Rodzinna Miłość

3.7K 74 104
                                    

Jak wychodziliśmy za bramę cmentarza gdy ktoś mnie postrzelił. Dostałam w klatkę piersiową, moi Bracia nie zdołali nawet zareagować gdy ten ktoś uciekł. Byliśmy w innym kraju, innym mieście które znałam tylko ja i tylko ja wiedziałam gdzie jest tu szpital.

-Cholera Hailie.

-Malutka, spokojnie pomożemy ci.

-Połóż się. Will my nawet nie wiemy gdzie tu jest szpital.

-Malutka gdzie tu jest szpital?

-Prosto, w lewo, w prawo, prosto, w prawo, w lewo i w lewo.

-Cholera Jasna- warknał do siebie Tony-to jest daleko.

-Dzwonię po karetkę.

-Hailie, wszystko będzie dobrze ale masz nas słuchać okej?

-Dobrze- wycedziłam przez zęby.

-Pogotowie już jedzie, Tony masz to przyciskaj do rany.

-Dobra, Hailie teraz cię zaboli -po tych słowach przycisnął kurtkę Willa do mojej rany a wtedy przeszył mnie okropnie silny ból. Syknęłam przeciągle.

-Czekaj- mruknął Will- Zobaczę to odsuń na chwile kurtkę.

Chwile później rozsunął moją bluzę i podniósł mój podkoszulek do wysokości rany.

-Will widać ją?

-Tak, daj kurtkę  z powrotem.

-Spokojnie będzie dobrze, już jedzie pogotowie.

Ich słowa prawie w ogóle do mnie nie docierały. Ten ból był nie do zniesienia, wiem że przez ostatni czas już byłam postrzelona z 2 razy ale ból dalej był ten sam. Nie chciałam ich zawieść więc dzielnie wykonywałam ich polecenia.
Will zadzwonił do chłopaków którzy od razu wsiedli w samolot i lecieli tu przez około 3h. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam przymykać oczy.

-Malutka -Will położył swoje ręce na moich ramionach i zaczął mną potrząsać. -Nie zamykaj oczu, patrz się na nas, wszystko jest dobrze.

-Hailie tyle już wytrzymałaś, wytrzymaj i to.

-Dobrze, postaram się.

-Zaraz malutka będzie
pogotowie, spokojnie oddychaj.

Chwile później przyjechało pogotowie. Will jako najstarszy brat z obecnych pojechał ze mną a Tony taksówką. W karetce Will coś do mnie mówił ale już nie pamiętam dokładnie co. Po dojechaniu do szpitala przeszłam poważna operacje, reszta braci przyjechała półtorej godziny później.

-Co z nią -zapytał Vincent.

-Coś wiadomo-tym razem zapytał Shane

Dylan przez cały czas siedział w ciszy i płakał, w sumie tak samo jak Will.Tony zaczął się obwiniać że to nie on wyszedł pierwszy i to nie on dostał. W końcu wyszedł lekarz i poinformował ich że przeżyłam. Dylan jak strzała poszedł do sali do której mnie przywieźli. Will musiał się trochę uspokoić. Vincent swoim dostojny krokiem podążał na samym końcu. Wiedziałam że zrobią dla mnie wszystko, 3h później się wybudziłam. Wtedy na sali były tylko bliźniaki, Shane zauważył to jako pierwszy.

-Młoda jak się czujesz?

-Jest dobrze, a co wy tu robicie?

-Przylecieliśmy samolotem jak tylko tylko się dowiedzieliśmy co się stało.

-Naprawdę? -było mi tak dobrze z tym faktem, poczułam takie ukojenie. -Dziękuję.

-Dla ciebie wszystko Hailie- odezwał się Tony. -Nie strasz nas tak więcej.

-Dobrze.

-Will się tym bardzo przejął, bo to się stało jak on był za ciebie odpowiedzialny. Płakał przez cały czas, do tej pory chyba.

-A ile minęło od wypadku?

-Jakieś 6h

-Wiem kto to był.

-Wiesz?

-Moja była przyjaciółka, była moja przyjaciółka jak tu mieszkałam a później nasze kontakty się urwały jak się przeprowadziłam do was.

-Przykro mi Hailie że musiałaś przez to przejść. Nie chce żebyś tak cierpiała.

-Spokojnie już wszystko dobrze.

Wtedy w drzwiach stanął Tony i reszta braci. Nawet nie zarejestrowałam kiedy on wyszedł. Will od razu do mnie podszedł i mi dał lekki pocałunek w skroń. Vincent coś burknął pod nosem a później podszedł i swoją zimna rękę położył na mojej. Przeszły mnie ciarki. Dylan się uśmiechnął, był blady jak ściana.
Chwile później poszłam spać. Cieszyłam się że oni wszyscy już tu są i mnie nie zostawili. Kocham ich nas życie.

/////przepraszam was że dopiero teraz ale wcześniej nie miałam czasu. Sory że jest takie krótkie

Historia Rodzina Monet „Wypadki" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz