok. Kora przyczepiła się do jego włosów oraz zadrapała policzek. Zignorował to, próbując jakoś się ogrzać.

- Theo, ej!

Kiedy zamknął oczy? Zamrugał szybko parę razy, aby się jakoś rozbudzić. Dalej było cholernie ciemno. Dalej był w lesie. Dalej sam.

- Jestem, jestem - ziewnął, przy powtórzeniu. Był zmęczony. Chciał tylko znów zasnąć. Może zobaczy Tare.

- Mów do mnie, dobra? - nakazał. W tle słychać było mijające go auta. Naprawdę szedł po Theo, co do starszego trochę nie docierało. Jakoś nie spodziewał się, że młodszy od tak wszystko rzuci i po niego pójdzie.

- Co?

- Cokolwiek - w głosie słychać było uśmiech, ale ten wymuszony. Theo nie lubił go - Coś jeszcze o tym co widzisz, albo o książkach jakie czytałeś. Cokolwiek.

Starszy wiedział, że Dunbar ma rację. Nie mógł zemdleć. Liam już do niego jechał i musiał wytrzymać. Jeszcze tylko trochę.

- Objawy lekkiej hipotermii to drżenie, przyśpieszony oddech oraz puls - zaczął mówić pierwsze, co wpadło mu do głowy - Organizm uruchamia obronny mechanizm wazokonstrykcji - zwężania naczyń krwionośnych.

- Dlaczego akurat o hipotermii? - usłyszał zdziwionego blondyna, który wyszeptał to bardziej do siebie.

- Bo jest mi kurwa, cholernie zimno! - krzyknął na tyle głośno, na ile miał siłę. Gdyby nie był tak zmęczony, to zaraz pożałowałby tego, pamiętając o wilku-mordercy, który biegał po tym lesie.

- Okay, okay, mów dalej.

- Ma to służyć ochronie serca i płuc poprzez skierowanie do nich krwi. Traci się wtedy czucie w kończynach. Później są uderzenia gorąca - Nagle coś w krzakach w pobliżu strzeliło. Podskoczył, wydając dziwny dźwięk. Patrzył na roślinę, wyczekując, jednak nic nie zdarzyło się.

- Mów dalej - usłyszał Liama. Już nie było aut dookoła, a dziwny szelest.

- To paradoksalny efekt pogłębienia hipotermii: mięśnie ścian naczyń krwionośnych odpowiedzialnych za wazokonstrykcię rozluźniają się, przez co krew ponownie krąży po całym ciele. Później jest zwolnienie tętna, spadek ciśnienia.

Coś znów pojawiło się obok. Błagał w myślach, aby była to tylko sarna.

Zaczął robić się senny. Mówił dalej, mimo palenia w gardle.

- Pojawia się całkowite odrętwienie. Nie można się ruszyć. Senność i na końcu śpiączka.

- Czuję twój zapach - poinformował go blondyn - zaraz będę.

Theo przez chwilę nie wiedział o co chodzi. Był zbyt zmęczony. Skoro Liam już był w pobliżu, to mógł na chwilę zamknąć oczy? Powieki i tak same mu leciały.

- Theo, nie zasypiaj! - brzmiał na wystraszonego. Raeken zapomniał, że z nim rozmawia przez telefon. Oparł głowę o pień, walcząc z zamykającymi się oczami.

- Coś chyba tu jest - wymamrotał resztkami sił.

- Kurwa.

Theo wpatrywał się w czerń między pniami, gdzie delikatnie rozpoznawał kształty krzewów. Coś tam siedziało. Był tego pewien.

Znów zawiał wiatr, ale Theo nie zwracał już na to uwagi. Niska temperatura nie wydawała się już aż tak okropna.

Na kilka sekund wydawało mu się, że wrócił do swojego snu. Tara obejmowała go opiekuńczo. Była ciepła. Chłopak chciał ją tylko przytulić. Zrobił to. Schował twarz w ramieniu, czując gorąc pochodzący z tego miejsca.

- Zaraz będziemy - głos Liama wydawał się odległy, ale kojący. Uśmiechną się i bardziej wtulił w ramiona. Przytulanie się do Liama było prawie tak samo dobre, jak przytulanie do Tary. Prawie, bo Liam był prawdziwy oraz kochał go w inny sposób.

"Kochał" - nie będzie pamiętał, że tak pomyślał, gdy następnym razem się obudzi.

----------------

Jasne światło sprawiło, że czerń jaką do teraz widział, zmieniła się w rażącą pomarańcz. Zaczynając rozbudzać się, na jego twarzy wykwitł grymas niezadowolenia. Było za jasno i za ciepło na twarzy. Spróbował odwrócić się od rażącego słońca, ale coś za jego plecami nie dawało mu tej możliwości. Theo domyślał się, że jest to kołdra, która zawinęła się w taki sposób. Spróbował znów się przekręcić z tym samym skutkiem. Walnął łokciem w tył, co spotkało się z znajomym warknięciem i bólem w kości, którą zderzył z czymś znacznie twardszym niż kołdra. Na chwilę przestał się ruszać. Nie był pewien czy dźwięk mu się przesłyszał, czy ktoś wydał go naprawdę. Coś ścisnęło jego brzuch.

Niechętnie otworzył oczy, mrożąc je od razu w świetle. Twarz miał skierowaną prosto na okno. Podparł ciało na jednej ręce. Włosy wpadły mu do oczu, ale odgarnięcie ich wydawało się zbyt dużym wysiłkiem. Wystarczyło, że musiał się podnieść.

Kości w plecach strzeliły kilkakrotnie, gdy wygiął się, aby zobaczyć co go trzyma. Trochę czasu zajęło mu przepracowanie w mózgu, że widzi tam kogoś.

Blond włosy były potargane, wyglądając jak puch. Twarz miał schowaną przy plecach Raekena, zaraz nad jego biodrami. Nagie ramiona obejmowały go mocno.

Do Theo zaczęły wracać wspomnienia z nocy. Nie pamiętał zbyt dobrze, co się stało, w szczególności po zadzwonieniu do Liama. Wszystko wydawało się jak zamknięte za zaparowaną szybą. Dobrze pamiętał zaś swój sen. Musiał opowiedzieć o nim młodszemu. Czuł, że tak powinien zrobić, ale to mogło poczekać.

Odwrócił się całkowicie do blondyna, starając się go nie budzić. Położył się ponownie, obserwując jak Liam kręci się. Młodszy ścisnął go mocno, przyciskając twarz do brzucha Theo, który zarumienił się delikatnie.

Liam po niego przyszedł.

Dalej to do niego nie docierało, mimo leżenia zaraz obok blondyna. Wplótł palce w jasną mętanine włosów najdelikatniej jak potrafił. Najpierw poczuł ich miękkość - nie tylko z wyglądu były jak puch - później jednak, jego dłonie zaczęły palić, jakby złapał w garść węgiel. Odciągnął rękę z sykiem, dopiero zauważając poparzenia na wewnętrznej stronie. Podniósł się znów na łokciu, oglądając rany.

Szczerze mówiąc, mógł się tego spodziewać. Po koszmarach zawsze coś zostawało na jego skórze, a ostatnie dotyczyły bezpośrednio ognia. Dalej nie rozumiał jak to działało. W zasadzie to mało ogarniał w całej tej sytuacji z jego wizjami, czy jakkolwiek to nazwać.

Liam nagle ścisnął go mocniej. Theo wrócił wzrokiem do młodszego, który patrzył na niego tymi znajomymi oczami. Wyglądał na zadowolonego, ale po chwili jakby przypomniał sobie coś i szczęście zastąpiła troska. Szybko podniósł się, kładąc dłoń na torsie Theo. Ku zdziwieniu Raekena, pchnął go znów na poduszki tak, aby leżał na plecach, następnie uważnie oglądając.

Theo ciężko było znieść to skanujące spojrzenie, w szczególności, że Liam siedział praktycznie na jego udach. I jeszcze to rzucenie nim o materac. Ciężko było nie myśleć Theo o innej sytuacji, w której mógłby tak zrobić.

- Co odwalasz? - zapytał nagle Liam, wybudzając Theo z brudnych fantazji. Starszy chwilę patrzył na niego, jakby nie zrozumiał pytania albo wcale go nie usłyszał.

- Hm? - wydusił z siebie po prawie minucie intensywnego wpatrywania się w siebie nawzajem.

- Nie hm - przedrzeźnił go. Liam skrzyżował ramiona, co tylko uwydatniło jego mięśnie. Theo stwierdził, iż zbyt łatwo się rozprasza - Tylko powiedz mi, co ty odwalasz?

- Ja? - Theo dalej nie ogarnął o co jest pytany. Liam tylko wywrócił oczami. Jak role potrafią się odwrócić, pomyślał Raeken, który nie za bardzo przejął się irytacją młodszego.

- Nie kurwa ja - odburknął, machając głową z każdym słowem. Na ustach Theo wykwitł uśmieszek.

- Musisz popracować nad odpowiedziami - stwierdził. Podłożył ręce za głowę, lekko napinając mięśnie (wcale nie dla zwrócenia uwagi Liama).

Za swoją odpowiedź został zgromiony wzrokiem. Utrzymał tą bitwę, dopóki Dunbar nie poprawił się, tym razem naprawdę siadając na udach starszego. Wzrok Theo bezmyślnie poleciał do bioder blondyna.

- Nie odzywasz się do mnie od trzech dni - zaczął reprymendę. Theo wiedział, że przegrał i będzie musiał wysłuchać pierdolenia o tym jak niebezpieczne było parę sytuacji, w jakich się znalazł. Wrócił oczami do twarzy Liama - Nagle dzwonisz w środku nocy, prawie przyprawiając mnie o zawał!

Uśmiech Theo szybko zniknął, zostając zastąpiony szczerym skruszeniem. Liam był na niego zły. Musiał się przez niego martwić i Theo czuł się z tym źle, nawet jeśli nie było to specjalnie. Otworzył buzię, aby przeprosić albo chociaż jakoś się wytłumaczyć, ale Liam nie dał mu dojść do słowa.

- Utkaj się - sarknął na niego i Raeken usłyszał typowo psi warkot. Dla własnego dobra postanowił się nie odzywać - Choć raz bądź cicho.

Theo złączył swój kciuk z palcem wskazującym, przejeżdżając nimi po ustach, na końcu wyrzucając nieistniejący kluczyk. Próba zażartowania w żaden sposób nie zmieniła wrogiego wyrazu Liama.

- Dlaczego nagle zniknąłeś, co? - zapytał z wyrzutem. Machnął ramionami, ale dłonie dalej ulokowane miał na bicepsie. Zaciskał je mocno, jakby bojąc się, iż jeśli je puści, straci nad sobą kontrolę - Dzwoniłem do ciebie, ale ani razu nie odebrałeś. Kilka razy tu przyszedłem, ale cię nie było i nagle wydzwaniasz, mówiąc, że nie wiesz, gdzie jesteś! - Zaczął machać lewą ręką, ale Theo bardziej skupił się na jego oczach, które nagle zaświeciły na żółto. Nie wystraszyło to Raekena, bardziej zmartwiło - Kurwa, nawet nie wiesz, jak się wystraszyłem! Co sobie myślałeś tak znikając, co?! - Theo skulił się na tak głośną reprymendę - Bo ja myślałem, że znowu poszedłeś do lasu sam! Myślałem, że tym razem cię dopadł, a kiedy zadzwonili, że znaleziono kolejne ciało - głos zaczął tracić tą wściekłość, zostając zastąpiona smutkiem i zmęczeniem. Theo wolałby, aby Liam był na niego zły, aby krzyczał i wymachiwał pięściami i zamiast brzmieć na zawiedzionego - Myślałem, że nie- Blondyn nie potrafił dokończyć tego zdania. Nie musiał, Theo domyślił się o co mu chodzi.

Nie wiedział co na to odpowiedzieć. Nie potrafił nic z siebie wydusić, więc wpatrywał się w ponownie niebieskie oczy, mając nadzieję, że młodszy zrozumie go bez słów.

- Odpowiesz coś, czy nie? - Liam wrócił do oskarżycielskiego tonu. Dla Theo lepiej. Nie potrafił znieść smutnego blondyna.

- Nie wiem - wydusił wreszcie, krzywiąc się na drżenie swojego głosu.

- Nie wiesz, czy mi Odpowiesz, czy nie wiesz co odpowiedzieć?

Theo chwilę wgapiał się w niego, myśląc jak ująć w słowa coś, czego sam nie rozumiał.

- Nie poszedłem do lasu, przynajmniej nieświadomie - odwrócił wzrok, nie mogąc znieść spojrzenia młodszego - Położyłem się spać w poniedziałek i nagle obudziłem się w lesie.

- Lunatykowałeś?

- Ta, chyba - przeczesał ręką włosy, wracając wzrokiem do Liama. Już nie zobaczył tam złości, ale troskę - Sam nie wiem. Zupełnie nie pamiętam poprzednich dni, jakbym w ogóle się nie obudził aż do teraz.

Liam zamilkł na dłuższy czas i zlustrował go wzrokiem uważnie. Theo nie spodobał się sposób, w jaki jego usta stworzyły cienką linię.

- Miałeś koszmar? - drugie słowo zostało wypowiedziane niż byłoby to w innej sytuacji. Było wiadome o co pytał, w szczególności, iż mówił wcześniej coś o znalezieniu następnego ciała. Pokiwał tylko głową. Tym razem utrzymał wzrok na blondynie. Jakoś patrzenie na niego, mimo że trochę bolało z wiedzą, jak musiał się o niego martwić, było miłe - Cholera T - westchnął, poprawiając się na jego udach - Jest gorzej, prawda? Jest coś o czym mi nie mówisz.

Raeken pobladł trochę. Liczył, że Liam nie domyśli się niczego, jeśli potwierdzi koszmary, ale będąc szczerym, młodszy już wiele razy udowodnił, że potrafi zauważać problemy Theo. Będzie musiał opowiedzieć mu o halucynacjach. Powinien był już dawno, nawet jeśli nie chciał.

Nagle jego dłonie zostały złapane w te mniejsze. Liam lekko nachylił się i splótł ich palce. Po ciele Theo rozeszło się ciepło. W pierwszej chwili chciał wyrwać dłonie, jednak widząc te niebieskie oczy, już bez żadnej złości bądź irytacji, tylko troska i niema prośba, aby mu zaufał. Oparzenia skóry przestały szczypać. Wzrok Liama powędrował na ich złączone dłonie zdziwiony, ale szybko rozjaśnił się w zrozumieniu. Theo najpierw myślał, że poczuł świeże rany, jednak wtedy zauważył czarne żyły, wędrujące wzdłuż przedramienia blondyna.

- Co to? - głos znów mu zadrżał.

- Wilkołaki potrafią zabierać ból - wyjaśnił Liam, mocniej ściskając ich dłonie. Powolnie, jakby czekając na protest ze strony starszego, uniósł lewą rękę Theo do swoich ust i ucałował delikatnie knykcie. Przez kilka sekund na ustach pojawiły mu się te same czarne linie. Theo zarumienił się i wyrwał wreszcie z uścisku. "Zabierać ból", nie chciał, aby Liam musiał znosić coś, co powinien on. Zauważył, że zasmuciło to blondyna - To powiedz, jest coś jeszcze, prawda?

Liam chciał zejść z niego, ale Raeken w porę przytrzymał go za biodra, dając znak, aby został. Młodszy posłuchał się, ale w zamian znów złapał jego dłonie. Nie zobaczył już niczego czarnego, więc nie wyrwał się. Theo westchnął. Musiał zastanowić jak ująć wszystko w słowa.

- Nie męczą mnie tylko koszmary - zaczął, bawiąc się palcami prawej dłoni Liama - Czasem widzę rzeczy, które nie dzieją się naprawdę. Zaczęło się od migren i plam przed oczami, ale teraz nie zawsze wiem co jest prawdziwe, co nie.

Zapanowała chwila ciszy. Raeken dalej bawił się dłońmi młodszego. Liam wpatrywał się w niego, jakoby czekając, czy nie powie czegoś jeszcze.

- Dlaczego nic nie mówiłeś? - Theo nie usłyszał wyrzutów w jego głosie, co trochę go uspokoiło. Kolejny raz nie mówił blondynowi całej prawdy, a ten dalej troszczył się o niego. Mimo strachu, że ta taryfa ulgowa kiedyś się skończy, czuł że to nie ostatni raz.

- Nie chciałem cię martwić. Zazwyczaj nic mi od tego nie jest.

- Zazwyczaj?

No to się wjebał.

Bał się teraz o wszystkim powiedzieć. Jeśli Liam zdecydowałby, że ma dość i zostawiłby go, to Theo nie wiedziałby, co robić. Nagle myśl o byciu zostawionym przez blondyna wydała się przerażająca. Jakoś wcześniej był na to bardziej gotów. Oswajał się z tą myślą od dłuższego czasu, jednak, teraz gdy ta opcja stanęła zaraz przed nim, okazało się, że nie był gotów. Nie mógł znów zostać sam. Nie potrafiłby.

- Mówiłem, czasem mam migreny i takie tam - odpowiedział wymijająco, zaraz zostając zganiony wzrokiem.

- Nawet gdybym nie słyszał twojego serca, wiedziałbym, że to nie tylko "takie tam".

Liam miał rację, nawet jeśli Theo nie chciał tego przyznać. Nie wiedział, dlaczego tak słabo skłamał, zazwyczaj był w tym dobry.

- Pamiętasz jak wtedy omdlałem przed biblioteką? - zapytał, wreszcie decydując się na szczerość. Liam skinął głową na co Theo kontynuował - Kilka dni wcześniej zdarzyła mi się taka halucynacja, a kiedy omdlałem, wydawało mi się, że jestem w zupełnie innym miejscu.

- Dlaczego nic nie mówiłeś? - powtórzył, tym razem bardziej do siebie. Mamrocząc później coś jeszcze.

W Theo zagotowało się. Miał szczerze dość bycia czyimś zawodem. Ciągle tylko kogoś zawodził. Theo sam już wystarczająco się za to obwiniał, a zawód oraz smutek w oczach Liama tylko go dobijał.

- Nie wiem, okay?! - Theo wybuchł. Miał dość wszystkiego. Chciałby wrócić do tego, co było wcześniej. Nie musiałby się aż tak martwić stratą Dunbara. Dlaczego musiał być aż tak zjebany? - Myślałem, że jak to zignoruję...Po prostu chciałem, aby to zniknęło; sny, halucynacje, jebane wilkołaki! To było za duż- przerwał, orientując się co powiedział. Natychmiast podniósł wzrok ponownie na Liama. Smutek jaki zobaczył był ciężki do zniesienia.

- Nie to miałem na myśli - złapał mocniej dłoń Liama, ale młodszy i tak wyrwał się, na rzecz bawienia się swoimi palcami. Przynajmniej nie zszedł z jego bioder.

- Wiem - odwrócił wzrok i mimo powiedzenia tego pewnie, w głosie słyszalny nadal był smutek oraz odrobina obrazy.

- Miałem na myśli tego z lasu - wolał dodać, czując się źle przez swoje słowa.

- Wiem - powtórzył, dalej unikając kontaktu wzrokowego.

Niezręczna cisza jaka zapanowała, wkurwiała Theo. Nie miał pojęcia co powiedzieć bądź zrobić, aby ją przerwać.

- Mam pomysł, co możemy zrobić dalej w sprawie lasu - postanowił pociągnąć temat koszmarów, mając nadzieję, że szczerość co do ostatniego z nich, poprawi całą tą sytuację. Liam jednak wydawał się go nie słuchać - Nie spodoba ci się - dalej nic - Li? - Kiedy młodszy dalej go ignorował, Theo wywrócił oczami. Położył dłonie na biodrach Liama i jednym ruchem odwrócił ich. Liam wytrzeszczył oczy, układając dłonie na klatce Theo, jakby miał zamiar się bronić, jednak zrezygnował, gdy ich oczy spotkały się, zrezygnował i opadł mocno na materac, do którego był teraz przyciśnięty przez Raekena. Nogi zostawił w pozycji podobnej do poprzedniej, oplatając biodra Theo. Starszy uśmiechnął się na widok dezorientacji i rumieńca Liama - Nie słuchasz mnie - nachylił się, zginając ręce w łokciach. Zatrzymał się kilka centymetrów od twarzy młodszego, który tylko przełknął ciężko ślinę - Wydaje mi się, że powinniśmy iść pod willę. Znowu pojawiła się w koszmarze i wydaje mi się, że coś jeszcze możemy tam znaleźć.

Liam patrzył na niego, ale nie wydawał się przyswoić żadnego słowa. Theo uśmiechnął się łagodnie, całkiem kładąc na młodszym na co ten stał się całkiem czerwony na twarzy. Raeken przeniósł dłoń na policzek Liama, pomału sunąc nią do blond włosów zaraz nad uchem. Dalej były jedną, wielką mentaniną puchu, bardzo przyjemną w dotyku. Jakby głaskał szczeniaka. Zaśmiał się na tą myśl. Światło zza ona oświetlało ich twarze, a blond włosy wyglądały, jakby to z między kosmyków wydobywało się światło. Wybudził się z letargu, tarmosząc włosy Liama, na co ten skrzywił się.

- Wracamy pod willę - powtórzył i tym razem informacja dotarła.

- Pod dom Morrisów? - Dunbar zabawnie zmarszczył nos. Dalej był lekko zarumieniony przez bliskość - Po co?

Spojrzał na Liama z uniesionymi brwiami. Znów zaczął bawić się włosami nad uchem młodszego. Dunbar przechylił delikatnie głowę do dotyku, ale nie spuszczał wzroku z twarzy Theo. Nie poruszył się też, aby zdjąć nogi z jego bioder.

- Naprawdę nie usłyszałeś ani słowa - wymamrotał pod nosem - Wydaje mi się, że możemy coś tam znaleźć.

- Ale Morris powiedział, że mamy tam nie chodzić - zaprotestował. Bezmyślnie zbliżył twarz do dłoni Theo jeszcze bardziej, więc starszy zaczął głaskać bok jego głowy całą dłonią.

- Wiem, ale to willę zobaczyłem we śnie - wyjaśnił raz jeszcze bardzo delikatnym tonem, wchodzącym prawie w szept - Ostatnim razem, gdy mi się śniła, zaatakował cię Morris i usłyszeliśmy policjanta, gadającego o willi - wymieniał i zobaczył zrozumienie w oczach Liama - Myślę, że powinniśmy tam wrócić.

Dłuższa cisza nie sprawiała Theo już tyle problemu. Dalej głaskał młodszego, co uspokajało go tak samo, jak patrzenie w jego niebieskie tęczówki. Miał nadzieję, że Liam wybaczy mu ten poranek. Szczerze nie myślał o Dunbarze w taki sam sposób, co o wilkołaku w lesie. Dalej do końca nie przywykł do faktu, iż Liam to również wilkołak.

Liam delikatnie uśmiechnął się do niego. Położył dłonie po obu stronach twarzy Theo, gładząc kciukami skórę w sposób, podobny do tego, jak Raeken bawił się jego włosami.

- Okay.

- Okay.

The wolf and the sheep /ThiamAU/Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora