Rozdział 40

142 12 63
                                    

"Well, holy moly, me oh my, you're the apple of my eye
Boy*, I've never loved one like you
[...]
Well, hot and heavy, pumpkin pie
Chocolate candy, Jesus Christ
Ain't nothing please me more than you
Oh, home, let me come home
Home is wherever I'm with you" - Edward Sharpe & The Magnetic "Home"

----------------
(26.10)

Słońce wydało mu się najgorszym wrogiem, gdy promienie wpadły przez okno w kuchni, aby wybudzić go z przyjemnego snu. Czuł, że jest cały zdrętwiały oraz strasznie zmęczony, ale wspomnienie z poprzedniej nocy napełniły go takim szczęściem, że natychmiast to zignorował. Wsadził twarz w miękkie włosy, wpychając ich zmieszane zapachy. Objął chłopaka, mocno się do niego przytulając. Liam jedynie mruknął coś przez sen.

Wczorajsza noc była...wszystkim. Jego obawy o zniszczenie ich relacji, teraz wydawały się bezsensowne. Nadal czuł to wszechobecne ciepło i dziwne mrowienie w karku.

Tak bardzo, jak chciałby jeszcze poleżeć z Liamem, to czuł, jak bardzo skóra klei się do każdej powierzchni. Powinien przynajmniej przemyć twarz, co również mogłoby go rozbudzić.

"Jak się zmęczysz, będzie łatwiej zasnąć" - ta, jasne. Tylko chyba w planie nie było przestać dopiero około trzeciej rano. I to nie sami z siebie, a przez sąsiadkę z parteru, nawalającą w podłogę mieszkania Raekena i wydzierającą, aby się już przymknęli.

Musiał przyznać, że wilkołacza energia robiła wrażenie.

Poprawił koc, wcześniej przyniesiony z sypialni, na Liamie. Blondyn przekręcił się na bok i wepchał głowę bardziej w poduszkę, jakby próbował się o nią ocierać. Theo nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Jego serce wydawało się stanąć w ogniu przez to, jak słodko wyglądał jego chłopak.

Jego chłopak.

Nadal nie potrafił uwierzyć, iż Liam jest jego. Iż chciał być z nim i również go kocha. Za każdym razem, jak przypominał sobie o tym fakcie, miał ochotę skakać, jak małe dziecko, które dostało upragniony prezent...albo zwyczajnie poryczeć się ze szczęścia, bo nigdy nie wierzył, że coś tak dobrego, jak Liam spotka go w życiu.

Złapał szybko swój telefon i zrobił zdjęcie. Chyba ma nową tapetę.

Zanim rzeczywiście poszedł do łazienki, pocałował Dunbara w czoło, uśmiechając się jeszcze szerzej na to, jak słodko mruknął przez sen. Uwielbiał to, że Liam czuł się przy nim bezpiecznie. Na pewno nadwrażliwy słuch oraz węch nie pomagały w spokojnym śnie, a jakoś blondyn zawsze obok niego potrafił się zrelaksować.

Gdy tylko wszedł do łazienki, odkręcił wodę i opłukał sobie twarz. Chłód odrobinę sprowadził go z tej przesłodzonej sceny do rzeczywistości...ale nadal był szczęśliwszy, niż kiedykolwiek. Podniósł wzrok i aż go zatkało na sekundę. Wiedział, że Liam trochę go popodgryzał, ale nie spodziewał się mieć praktycznie całej szyi oraz piersi pokrytej śladami po zębach i malinkach. Nawet na kości żuchwy miał odbicie zębów. Jakim cudem miał iść w taki sposób do ludzi? A najgorsze było to, iż każdy ślad, jaki on próbował zostawić na Liamie, zagoił się w kilka sekund. Theo wyglądał, jakby coś go zaatakowało. Zjechał wzrokiem niżej, oglądając siebie całego. Wszędzie były różowawe oraz krwiste ślady: na ramionach, piersi, brzuchu, udach. Nawet na dłoniach miał ślady po zębach! Jakim cudem nie zorientował się, kiedy je robił?

Zaśmiał się na myśl, że Liam zaznacza terytorium. Zdecydowanie wolał to, niż tą tradycyjną metodę, ale nadal będzie musiał z nim porozmawiać. Nie może do końca życia chodzić w golfach. Założenie, iż zostaną razem do końca życia było odważną, ale miłą myślą.

The wolf and the sheep /ThiamAU/Where stories live. Discover now