Rozdział 24

168 14 5
                                    

(03.10)

- Theo, co tam robiliście? - poważny głos szeryfa, wywołał ciarki na karku chłopaka.

- Już mówiłem - zaczął, opuszczając głowę. Nie czuł się komfortowo bez okularów - poszliśmy na spacer i znaleźliśmy to miejsce przypadkiem.

- Przypadkiem znaleźliście piwnicę w środku lasu? - sceptyczny ton starszego, zdenerwował Raekena. Czemu nie mogli ich po prostu zostawić?

- Jak powiedziałem.

- To, dlaczego na twoim telefonie była zaznaczona ta lokalizacja?

Zaklął w myślach. Zupełnie zapomniał, że miał odpaloną mapę...i zdjęcie z zaznaczonym miejscem. Ja. Kurwa. Prierdole, dlaczego o tym zapomniał?! Będzie musiał lepiej myśleć nad swoimi następnymi kłamstwami.

Nie odezwał się. Wiedział, że nie ma jak się z tego wytłumaczyć i denerwowało go to strasznie. Nie mógł powiedzieć prawdy. Nikt by nie uwierzył. Zaczął zastanawiać się nad realistycznym kłamstwem, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Powiedzenie tylko o dzienniku również nie wydawało się najciekawszą opcją. Mogliby go zabrać jako dowód w sprawie.

- Theo - ton szeryfa zmienił się. Mężczyzna wstał z krzesła, podchodząc bliżej nastolatka - Nie wierzę, że zrobiłeś coś złego, ale skądś wiedziałeś, gdzie szukać tego miejsca.

- Sugeruje pan, że mam kontakt z mordercą? - sarkazm w jego głosie nie pomagał mu w tej sytuacji, ale miał dość. Zdenerwował się, że Alice nic nie powiedziała na temat wilka w lesie. Że jej tu jeszcze nie było. Wiedział, iż dzwonili do niej. Słyszał to. Ale najbardziej wkurwił się na samego siebie za brak uwagi. Powinien zauważyć, że są przez kogoś obserwowani, bo tak, okazało się, iż ktoś zadzwonił na psy z informacją o mężczyźnie, kręcącym się po lesie. Powiedziano jeszcze, że ma z sobą wielkiego psa. Raeken, na usłyszenie tego drugiego, miał ochotę zacząć się histerycznie śmiać. Ale wolał nie skończyć w Eichen. Wielki pies...ktoś chciał ich wrobić. Jeżeli nie był to Marvin Morris, to jest gotów wyrwać sobie serce gołą dłonią. Przynajmniej nieznalezienie z nim psa a Liama, działało na ich korzyść.

- Raczej, że ci grozi - poprawił go. Theo posłał mu sceptyczne spojrzenie, na co szeryf westchnął - Możesz mi powiedzieć, jeśli coś się dzieje.

Theo chciał powiedzieć mu, że nie, nie może. Nikt i tak mu nie uwierzy. Lubił szeryfa. Był dobrym człowiekiem, który chciał pomagać innym, jednak w większości patrzył na wszystko czarno-biało.

- Wiem, mówię - odburknął. Chwilę trzymali kontakt wzrokowy, aż Noah ponownie westchnął i wrócił na poprzednie miejsce. To zdanie nic nie zmieniało. Ślepe upieranie się przy kłamstwie, które już się wydało wcale nie przyniesie mu korzyści.

Drzwi od pokoju stanęły otworem a w nich Alice. Szpilki stukały o podłogę głośno, gdy przemierzyła pomieszczenie. Theo szczerze ucieszył się na jej widok. Kobieta w większości wydawała się być po jego stronie. Miał nadzieję, że wytłumaczy całą sytuację, wreszcie mówiąc o wilku, którego sama widziała.

- Musimy porozmawiać - zwróciła się do szeryfa - A go wypuść - nakazała. Stilinski zdezorientowany patrzył na nią w ciszy.

- Nie mogę od tak go wypuścić - zaprotestował mężczyzna. Wstał z miejsca, na co Cooper walnęła dłonią w stół. Chyba nigdy nie widział jej tak wkurwionej, chciał wiedzieć co się stało.

- Musimy porozmawiać - powtórzyła ostrym tonem, na który nawet Theo stwierdził, iż lepiej jej posłuchać. Cieszył się, że przerwano cała tą szopkę. Chciał zobaczyć Liama. Dowiedzieć się co powiedział policji i wykombinować, co robić dalej. Ciekawiło go również o czym Alice chce tak pilnie porozmawiać. Zapewne nie będzie miał okazji tego usłyszeć. Zorientował się, że wie naprawdę mało, jeśli chodzi o informacje policji. W wiadomościach trwała cisza na ten temat, więc wydawało mu się, że sprawa stoi w miejscu.

Szeryf westchnął. Postanowił być racjonalny i zamiast męczyć nastolatka, który za cholerę nie chce współpracować, porozmawia z kobietą, która może rzeczywiście pomóc. Poszedł do wyjścia i zawołał funkcjonariusza, który kilka sekund później wyprowadzał już Theo z pokoju. Przynajmniej nie zakuli go znowu w kajdanki. Zaprowadził go do celi, gdzie zamknięty siedział już Liam. Oboje ucieszyli się na swój widok, chociaż młodszy okazał to o wiele bardziej. Natomiast podniósł się z ławy, podbiegając do krat.

- Theo - rozpromienił się i Raeken mógłby założyć się, że gdyby miał ogon, machałby nim w każdą możliwą stronę. Wyobrażenie sobie blondyna z ogonem było dla niego trochę zabawne.

- Wszystko okay szczeniaku? - zapytał, gdy policjant wepchnął go do celi. Młodszy natychmiast znalazł się obok, łapiąc go za ramiona. Theo miał wrażenie, że powstrzymuje się przed przytuleniem go.

- Tak, ale ciebie trzymali długo - mówiąc to, zaczął go oglądać, jakby miał znaleźć jakieś poważne rany. Było to dziwne zachowanie, no bo zostali aresztowani. Policja nie zrobiłaby im poważnej krzywdy. Mimo to, w jakiś sposób wydało się to słodkie. Theo dalej nie przywykł do takiej troski, jednak była przyjemna. Sprawiała, że cały rozgrzewał się i nie, wcale nie rumienił.

- Szeryf mnie wypytywał - wywrócił oczami, kładąc dłoń na tę Liama na jego ramieniu - Co im powiedziałeś?

Zniżył ton do szeptu, wiedząc, iż w pomieszczeniu znajdują się kamery a w pobliżu jest pełno funkcjonariuszy. Musieli ustalić między sobą wersję, której będą się trzymać. Już i tak wystarczająco zjebał z zdjęciami mapy.

- Powiedziałem, że znaleźliśmy się tam przypadkiem - blondyn wreszcie przestał go sprawdzać, ściskając mocniej ramiona starszego. Nagle zarumienił się, odwracając wzrok - Powiedzieli, że to nie najlepsze miejsce na randki.

Theo parsknął, co również wywołało uśmiech na twarzy Liama. Może było to przez zmęczenie albo zwykłe poddanie się pod względem myślenia, ale nagle złapał go świetny humor. Chyba zaczynał wariować. Przynajmniej nie był w tym sam.

Oboje z Liamem zaczęli śmiać się, nie wiadomo z czego. Wolał nie wyobrażać sobie jak wyglądałoby to z perspektywy kogoś innego.

- Dlaczego zawsze coś się jebie? - zapytał, dalej prześmiewczym tonem, bo jakoś nie potrafił już ciągle być poważny. Nagle zostanie aresztowanym oraz oskarżonym o zabójstwo, gdy jedyne co robił od ostatnich miesięcy, to próba złapania prawdziwego mordercy, wydawało mu się przezabawne.

- Weź nic nie mów.

Usiedli na ławce przy ścianie. Podejrzewał, że posiedzą trochę w celi. Przynajmniej, dopóki szeryf i Alice nie porozmawiają. W tej sytuacji zdał sobie sprawę, iż naprawdę cieszy się z poznania Liama. Nie chciałby być tu sam....bądź z kimkolwiek innym. Liam wkradł się w jego upodobania, zostając naprawdę bliskim przyjacielem. Theo dziwił się, że jeszcze z nim jest. Dalej gotowy był na moment, w którym Liam zwyczajnie go zostawi, ale tak długo, jak to się jeszcze nie zdarzyło, chciał się cieszyć z obecności młodszego.

Zaczął zastanawiać się nad ich dzisiejszym wyjściem. Znaleźli w końcu tą piwnicę, jednak zapach krwi, który wyczuł Liam, nie wydawał się zachęcający. Szczerze, to myślał, iż znajdą nów coś w stylu krwawego ołtarza, jak nie ten sam co wcześniej. I zachowanie Liama na widok drzewa...Coś było z tym nie tak. Jakby nagle młodszy całkiem się wyłączył. Samo to drzewo było dziwne. Wielkie, za duże jak na normalne drzewo. Nie żeby był jakimś specem od szerokości drzew, ale zazwyczaj aż tak wielkie nie rosły. Chyba że były naprawdę stare. I jeszcze fakt tego jak inne rośliny reagowały; całkiem uschnięte, przylegające do ziemi. Jakby coś wyssało z nich życie. Zdecydowanie coś było z tym miejscem. Będzie musiał to sprawdzić.

- Raeken, Dunbar - głos mężczyzny, którego Theo niestety już miał okazję poznać, rozbrzmiał po pokoju. Na widoku pojawił się ten sam policjant, który przesłuchiwał ich pod biblioteką oraz Liama w szkole. Theo przesunął dłoń wyżej na udo młodszego, wykrzywiając fakt, że i tak siedzą blisko. Na ten widok starszy odkaszlnął, przesuwając wzrokiem po blondynie - Ktoś musi was odebrać. Do kogo zadzwonić?

Nastolatkowie spojrzeli po sobie. Theo nie miał nikogo, aby go odebrać. Jego rodzice mieszkali w innym mieście, jeśli jego informacje dalej były aktualne.

- Mój brat, Scott - zaczął młodszy, jednak przerwał mu policjant.

- Nie odbiera, tak samo jak twoi rodzice - poinformował, dalej gapiąc się na chłopaka. Theo miał ochotę wstać i przywalić mu w ten głupi ryj - Jest ktoś jeszcze?

- Nie - odpowiedział mu, kiwając głową.

- Więc będziemy próbować dodzwonić się do nich - stwierdził - A, a twoi rodzice panie Raeken, powiedzieli, że nie mają zamiaru się pofatygować.

Po tych słowach odszedł. Theo tylko prychnął, nie spodziewając się niczego innego. Chociaż było to nawet zaskakujące, że w ogóle odebrali. Ciekawiło go, czemu ktoś musi ich odbierać. Oboje byli pełnoletni oraz trzeźwi, więc nie powinno być problemu. Spodziewał się, iż był to pomysł szeryfa, aby mieć pewność, że dotrą do domów.

Skończyło się na tym, że przesiedzieli całą noc na komisariacie. Praktycznie nie mieli możliwości snu, mając tylko ławki w celi, zatem postanowili posiedzieć i porozmawiać. Nie o sprawie lasu, bo Theo zbyt obawiał się kamer, żeby ryzykować palnięciem czegoś o wilkołakach. Porozmawiali o tym czy Liam polubił to miasto. Że nie chciało im się wracać w poniedziałek do szkoły. O tym, jak czuł się Theo. To ostatnie nie za bardzo spodobało się Raekenowi, ale opowiedział, iż ostatnio mało się poprawiło co do jego snu. Ciągle się stresował tym, że koszmary powrócą. Liam o dziwo nic nie powiedział. Wysłuchał go tylko. Zero pouczania. Zero pretensji. Blondyn położył głowę na jego ramieniu i słuchał. Raeken poczuł się lepiej, nie wiedząc, że właśnie tego potrzebował.

Nie wiedział, kiedy zasnął. Odkąd Liam przestał u niego nocować, nie spał tak spokojnie. Pomyślał, że zacznie zapraszać młodszego, jako swoje towarzystwo do łóżka. Dlaczego to tak zabrzmiało? I dlaczego mu się ten podtekst spodobał?

Około dziesiątej obudziła ich policjantka. Znaczy, obudziła Theo, bo Liam dalej spał jak kamień na jego ramieniu. Poinformowała ich, że brat Liama przyjechał, biorąc na siebie odpowiedzialność za ich dwójkę. Raeken odpuścił sobie dyskusję na temat "nikt za mnie odpowiedzialności brać nie musi". Obudził młodszego, odsuwając się. Blondyn najpierw przytrzymywał go mocno, ale wreszcie, niechętnie otworzył oczy.

Zostali zaprowadzeni do wyjścia z komisariatu, gdzie zwrócono im telefony. Scott stał z wrogom miną przy drzwiach, czekając na Liama.

- Co ty odwalasz? - było to pierwsze, co usłyszeli od niego - Aresztowanie w sprawie morderstwa? Naprawdę? Liam-

- No tak, bo ty jesteś taki święty - przerwał mu blondyn, mając dość pouczania. Theo tylko stał niezręcznie obok, nie mając zamiaru się odzywać - Ty zawsze jesteś ten lepszy, bardziej odpowiedzialny.

- Liam, zostałeś aresztowany.

- Mam przypomnieć o tym jak z Stilesem szukaliście odciętej połowy ciała?

Theo podniósł na nich wzrok. Że co takiego, przeszło mu przez głowę. Scott i Stiles odwalali takie rzeczy? Tylko kiedy, skoro Scott dawno temu się wyprowadził?

- Nie zostaliście aresztowani tylko dlatego, że Stiles ma ojca szeryfa, więc odpuść mi te pogadanki - blondyn wyszedł na zewnątrz, trzaskając za sobą drzwiami.

Theo i Scott spojrzeli na siebie, nie wiedząc co robić. Raekenowi było głupio powiedzieć cokolwiek, a Scott chyba nie wiedział co.

- Pilnuj go, co? - zapytał Scott, samemu wychodząc. Theo ruszył za nim. Bracia minęli się bez słowa. Liam odwrócił się do Theo.

- Możemy pójść do ciebie? - zapytał zaczerwieniony. Theo tylko uśmiechnął się delikatnie i pokiwał głową. Scott odjechał, więc będą musieli złapać autobus albo pójść pieszo. Wolałby to drugie, jednak zdawał sobie sprawę, że Liam pewnie jest zmęczony po nocy w lesie.

Autobus udało im się złapać na najbliższym przystanku. W środku, na szczęście Theo, nie było nikogo, poza starszą babcią. One lubiły podróże autobusami. Zawsze jakaś się znalazła.

Pod blokami byli niecałe dwadzieścia minut później. Liam omal nie zasnął podczas tej drogi na ramieniu Theo. Chłopak musiał nie być przyzwyczajony do tak małej ilości snu. Dla Raekena było to coś w miarę normalnego. Czasem nawet nie miał tych czterech godzin, jakie przespał razem z Liamem w celi. Domyślał się, iż za dużo w domu razem nie zrobią, patrząc na stan młodszego, jednak dalej był zadowolony, że Liam z nim jedzie. Jutro, co prawda i tak zobaczyliby się w szkole, ale Theo jakoś nie chciał jeszcze żegnać się z Dunbarem. Właściwie to nigdy tego nie chciał. Gdyby mógł to ciągle spędzałby czas z blondynem, co podejrzewał, nie byłoby najzdrowsze dla ich relacji, jednak nie mógł nic na to poradzić. Wiedział, że za mocno się przywiązał. Będzie tylko mocniej boleć, ale kiedy siedział z blondynem, nawet nic nie mówiąc, zwyczajnie siedząc razem, czuł, że warto będzie cierpieć dla dobrych wspomnień. Theo jakoś nie wierzył, iż przetrwa to na dłużej. Ta ich relacja wydawała się zbyt okręcona wokół sprawy lasu, aby później się ciągnąć. Liam zapewne przestanie się nim interesować na rzecz kogoś innego.

Liam położył się na kanapie, natychmiast po wejściu. Chociaż położył się, nie jest najlepszym określeniem. Walnął twarzą prosto w obicie kanapy, mrucząc coś pod nosem. Theo uśmiechnął się na ten widok. Gdy zbliżył się, młodszy zrobił mu miejsce, przesuwając się niżej. Raeken trochę zdziwił się, kiedy zaraz po usadzeniu, Liam ponownie się przesunął, kładąc głowę na jego uda. Robił tak samo podczas ich miesięcznego współlokatorstwa. Theo odchylił się na oparcie, rozluźniając i zaczął bawić się blond kosmykami. Odwrócił głowę ku starszemu, uśmiechając się z szczerością. Oczy dalej trzymał zamknięte, jednak Theo dalej uznał to za jeden z najpiękniejszych widoków. Mógłby spędzić resztę swojego życia zadziwiając się pięknem tak prostego czynu.

Chciał spędzić resztę życia z Liamem, ale nie przyzna tego głośno. Nie przyzna tego nawet samemu sobie.

----------------
(04.10)

Pierwszy dzień szkoły po tak długim weekendzie, był katorgą dla Theo. Wcale nie tęsknił za tym miejscem, teraz w szczególności, gdy poza Liamem nie miał tu nikogo. Hayden dalej nie pojawiała się na lekcjach. Przynajmniej nie na wszystkich. Część opuszczała, wyjaśniając to chorobą. Raeken podejrzewał jednak, że dalej chodziło o Tracy. Ciągłe pojawianie się nowych zwłok, w szczególności tak jak ostatnio pod szkołą, nie pomagały jej poradzić sobie z straceniem przyjaciółki. Do pracy też rzadko przychodziła, przez co Theo spodziewał się, ponownego pracowania z panią Noshiko albo jej córką. Wolałby to drugie, mimo gadatliwości Kiry, bo czuł się dziwnie, pracując zaraz obok szefowej.

Tak naprawdę, to dziś pocieszał go jedynie Liam. Nie wielkie zaskoczenie (właściwie żadne), ale za to miłe. Umówili się w bibliotece po lekcjach, gdzie aktualnie kierował się Raeken. Blondyn oznajmił mu, że chce trochę pogadać o wilkołactwie i aby Theo przygotował jakieś pytania. Starszego rozśmieszyła stanowczość Liama, ale zgodził się zastanowić nad najważniejszymi aspektami, które warto byłoby potwierdzić, jako sprawdzona informacja. Do głowy oczywiście wpadło mu po drodze trochę głupich pytań, ale je postanowił zostawić na wypadek potrzeby rozluźnienia atmosfery.

Wszedł do budynku, widząc Liama zasiadającego akurat przy stoliku na piętrze. Był on przy ścianie, najbardziej oddalony od reszty. Idealny na dziwną rozmowę. Liam dziwnie szybko zerwał się z klasy. Raeken domyślał się, iż jest to pewnie stres związany z tą rozmową, bo pamiętał jak młodszy niechętnie mówił o byciu po części innego gatunku. Theo obiecał sobie zrobić wszystko, aby Dunbar nie czuł się straszliwie niekomfortowo. Nie musi wiedzieć wszystkiego. Nie od Liama. Najwyżej dalej będzie się domyślać co jest prawdziwe, a co nie. Choć spytanie czy to o popędzie seksualnym w notatce z mitu o Likaonie, wydawało się kuszące.

Usiadł naprzeciw blondyna, uśmiechał się do niego. Mało dzisiaj z sobą gadali i Theo ten fakt przeszkadzał.

- Więc - zagaił, próbując stworzyć jakiś wstęp do ich rozmowy.

- Po prostu pytaj - ponaglił go blondyn, widocznie nie chcąc przeciągać tej rozmowy.

Theo ścisnął usta w wąską linię. Musiał zastanowić się od czego zacząć. Wcześniej ułożył listę rzeczy do zapytania, ale teraz w głowie miał pustkę. To co najważniejsze...co było najważniejsze?

- Mówiłeś, że masz wyczulony węch i słuch, nie? - Liam pokiwał głową. Słuchał go uważnie. Oparł brodę na dłoni, przysuwając się do starszego nad blatem - Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?

- Przejmujemy cechy wilków. Jak już mówiłem: słuch, węch, kły, pazury - zaczął wymieniać, machając przy tym dłonią - Widzę w ciemności - Zastanowił się na chwilę. Odleciał myślami - Nasze ciało też odrobinę się zmienia.

- Masz na myśli anatomię? - Theo zainteresował się jeszcze bardziej. Lubił tematy typowo biologiczne i musiał przyznać, że ta informacja dała mu parę pomysłów - Ale taką stałą, czy tylko po przemianie?

- Po przemianie - odpowiedział pewnie, jednak zaraz zmarszczył się, zastanawiając - Znaczy, tak ogólnie nic, poza tym nie zauważyłem - stwierdził - Gdy się przemieniam, mam wrażenie, że jestem trochę wyższy i - zastanowił się - Nie wiem. Ogólnie większy? Wiesz, jakby mięśnie odrobinę urosły.

Theo pokiwał głową, zapamiętując to. Będzie musiał później czegoś na ten temat poszukać. Czytanie o samej przemianie może okazać się naprawę interesujące. I w głowie wcale nie miał sprośnych myśli o "powiększaniu" się paru rzeczy.

- A gdy zmieniasz się w wilka - przechylił głowę, przyglądając się młodszemu. Te niebieskie oczy naprawdę mąciły mu w głowie - boli cię to?

- Nie. Znaczy - znów zastanowił się jak ująć wszystko w słowa - Jest dziwne. Kości są w innym miejscu, niektóre wydłużają się. Nagle jesteś bliżej podłogi i masz ogon. Jest zwyczajnie dziwne.

- A masz ochotę aportować? - uśmiechnął się szyderczo, patrząc na mimikę Liama. Spojrzał na niego surowo, wydymając usta.

- Nie.

- Tylko pytam - podniósł ręce w poddańczym geście - Nie miałbym nic przeciwko rzucenia ci piłki - dodał. Liam westchnął, kiwając głową.

- Co jeszcze chcesz wiedzieć?

- Srebro - to jedno słowo sprawiło, że Liam skrzywił się.

- Ma na nas wpływ, ale nie tak duży, jak pokazują w filmach czy opowieściach - zaczął, znów gestykulując - Jeśli nas postrzelą kulą z srebra, wolniej się goi, ale nic nie dorównuje wilczemu zielu.

- Czemu?

- Tojad, słyszałeś może? - tojad już kojarzył. Chyba pojawił się w jednej z książek o tematyce wilkołactwa - Raz tym dostałem. Kula przeszła bokiem. Przynajmniej nie trzeba było jej wyciągać, ale była obtoczona w tym cholerstwie. Trzeba było wypalić ranę. Wilcze ziele działa na wszystkich zmiennokształtnych upodobnionych do zwierząt.

- Strzelali do ciebie? - zapytał zaciekawiony i zaniepokojony. Kto kurwa próbował go tknąć?

- Ta - odparł, jakby nie mówił o niczym szczególnym. Nie wyjaśnił nic więcej.

Do głowy nie przyszło mu nic ważniejszego. Z czasem i tak wszystkiego się dowie, patrząc na ilość czasu, jaki spędzają razem. Theo stwierdził, że pora na jego głupie pytania. Uśmiechnął się już na myśl o kilku. Najpierw jednak, musi zrobić jakieś wprowadzenie.

- Powiedziałeś, że jesteście upodobnieni do zwierząt, jak bardzo? - przechylił głowę, uważnie patrząc na reakcje blondyna.

- Nie wiem - zastanowił się, marszcząc nos. Liam przypominał mu szczeniaka coraz bardziej - Im bliżej pełni, tym bardziej wilk wychodzi. Jakby ktoś próbował przejąć nad tobą kontrolę.

Temat pełni nie należał do ulubionych. Theo jak najbardziej rozumiał. Może nie było to to samo, ale gdy zaczęły się koszmary oraz pojawiły rany na ciele, czuł się jakby nie był już tym, który kontroluje własne ciało.

- Masz ochotę czasem machać ogonem?

Na jego pytanie Liam zrobił zdziwią minę. Później pokiwał głową, zawiedziony.

- Nie, nie mam ogona - przypomniał. Zlustrował Theo wzrokiem, doszukując się głupiego uśmieszku, jednak Raeken jeszcze z nim nie skończył.

- A jak się męczysz - zaczął, znowu przybliżając się do młodszego, mimo że stół już go blokował - Wystawiasz język, jak psy.

Liam tylko zgromił go wzrokiem, nie odpowiadając. Theo musiał powstrzymywać uśmiech.

- Albo jak poznajesz kogoś nowego - zaczął znowu, ignorując złowrogą minę młodszego - To wąchasz jego tył-

- Japierdole Theo! - wykrzyknął Dunbar, na co Raeken wreszcie zaczął się śmiać. Blondyn walnął głową o blat stołu.

- Nienawidzę cię, wiesz - powiedział z powagą, głowę dalej trzymając na stole. Theo zaś złapał się teatralnie za pierś. Wytrzeszczył oczy.

- Łamiesz mi serce - zapłakał.

- Ty masz serce? - spojrzał na Theo, udając zaskoczenie. Przygryzł dolną wargę i uniósł brwi, ale długo nie potrafił powstrzymać uśmiechu.

Zapadła komfortowa cisza. Uśmiechali się do siebie, pewnie wyglądając jak idioci. Theo nie miał w głowie nic poza blondynem przed nim. Tak ładnie wyglądał z uśmiechem na ustach.

----------------

Obudziły go dźwięki gwizdania. Brzmiały typowo dla ptaków, co wydało mu się dziwne. Nie pamiętał, aby otwierał okno przed pójściem spać. Otworzył oczy, natychmiast się rozbudzając.

Był w lesie. Drzewa otaczały go. Leżąc na ziemi miał idealny widok na sklepienie drzew na tle ciemnego nieba. Gwiazdy świeciły tu i ówdzie. Liście szumiały, wreszcie przerywając ciszę. Obraz ten był naprawdę piękny. Niebo zaczęło się rozjaśniać, dając mu jeszcze lepszy widok na wszystko dookoła. Pojawiało się coraz więcej dźwięków, jakby las obudził się z głębokiego snu. Z drzew zaczęły zeskakiwać do lotu ptaki, tworząc czarne chmury. Gwizdały one głośno, dając o sobie znać.

Było to miejsce, do którego zaprowadził go Liam. Oglądali wtedy razem wschód słońca. Teraz jednak to nie przez to pojawiło się światło.

Czerwona łuna rozciągała się nad drzewami, tak samo jak zapach spalenizny, który otoczył go. Wstał z trawy, rozglądając się. Dym zaczął wypływać z między pni, idąc w jego kierunku. Jasne światło pojawiło się w oddali. Nagle ptaki nie wydawały się już radośnie ćwierkać, tylko ostrzegać o niebezpieczeństwie. Coś przebiegło między drzewami, uciekając od ognia.

Wilk, biały wilk.

Bez namysłu ruszył za nim, gdy ten przebiegł w pobliżu, jakby go nie widział. Ogień podążał za nimi z zawrotną szybkością, jakby był myślącym stworzeniem, chcącym ich dopaść. Las znów wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Drzewa rosły gęsto. Wyglądały jak ciemna ściana. Wilk biegł przed nim, pokazując drogę. Theo czuł narastające ciepło zaraz za nim. Pożar rozprzestrzeniał się coraz szybciej. Z czasem pnie zaczęły zmieniać kolor oraz wyginać od ciepła. Chłopak miał wrażenie, iż w pewnym momencie język ognia musnął jego odsłoniętą szyję.

Przed sobą zobaczył wyjście z lasu. Wreszcie. Czuł, jak mięśnie bolą coraz bardziej od wysiłku. Wilk wybiegł na pustą przestrzeń. Woda na ciemnej trawie, rozprysnęła pod jego łapami. Zatrzymał się parę metrów od granicy drzew, odwracając do Raekena. Czekał.

Chłopak wybiegł z mentaniny gałęzi, wywalając się na miękkie podłoże. Mokradła nie były najlepszym miejscem ma bieg, ale Theo był na to gotów, gdyby ogień zaczął roznosić się i tu.

Przeczołgał się w stronę wilka, nie ufając, że nogi go utrzymają. Usiadł w wodzie, kiedy znalazł się już obok zwierzęcia. Wrócił wzrokiem do drzew. Pochłonięte ogniem stały się czarne, a pomarańcz obejmował je ciasno. Nie szedł jednak dalej. Pałętał się na piach jak ogromny wąż, aż skupił się w jednym miejscu. Za sobą, o dziwo, nie zostawił pożogi, a sam dym, który jak w poprzednim śnie, wychodził z ziemi oraz drzew. Z każdą sekundą wpatrywania się w żywioł, był pewniejszy, iż nie jest to zwyczajny ogień. Został w miejscu. Na jednym z drzew, kręcąc się po pniu.

Usłyszał plask wody, co zwróciło jego uwagą ponownie na wilka. Szedł dalej na polanę, gdzie osiadła gęsta mgła. Poszedł za nim, jak zawsze.

Bez ognia dookoła zrobiło się chłodno i ciemno. Słońce nadal majaczyło gdzieś nad lasem, jednak nie zapowiadało się, aby wyszło w najbliższym czasie. We mgle zobaczył ciemny kontur budynku. Wielkiego oraz znajomego. Willa Morrisów wyglądała tak samo jak na jawie. Stara, po części zniszczona i odpychająca. Wilk na szczęście nie zbliżył się bardzo do niej. Przeszedł w zupełnie inną stronę niż tą, którą sprawdzał z Liamem.

Teraz, jak się nad tym zastanawiał, czy ten wilk to nie Liam? Wcześniej zwierzę z snów nazywał Snow, więc czy teraz nie jest to ten sam. Nie był pewien. Ten zachowywał się inaczej. Spokojniej oraz pewniej. Nie wydawał mu się być taki sam.

Mimo niepewności poszedł za nim aż za budynek. Polana ciągnęła się dalej, co różniło się zdecydowanie od rzeczywistości. Normalnie dom powinien stać w pustym okręgu, dookoła rozciągał się las. Blisko tyłu domu znów zaczynały się drzewa, a za nimi droga. Tutaj jednak wydawało się, iż pustka idzie o wiele dalej, ale może aż taka różnica spowodowana była przez mgłę?

W oddali zaczął rozpoznawać kolejny spory kształt. Wilk nagle zniknął w coraz to gęstszej mgle. Theo próbował rozejrzeć się za nim, jednak dym dookoła był zbyt gęsty, aby zobaczyć cokolwiek, z wyjątkiem górującego czarnego kształtu. Poszedł więc w jego kierunku, z czasem rozpoznając szczegóły rzeczy. Nieregularne odnogi odchodziły od grubej podstawy. Zwisało z nich coś.

Raeken niestety rozpoznał kształt. Drzewo, które znalazł z Liamem. Znów nawiedzało go wspomnienie o nim, ale tym razem było większe i to o wiele. Theo stanął zaraz przed nim. Było ogromne, tak samo jak to, które zostało ścięte i zbudowano pod nim piwnicę.

Krwawa dekoracja dalej wyglądała identycznie. Cząstki schwytanych zwierząt wydawały się ciągle świeże. Krew jednak miała dziwny kolor. Za jasny. Zbyt pomarańczowy.

- Wilk oszukał owcę - usłyszał zaraz przy uchu. Odskoczył odruchowo, zaczynając rozglądać się za właścicielem głosu. Stał jednak sam - Zjadł ją i resztki powiesił na drzewie - wiatr poruszył gałęziami. Wszystko zaczęło unosić się i opadać - Nie wchodź do lasu. Nie powinieneś był.

Chłopak jak najbardziej chciał przyznać mu racje. Głos, który przypominał Morrisa miał słuszność w takowych ostrzeżeniach.

Dźwięk odciągnął jego wzrok od drzewa. Kolejny głos, który znał o wiele lepiej.

- Theo - Tara zawołała. Ona również nie była widoczna, ale wydawała chować się we mgle, gdzie zostawił za sobą willę - Musisz go znaleźć.

- Nie wchodź do lasu - głos Morrisa kłócił się z nią. Brzmiał na zdenerwowanego. To ich słyszał w nocy, kiedy trafił na wilkołaka. Tylko jak, skoro nie znał jeszcze wtedy głosu Morrisa?

Theo odwrócił się do drzewa, jednak zamiast niego stanął twarzą w twarz z ogromnym jeleniem. Zwierzę miało lekko pochyloną głowę, z której wystające poroże oplotło chłopaka. Jego białe futro wyglądało na krótszą wersję tego, należącego do wilka. Oczy były krwisto-czerwone, lustrując go dokładnie. Kruk siedział na jednej z kości poroża, skacząc coraz bliżej bruneta. Pojawiał się już wcześniej w jego śnie. Wtedy pierwszy raz zobaczył też willę.

Jeleń schylił się ostrożnie, tym razem nie popychając chłopaka. Dotknął delikatnie jego dłoni zimnym nosem. Kruk wzbił się w powietrze, znikając gdzieś we mgle. Jeleń znów trącił jego dłonie, domagając się uwagi. Theo podniósł ręce, ostrożnie głaszcząc zwierzę. Na futrze pojawiły się czarne smugi. Raeken zdziwiony zabrał rękę, zauważając, iż futro zaczyna spalać się w tych miejscach. Jeleń nie reagował, ale biała sierść wypaliła się w miejscach dotyku.

Theo poczuł drapanie po wewnętrznej stronie dłoni. Uniósł je, odwracając do siebie. Były umazane na czarno, a pod spodem skóra wyglądała na zaczerwienioną. Poparzoną.

Podniósł wzrok na jelenia, ale nie zobaczył ich. Stał w ciemnej pustce, bez niczego dookoła.


The wolf and the sheep /ThiamAU/Where stories live. Discover now