Rozdział 34

218 13 28
                                    

"Achilles, Achilles, Achilles, come down
Won't you get up off, get up off the roof?
The self is not so weightless, nor whole and unbroken
Remember the pact of our youth
Where you go, I'm going, so jump and I'm jumping
Since there is no me without you" - Gang of Youths "Achilles Come Down"

----------------

Tak, jak podejrzewał, nie zasnął tej nocy. Po zajściu słońca, przesiedział jeszcze dobre pół godziny, wpatrując się za okno. Nie miał pojęcia o czym myślał i czy w ogóle w jego głowie działo się wtedy coś logicznego. Możliwe, że odpłynął na dłuższy moment, wracając do rzeczywistości, gdy całe mieszkanie pogrążone już było w mroku. Zmęczenie całkiem mu przeszło w przeciwieństwie do bólu głowy. Przeniósł się do salonu, włączając telewizor i kładąc się na kanapie. Złapał za jakąś książkę, nie mając nic lepszego do roboty.

Kiedyś przesiadywanie w samotności masę godzin, czasem nie widząc nikogo przez kilka dni, tak jak miało to miejsce w wakacje, jednak teraz, wydawało mu się to cholernie smutne. Zabawne, że czuł się mniej samotny przed tym, jak poznał Dunbara. Ogólnie patrząc na jego wcześniejsze lata życia, był strasznie samotną osobą. Gdyby nie Josh i czasem Hayden, nie wychodziłby z domu nigdzie, poza szkołą, sklepem, pracą i lasem. Jego życie towarzyskie - poza tą dwójką - właściwie nie istniało i teraz, bez Josha w pobliżu oraz po odsunięciu od siebie Liama, wszystko wracało do czasów, gdy miał szesnaście/siedemnaście lat. I to nie były dobre czasy. Najwięcej blizn pochodziło właśnie z wtedy.

Znowu nie potrafił skupić się na czytanej książce. Zapominał każde słowo i wreszcie stracił cierpliwość, ciskając przedmiotem o stół. Obrócił się na bok, w stronę telewizora.

Było około pierwszej nad ranem, gdy, cokolwiek właśnie leciało, zostało przerwane krótkim powiadomieniem o kolejnych zwłokach, znalezionym w lesie. Wzrok chłopaka automatycznie do okna w kuchni. Z takiej perspektywy, jedyne co zobaczył, była czarna plama, w której odbijał się słabo oświetlony pokój. Nie widać było żadnej poświaty od lamp samochodu, więc ciało najpewniej znaleziono po innej stronie lasu.

Gdy tylko wrócił wzrokiem do telewizora, jego telefon rozświetlił się z nową wiadomością. Mimo że było to mało prawdopodobne, liczył, iż jest to Liam.

Imię szeryfa pojawiło się na wyświetlaczu. Theo już domyślił się, że słyszał o omdleniu chłopaka w szkole. I miał rację, ponieważ mężczyzna pytał o samopoczucie Raekena. Theo nie odpisał. Odrzucił komórkę ponownie na stół.

Ułożył się wygodniej, starając jak najbardziej objąć ramionami i przymknął oczy. Nie wiedział, czy będzie w stanie pójść jutro do szkoły. Właściwie to dzisiaj. Nie chciał ponownie robić sobie zaległości, bo mimo że nie ominął jeszcze żadnych sprawdzianów, to łącznie ominął jakieś dwanaście dni lekcyjnych. A minęły niecałe dwa miesiące od rozpoczęcia szkoły. Jeśli nie zda tej klasy (znowu), nie ma zamiaru powtarzać jej raz jeszcze.

Ale czy potrafiłby wyobrazić sobie siebie w pełni dorosłym życiu?

Szkoła, co by nie mówić, była swego rodzaju bezpieczną kotwicą, jaka tłumaczyła brak stałej pracy, brak studiów, a czasem ogólny brak ogarnięcia, ale niedługo będzie mieć dwadzieścia lat. Znał osoby, biorące ślub w tym wieku. Skończenie szkoły wiązało się z straceniem tego oparcia.

Teraz jednak, bardziej niż cokolwiek innego, męczyła go utrata Liama. Naprawdę powinien przestać o nim myśleć, bo nie przynosiło mu to nic dobrego (jedynie większe załamanie), jednak jakoś nie potrafił pozbyć się go z swojej głowy nawet na sekundę. Nawet podczas przebierania się z ubrań ze szkoły, pomyślał, czy może Liam rzeczywiście miał na sobie jego bluzę? Albo czy przebrał się w tą swoją niebieską, która podkreślała jego oczy.

The wolf and the sheep /ThiamAU/Where stories live. Discover now