Rozdział 21

170 16 5
                                    

(29.09)

Theo powolnie zaczął wybudzać się z wyjątkowo dobrego snu. Ciepłe promienie słońca, wpadające do mieszkania przez okno w kuchni, grzało przyjemnie jego plecy, tak samo jak coś, co trzymał w ramionach. Jeszcze zaspany, nawet nie zainteresował się, aby sprawdzić co to. Nie przeszkadzało mu, iż zdrętwiała mu ręka, na której owe coś leżało.

Pomału otworzył oczy. Musiał zamrugać kilka razy, żeby przyzwyczaić wzrok do jasności pokoju. Zaraz pod swoją brodą zobaczył blond kosmyki. Na początku zdziwił się, że ktoś z nim leży, bo miał pewność, że poprzedniego wieczoru z nikim się nie przespał. Spróbował odsunąć się, jednak blondyn ścisnął go na tyle mocno, aby mu to uniemożliwić. Poczuł, jak ociera policzkiem o jego szyję i wtedy Raeken przypomniał sobie. Uspokoił się natychmiastowo. Uśmiechnął się z dziwną łatwością i znów ułożył głowę na tej młodszego. Czuł jak jego serce przyśpieszyło a w brzuchu pojawił się dziwny ścisk. Theo zwalił to drugie na kaca. Nie ważył się ruszyć bardziej. Już zrelaksowany wpatrywał się w Dunbara, czując pewnego rodzaju zachwyt nad śpiącą twarzą młodszego. Zaczął napawać się detalami, na jakie wcześniej nie zwrócił uwagi. Na przykład to, że Liam ma długie, jasnobrązowe rzęsy. Rzucały cień na jego policzki. Zjechał wzrokiem niżej, zatrzymując na różowawych ustach. Wyglądały na miękkie i zwyczajnie idealne. Wystarczyło się lekko przybliżyć, aby... Potrząsnął głową, odganiając niechciane myśli. Wrócił do włosów chłopaka. Naszła go ochota na wplątanie w nie palców, ale powstrzymał się.

Niestety Liam obudził się krótko potem. Kręcił się przy tym niesłychanie, ale to tylko rozbawiło Raekena. Miał dobry humor, co nie zdarzało się często, w szczególności z rana. Ostatnio przy młodszym stał się o wiele radośniejszy, nawet z nowymi problemami w jego życiu. Liam był takim jego słońcem i chyba dopiero teraz to zrozumiał. I mimo iż wiedział, że zbliżenie się, go sparzy, jednak był na to gotów. Zdaje się, iż był to pierwszy raz w jego życiu, gdy chciał spłonąć. Jeśli Liam był słońcem, to Theo będzie Ikarem. Miał tylko nadzieję, że on zdoła dotrzeć do słońca, choćby na krótką chwilę. Wtedy pozwoli sobie na upadek.

Liam otworzył szeroko buzię przy ziewaniu. Przekręcił się na plecy, aby rozciągnąć się. Otworzył oczy, najpierw gapiąc się na sufit. Theo jakoś nie potrafił przestać na niego patrzeć. Niebieskie oczy spotkały te jego chwilę później i Raeken znów miał wrażenie, że tonie. Nie przeszkadzało mu to.

- Hej - wyszeptał. Zdziwił się jak zachrypnięty był jego głos. Zostanie wczoraj w samej bluzie nie było najlepszym pomysłem. Liam zaczerwienił się delikatnie. Theo dopiero wtedy przeanalizował całą sytuację; wczoraj (trochę pijany) położył się praktycznie na blondynie, bo kanapa była za mała, aby zmieścić na sobie dwóch dorosłych mężczyzn w normalnej (jak na przyjaciół) odległości.

Pochłonięty myślami Raeken nie zauważył, iż blondyn sam gdzieś odleciał. Wpatrywał się przy tym w szyję starszego. Czuł na nim swój zapach i jego wilczej stronie na tą myśl odwalało.

Theo wreszcie usiadł na brzegu kanapy, żeby jakoś zwiększyć odległość między nimi. Nie sprawiło to, że sytuacja się rozluźniła, ale jakoś lepiej mu się oddychało. Nogi zrzucił na ziemię, czując jak bardzo odrętwiały w ciągu nocy. Już wiedział, że ból w biodrze pozostanie na trochę dłużej.

- Sory, że tak długo czekałeś - wymamrotał Raeken, nie mając pomysłu na powiedzenie czegoś innego.

- Nic się nie stało.

Nie widział tego, jednak przez zniknięcie ciepła za jego plecami wiedział, że Liam również usiadł. Ponownie zamilkli, oboje zamyśleni. Nagle dłoń Dunbara musnęła te jego i poczuł już znajome ciepło. Liam szybko zabrał dłoń, kładąc ją bliżej siebie.

- A właśnie! - Theo podskoczył na podniesiony głos młodszego - Melissa wieczorem do mnie zadzwoniła i dowiedziała się kto zaatakował mnie wtedy w bibliotece - powiedział to z dziwnym podekscytowaniem, co przyciągnęło uwagę Theo. Nie żeby Liam go nie interesował. Ten czas już miał za sobą i nawet trochę żałował tego, jak wcześniej go traktował. Trochę jednak nie rozumiał tej zmiany nastroju - Dość mocno mu wtedy przywaliłeś i trafił do szpitala, więc mama miała, jak to sprawdzić - na wspomnienie tamtego wieczoru, Raeken zacisnął pięści. Dalej nie pamiętał momentu złapania belki w dłoń i zbliżenia się do atakującego Liama mężczyzny. Nie panował wtedy nad swoimi czynami, robiąc cokolwiek, aby pomóc młodszemu - Nazywa się Robert Morris.

Raeken przeniósł na niego wzrok, nie mogąc przetrawić tej informacji. Czekał w ciszy aż jego mózg na nowo zacznie pracować poprawnie, bo do cholery, takie zbiegi okoliczności się nie zdarzają. Jakim cudem Liama zaatakował akurat koleś, który mógłby mieć coś wspólnego z morderstwami w lesie? Teraz, jak tak o tym pomyślał, to właściwie było kilka powodów, dla których mógłby. Może pomaga wilkołakowi z lasu z jakiegoś powodu? Może sam nim jest? W końcu brat mógłby go przemienić.

Nagły dźwięk dzwoniącego telefonu, sprawił, iż oboje podskoczyli. Theo szybko podniósł urządzenie, które w nocy musiało wypaść mu z kieszeni i wylądować na podłodze.

- Hej Josh, co jest? - zapytał natychmiast po odebraniu. Zdziwił się, że młodszy już dzwoni, mimo iż widzieli się zaledwie wczoraj.

- Dasz radę podjechać pod mój dom? - Było słychać podenerwowanie chłopaka - Najlepiej teraz. Już.

Raeken na chwilę się zawiesił, już zastanawiając się nad najgorszymi opcjami tego, co mogło się stać.

- Jasne, już jadę - wstał i poszedł po klucze. Chyba jednak dobrze, że wczoraj się nie przebierał (a raczej rozbierał). - Co się dzieje? - złapał za drzwi, aby wyjść. Zanim jednak opuścił mieszkanie, machnął Liamowi ręką i postarał się okazać skruchę, za opuszczanie go w taki sposób.

- Wyjeżdżam - westchnął Josh - Rodzice stwierdzili, że najlepiej abyśmy już dziś ruszyli.

Raeken wsiadł do auta i odpalił je. Natychmiast ruszył pod dom Diaza, który całą drogę gadał mu jak okropnie nie chce jechać i żeby lepiej Theo go odwiedzał. Theo tylko cicho zgadzał się, ale tak naprawdę go nie słuchał. Myślami został przy Morrisie. Rozłączył się dopiero, gdy zobaczył auto starszego, wjeżdżającego pod dom.

- Theooo - podbiegł do niego Josh i złapał za kurtkę starszego - Ja nie chcę.

Josh zabrzmiał jak małe dziecko, któremu kazano zjeść warzywa na obiad. Theo zaśmiał się cicho i przytulił młodszego na przywitanie.

- Wiem, wiem - pogłaskał Josha po włosach. Jego wzrok podniósł się na ojca młodszego; mężczyzna stał w drzwiach domu, przyglądając się jak wynajęci faceci noszą jego rzeczy do ciężarówki. Theo rzadko go widywał, właściwie w cale, ale ciągle wydawał się na coś wkurwiony. Może to był taki wyraz twarzy, może zwyczajnie taki wyraz twarzy, ale współczuł Joshowi takiego ojca. On wcale nie miał lepszego. Jego ojciec, jeśli można go tak w ogóle nazywać, był chujem jak ich mało. W szczególności po śmierci Tary. Theo miał to szczęście, że nie musiał z nim mieszkać tak długo jak Josh. Miał swoje mieszkanie już w wieku siedemnastu lat, co prawda właśnie dzięki ojcu, ale na resztę zarobił sam. Rachunki, jedzenie, auto - na wszystko zdobywał sam. Wrócił do Josha, który dalej był blisko niego.

- Nie martw się - powiedział, przeczesując palcami czarne włosy - Odwiedzę cię w weekend, okay?

Młodszy pokiwał głową. Mimo że miał uśmiech na twarzy, to wyglądał na smutnego.

Posiedział z Joshem aż wszystko zostało spakowane, co zajęło jakieś pół godziny. Nie mówili dużo. Znaczy, Theo nie mówił dużo, jak zazwyczaj. Josh ciągle coś komentował. Raeken znów nie zwracał na to zbytniej uwagi. Odpłynął myślami do ostatnio poznanego faktu - Robert Morris żył i był niebezpieczny. Jakoś ta informacja zawiodła chłopaka. Mimo iż nie znał Morrisa, liczył, że jeśli żyje, to będzie pomocny. Nigdy nie podejrzewał, że będzie tak blisko a zarazem tak niedostępny. Raeken naprawdę chciałby z nim porozmawiać. Bardziej zza oddzielającymi ich więziennymi kratami niż tak, jak było w bibliotece.

- Josh, do auta! - z rozmyślań wyrwał go krzyk ojca Josha. Mężczyzna z zmarszczonym czołem wsiadł do auta, odpalając je.

Czarnowłosy westchnął, patrząc na swoje buty, jakby nagle stały się bardzo interesujące. Przez jeszcze dłuższy czas nie ruszył się z miejsca.

- Będzie dobrze młody - Theo poklepał go po ramieniu. Żartobliwe przezwisko wywołało mały uśmieszek na twarzy Josha, który wreszcie podniósł głowę. Ostatni raz przytulił się do Raekena.

- Będę tęsknił - wyszeptał w skórę na szyi starszego. Powstrzymywał łzy. Theo to widział. Sam stracił cały dobry humor.

- Do zobaczenia Joshy - powiedział zanim młodszy wsiadł do auta i odjechał. Machał mu z okna, gdy przejeżdżał obok.

Theo będzie tęsknić za tym dzieciakiem. Mimo że nie spotykali się względnie często poza szkołą, to zawsze wiedział, iż Diaz jest gdzieś w pobliżu. Theo nie lubił takich zmian. Wsiadł do swojego auta i ruszył z powrotem do mieszkania. Liam pewnie dalej tam był i Raeken nie chciał, aby chłopak dłużej na niego czekał.

Wpadł do salonu kilkanaście minut późnej. Nie mylił się, blondyn siedział na kanapie, jedząc płatki na mleku. Theo od razu zaczął przepraszać za to, że musiał tak nagle wyjść i wytłumaczył całą sytuację. Liam na początku nie wydawał się urażony, jednak po usłyszeniu o ponownym spotkaniu z Joshem zmienił całkiem mimikę. Chyba nie chciał okazać złości, jednak słabo mu to wyszło. Raeken miał wrażenie, że zaraz zacznie warczeć. Dalej nie rozumiał jaki problem Liam ma do Josha. Nie znali się tak naprawdę oraz ta niechęć wydawała się jednostronna.

- Dobra wilczku, wróćmy do Morrisa - postanowił starszy, siadając na kanapie obok Liama. Blondyn nagle (czyt. na przezwisko) zachłysnął się mlekiem. Theo tylko spojrzał na niego z ukosa, mając ochotę przywalić mu między łopatki, mimo że nie było to potrzebne. Powstrzymał się od tego, ale w zamian patrzył na niego kilka dłuższych sekund, dopóki nie wyłapał rumieńca na jego policzkach.

- Nie wiem za dużo - odpowiedział mu młodszy, gdy wreszcie przestał się krztusić - Mama tylko wspomniała, że wrócił już do Eichen.

- Eichen?!

- No - westchnął blondyn. Najwidoczniej już przetworzył tą informację.

Theo nie spodziewał się, że będzie aż tak źle. Jasne, żadna zdrowa psychicznie osoba nie zaatakowałaby nieznajomego nastolatka w bibliotece, ale że Eichen? Szpital psychiatryczny z częścią przeznaczoną dla morderców? Oni to mieli szczęście.

- Cudownie - Raeken wstał i zaczął kręcić się po pokoju, szukając paczki papierosów. Jak na złość nie potrafił przypomnieć sobie, gdzie ją zostawił ani nie była nigdzie na widoku. Zaczął zastanawiać się jak mogliby dostać się do Morrisa. Dalej chciał z nim porozmawiać, mimo że mężczyzna mógłby gadać zupełnie bez sensu i nie ogarniać rzeczywistości. Pomyślał o zapytaniu Alice o pomoc, jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu. Kobieta zapewne była zajęta i nie zgodziłaby się na coś takiego. Zdążył trzy razy przejść się po całym mieszkaniu, aż wreszcie wydał z siebie coś między krzykiem a warknięciem i wrócił do salonu.

- Hej mamo, takie pytanie - usłyszał nagle od Liama, który trzymał telefon przy uchu - Dałoby radę jakoś zorganizować spotkanie z kimś z zakładu zamkniętego - po kilku sekundach dodał - Tak hipotetycznie! - Przez dłuższy czas panowała cisza. Theo patrzył na młodszego z podejrzeniem nie rozumiejąc o co chodzi. Mimika blondyna zmieniła się na skruszoną, jakby osoba, z którą rozmawiał mogła to zobaczyć - To nie tak! My po prostu... - został uciszony przez rodzica - Tak wiem. Żadnego szukania wilkołaków z Scottem. Dlatego nie jestem z Scottem! - Theo nic z tego nie rozumiał. Liam nie robił czegoś takiego po raz pierwszy? Dlaczego nic do cholery nie powiedział? - Dzięki, jesteś najlepsza.

Liam rozłączył się i odwrócił do niego z wielkim uśmiechem na ustach. Theo zauważył, iż jego zęby - trójki są dłuższe nawet w ludzkiej formie. Powinien przestać gapić się na jego usta.

- Może - powiedział to słowo powolnie i twardo, podkreślając je - uda nam się spotkać z Morrisem

Theo patrzył na niego z uniesionymi brwiami i lekko uchylonymi ustami.

- Co? Jak? - wykrztusił z siebie.

- Mel pogada z szeryfem. Są od dawna przyjaciółmi i już kilka razy robił dla niej przysługę, o nic nie pytając - podniósł się z kanapy, idąc do kuchni z jakiegoś powodu. Theo, którego minął na swojej drodze, poszedł zaraz za nim - Jeśli pójdzie dobrze, to wpuszczą nas do Eichen.

Raeken postanowił nie analizować tego nadto, mimo iż wydawało mu się to zbyt nierealne i łatwe. Skupił się zaś na innej części rozmowy.

- O co chodziło z szukaniem wilkołaków?

Na jego pytanie Liam zatrzymał się w miejscu, lekko przygarbiając się. Był zażenowany, pomyślał starszy, znając już tą reakcję u blondyna. Dunbar lekko zaczerwieniony odwrócił się i podrapał po karku.

- Wieesz... - zaśmiał się sztucznie. Wyglądał jak dziecko, próbujące odwrócić uwagę od czegoś, co zniszczył - Pamiętasz, mówiłem ci, że Scott został przemieniony w wilkołaka - zaczekał aż Theo potwierdzi jego słowa - Chcieliśmy wiedzieć kto to.

- Nie uważasz, że ta informacja byłaby dla mnie ważna? - zapytał z ironią Theo, gdy Liam znów się odwrócił i sięgnął po coś na blacie.

- Jakoś zapomniałem - powiedział całkiem szczerze, co trochę podłamało Raekena. Jak mógł zapomnieć o czymś takim? Nagle w ręce blondyn wcisnął mu paczkę papierosów i zapalniczkę - Poza tym, większość roboty zrobił Scott i Derek.

Kto to kurwa Derek? Theo nie zadał tego pytania na głos. Jakoś czuł, że dowie się w swoim czasie.

- I co, udało się? - zapytał o najbardziej interesującą go część.

- Nie żyje - odpowiedział mu, jakby mówił o czymś zupełnie normalnym. Theo znów zaczął kwestionować większość swojego życia - Wilkołak znaczy - dodał szybko. Raeken nie skomentował. Przetarł twarz dłonią i westchnął cicho.

- Czyli mamy spotkanie z Morrisem?

- Mel na pewno nam pomoże - Liam powiedział pewnie. Theo nie ufał temu tak bardzo, ale skoro Dunbar już wcześniej coś takiego robił, to da mu szanse. Ostatnio i tak sporą część robił Liam.

Raeken pokiwał głową i odwrócił się, aby wrócić do salonu. Na stole dalej leżał dziennik, który teraz tylko go irytował. Na samą myśl denerwował się, zamiast czuć tą ciekawość, jaka wcześniej mu towarzyszyła. Usiadł na kanapie, podnosząc zeszyt. Męczyły go te puste strony. Na niektórych były tylko małe rysunki w rogu kartek i nic więcej. Jakby ktoś magicznie usunął wszystkie wpisy, zamiast zamazywać je jak wcześniej. Dodatkowo kartki wyglądały na zniszczone, czyli ktoś na pewno przy nich grzebał; były o wiele cieńsze niż reszta i miały liczne zadrapania. Theo przewertował kartki, czekając aż coś się na nich pojawi. Czekanie na jebany cud. Liam dosiadł się do niego w pewnym momencie. Przez chwilę przyglądał się poczynaniom Raekena, ale szybko stracił zainteresowanie, na rzecz grzebania w swoim telefonie.

W frustracji Theo rzucił zeszytem o stół, obserwując jak strony przewracają się na drugą stronę. Pojedyncze utrzymały się w górze, żółknąc jeszcze bardziej od promieni słońca. Wydawały się w niektórych miejscach wręcz przezroczyste. W bardzo konkretnych miejscach.

Theo zmarszczył brwi, przybliżając się do dziennika. Z boku, kartki wyglądały zupełnie normalni. Ot zwykły, stary papier. Jednak pod światło zadrapania stawały się o wiele bardziej widoczne. Układały się w kształt - litery. Jakby ktoś starannie i delikatnie wyrył je w kartkach tak, aby były niezauważalne. Morris chciał ukryć resztę zapisów tak, jak robił to wcześniej, wybrał tylko inną metodę.

Uniósł znów dziennik, wybrał stronę, która jako pierwsza była tak potraktowana i ustawił ją pod światło. Wszystko było w miarę czytelne. Zaśmiał się sam do siebie, co sprawiło, że Liam ruszył się z miejsca. Już wcześniej obserwował starszego, gdy tylko ten rzucił dziennikiem. Wychylił się, opierając głowę o ramię Raekena.

- Cholera jasna dobrze to schował - wymamrotał bardziej do siebie Theo. Będzie miał co czytać w najbliższym czasie.

----------------

Rozdział trochę krótszy, ale mam nadzieję, że będzie się podobać.


The wolf and the sheep /ThiamAU/Where stories live. Discover now