Trzy dni bez nałogu

763 23 1
                                    

Pojechałam z nim karetką. Ratownicy szybko udzielili mu pomocy i wyjechaliśmy do szpitala. Tak jak mi powiedział, bardzo się starał nie zamykać oczu, jednak w połowie drogi to się stało. Na szczęście ratownicy mieli wszystko pod kontrolą. Adriena wzięli od razu na operację, a ja poszłam do sali rodzeństwa. Shane już leżał na sali, dalej nie przytomny, ale muszę przyznać że w takim wydaniu wygląda uroczo.

-Hailie czemu tu jesteś? -zapytał Will

-Miałaś wrócić rano, co się stało młoda?

-Musicie mnie posłuchać -powiedziałam patrząc się na całą 4 rodzeństwa. -Ktoś zaatakował Adriena, ale to nie o to chodzi. Zacznę od tego ze ktos chciał nas wszystkich zabić. Zaczął od spowodowania wypadku Vinca- popatrzyłam na brata który od początku się nie odzywał. Przytuliłam się do ciała Dylana, chcąc czuć że nie jestem sama. -Później ktoś chciał zabić ciebie Tony. Myślał że w pokoju zastał ciebie, ale nie dziwie sie że was pomylił. Teraz to on nie żyje.

-Coś poważnego się stało Adrianowi? -zapytał najstarszy brat

-Dźgnęli go, ale przez długi czas był przytomny więc powinno być dobrze.

Usiadlam na łóżku obok najstarszego brata i położyłam głowę na jego klatce piersiowej w miejscu gdzie nie miał żadnych ran. Widziałam jak Tony wchodzi do łazienki która mieliśmy oddzieloną małym korytarzem z salą. Dylan momentalnie poszedł za bratem zamykając drzwi od naszej sali. Musiałam upewnić się czy z Shane'm wszystko dobrze.

-Vince co z Shane'm?

-Jest coraz lepiej. Dzisiaj się jeszcze wybudzi.

Odetchnęłam z ulgą i przejechałam kciukiem po policzku brata na co ten się uśmiechnął.

-Już jest dobrze Hailie. Ze mną i z Shane'm. Nie musisz się martwić a teraz się chwile połóż.

POV:DYLAN:

Tony zamknął się w łazience. Kurwa tak strasznie się martwiłem.

-Tony otwórz i porozmawiajmy okej?

Cisza z jego strony była niepokojąca.

-To nie jest twoja wina. Shane z tego wyjdzie.

Znów się nie odezwał. Po chwili gdy uporałem się z zamkiem, wszedłem do środka.Stał i opierał się o umywalkę, a głowę miał spuszczoną w dół. Zauważyłem że Tony się pociął. Przynajmniej przypuszczałem tak, ale kiedy zobaczyłem, że w zlewie jest krew a obok niego leży żyletka, wiedziałem. Delikatnie przytuliłem się do brata.

-Gdzie to sobie zrobiłeś? -zacząłem delikatnie.

-Zostaw mnie Dylan na chwilę samego.

-Nie zostawię cie. Gdzie to sobie zrobiłeś?

-Barki i nogi -powiedział cicho

-Zdejmiesz koszulkę żebym mógł ci to opatrzeć?

-Dobrze

Zdjął koszulkę a ja zabrałem się za przemywanie ran. Te na barkach były płytkie, lecz te na nogach były głębsze i było ich więcej. Gdy oczyszczałem rany na nogach zauważyłem na nadgarstku pomiędzy innymi tatuażami, mały czarny średnik. Skończyłem z ranami i mocno go przytuliłem.

-Dylan to boli -powiedział cicho

-Co się dzieje? Co się boli?

-Klatka piersiowa

-Spokojnie to pewnie od stresu, usiądź sobie -wskazałem na toaletę

Siedzieliśmy w ciszy, a ja caly czas go przytulałem. Po jakimś czasie się uspokoił.

-Wracamy na salę? Pewnie się martwią.

-Dobrze, wracajmy.

Wróciliśmy na salę. Ja usiadłem obok łóżka Vinca na krześle, za to Tony usiadł obok swojego bliźniaka. Widziałem jak bierze jego rękę w swoją a głowę kladzie na jego klatce piersiowej. Po jakimś czasie dalej się nie ruszał z tamtej pozycji więc stwierdziliśmy, że usnął. Dziś był dzień w którym Vince musiał wstać z łóżka aby płuca dobrze pracowały.

-Jakby coś się działo to mów od razu- ostrzegł go Will- Pomożemy ci z Dylanem

Vince powoli usiadł, ale wstać już mu pomogliśmy.

-Jest dobrze? -zapytałem

-Tak -powiedział przez zaciśnięte zęby. Pielęgniarka uprzedzała że to będzie dla niego nieprzyjemne.

-Dobra dasz radę zrobić pare kroków? -zapytał

-Tak

Po chwili Vince znowu się położył. Wieczorem kazał naszej 4 jechać do domu jednak nie chcieliśmy budzić brata gdy wkoncu spał. Wiedzieliśmy że bez niego nie uśnie. Ja z Willem i Hailie pojechaliśmy do rezydencji wiedząc, że za niedługo wyjdą ze szpitala.

POV:TONY:

Spałem obok brata czujac jego zapach. Inaczej bym nie usnął. Obudziłem się około 4 rano. Vince i Shane dalej spali.

-Muszę ci coś wyjaśnić póki mnie nie słyszysz bo śpisz. -powiedziałem zamykając oczy- To ja powinienem być na twoim miejscu, to ja powinienem tu leżeć nie ty. Tak bardzo cię przepraszam, że musisz tak cierpieć przez to że się urodziłem jako twój bliźniak. To miałem być ja nie ty. Tak bardzo cię przepraszam i obiecuje, ze więcej przy mnie nie stanie ci się krzywda.

Gdy otworzyłem oczy on tez miał js otwarte. Patrzył na mnie jeszcze zaspanymi oczami, ale wiedziałem że wsyztsko słyszał. Pochyliliłem się i pocałowałem go w czoło.

-Boli cie coś? Jak się czujesz?

-Dobrze jest -odpowiedział cicho

-Jeśli masz jakies pytania
odpowiem ci rano, a teraz proszę wracaj do spania.

-Pamiętaj jedno. Nigdy nie przepraszaj mnie za to, że się urodziłeś, że jesteś moim bratem, że jesteś moim bliźniakiem. Nie mogłem sobie wyobrazić lepszego brata bliźniaka niż ty. A teraz musisz się wyspać, rano ci powiem dokładniej co o tym sądzę.

-Dobrze, pamiętaj że jak coś to możesz mnie obudzić

Wtedy przypomniało mi się że od 3 dni nic nie paliłem. Boże nawet nie wiem kiedy to minęło. Dni zlewały mi się w jeden.

-Dobrze będę pamiętał. Dobranoc braciszku

-Śpij dobrze -powiedziałem

Położyłem głowę na jego klatce piersiowej i usnąłem z uśmiechem na twarzy.





///////hejka rozdział pisałam na szybko więc mogą być błędy (autokorekta zmienia mi słowa)

Historia Rodzina Monet „Wypadki" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz