POV:SHANE:
Tony po pewnym czasie usnął. Nie wiedziałem jak mogę mu pomóc.
-Chłopaki a może położymy go na kanapie. Jemu tak na pewno nie jest wygodnie a musi odpocząć. -powiedziałem
-Ja go wezmę -powiedział Dylan
-Czekaj pomogę ci -powiedziałem i wstałem.
-Ty musisz odpoczywać -powiedział Will. -Rana nie jest jeszcze wygojona. Ledwo stoisz.
-Dam radę -powiedziałem
Przeniosłem z Dylanem delikatnie bliźniaka na kanapę. Usiadłem obok niego i zacząłem jeździć ręką po jego włosach. Nie czułem się najlepiej i trochę bolało mnie serce, lecz jak zwykle nikomu nic o tym nie mówiłem.
POV:WILL:
Głowa Shane'a bezwładnie opadła na klatkę piersiowa brata. Stałem obok niego i momentalnie zareagowałem. Przyłożyłem dwa palce do jego szyi i na szczęście poczułem puls.
-Co się stało? -Zapytał Dylan
-Stracił przytomność. Trzeba zawołać lekarza.
-Już idę -powiedział Dylan
Vince się nie odzywał. Tony z tego lekkiego zamieszania się obudził. Kurwa przecież dopiero usnął a ma problemy ze snem. Podniosłem głowę Shane'a a potem wziąłem go na ręce. Przeniosłem go na jego łóżko a Tony momentalnie do nas podszedł. Dylan dalej nie wracał z lekarzem, była noc więc pewnie nie mógł go znaleźć.
-Co mu się stało? -zapytał Tony
-Stracił przytomność -powiedział Vince
Tony podwinął koszulkę brata. Zobaczyliśmy opatrunek który był we krwi.
-Kurwa -powiedział cicho -rana się nie goi tak jak powinna. Mogło wdać się zakażenie.
-To jest groźne? -zapytałem
-Zależy -odpowiedział
wymijająco -Chłopaki pojadę do domu okej? Jakbyście coś wiedzieli co z Shane'm zadzwońcie. Vince proszę powiedz lekarzowi to co ja powiedziałem -wyszedł z sali-Pójdę z nim -powiedziałem
Dogoniłem go gdy był przy samochodzie. Szybko wsiadłem na miejsce pasażera.
-Zostań chce pojechać sam
-Nie zostawię cie samego
Odjechał bez słowa. Po wejściu do domu udał się na dół rezydencji. Wywnioskowałem że poszedł sobie ulżyć na strzelnice. Każdy z nas miał coś takiego co nas odstresowywało. Udałem się do kuchni żeby zrobić coś do jedzenia. W trakcie jedzenia coś mnie tknęło żebym zobaczył co u brata. Po zjedzeniu udałem się na strzelnice.
POV:TONY:
Wziąłem jakaś broń i zacząłem strzelać. To była jedyna rzecz która mnie uspokajała. Po chwili strzelania poczułem ból w klatce piersiowej. Miałem słuchawki wygłuszające na uszach więc mało słyszałem. Zrzuciłem je z uszu i popatrzyłem w dół. Robiła mi się dużą czerwona plama na koszulce, Kurwa ktoś mnie postrzelił. Uklęknąłem i zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu. W oknie zobaczyłem twarz tego skurwiela co dźgnął Hailie na sylwestrze u jego siostry. Wiedziałem że nie ma co krzyczeć więc położyłem się na podłodze i przycisnąłem materiał bluzy do rany. Przeszyła mnie ogromny ból ale starałem się to ignorować. Nie miałem przy sobie telefonu, a przez wygłuszone pomieszczenie nie przedostałby się mój krzyk. Zostało mi mieć nadzieję że Will mnie znajdzie i zobaczę moje rodzeństwo. Chwilę później usłyszałem otwieranie drzwi. Kurwa jaka ulga ledwo już dawałem radę.
POV:WILL
Poszedłem sprawdzić co tam się stało. Otwierając drzwi czułem lekki niepokój. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu i zobaczyłem leżącego brata a wokół niego było sporo krwi. Uklęknąłem nad nim i docisnąłem jego ręce do rany.
-Słyszysz mnie Tony?
-Tak- wydusił
-Dzwonię po karetkę
Karetka była w drodze.
Zawołałem jednego z ochroniarzy i kanale im przyprowadzić tutaj ratowników.-Już jadą -powiedziałem - Jak to się stało?
-Brat tej dziwki co Hailie była u niej na sylwestrze
Zobaczyłem że delikatnie przymyka oczy na co twardo poklepałem go po policzku. Zatrzepotał powiekami i odzyskał trochę przytomności.
-Jeszcze chwila młody. Będzie dobrze-Powiedz Shane'owi żeby o siebie dbał -wychrypiał i stracił przytomność.
Pochyliłem się nad nim i sprawdziłem oddech. Ulga jaką poczułem w momencie gdy okazało się że oddycha była nie do opisania. Pojechałem z nim karetka. Przygotowali go do operacji i od razu wzięli go na blok. Ja napisałem do naszych ludzi że mają zająć się tym śmieciem. Wszedłem do sali rodzeństwa. Z Shanem było już lepiej, był przytomny i rozmawiał z Dylanem. Vincent robił coś na telefonie a dwójka pozostałych osób dalej były nieprzytomne
.
-Cześć jak się czujesz? -podszedłem do bliźniaka i usiadłem na rogu jego łóżka powstrzymując łzy.-Jest dobrze.
-Gdzie Tony? -zapytał Dylan
To było dla mnie za dużo jak na jeden dzień. Zasłoniłem twarz rękami i pozwoliłem popłynąć łzom. Poczułem jak czyjeś ramiona mnie przytulają.
-On ma operacje -powiedziałem drżącym głosem -Został postrzelony. Kurwa to moja wina że go nie dopilnowałem
-To nie twoje wina -powiedział Dylan który dalej trzymał mnie
w uścisku-Nie mogłeś tego przewidzieć -powiedział Shane
-Na pewno z tego wyjdzie -wtrącił się Vince
-Nie możecie tego wiedzieć -powiedziałem i wstałem -idę zapalić
Wiedziałem że nieźle zdziwiłem tym swoich braci. Jedyny kto o tym wiedział to Shane. Wyszedłem ze szpitala i odpaliłem fajki. Poczułem kogoś obecność za swoimi plecami więc się odwróciłem. Za mną stał Dylan z zaplecionymi rękami na klatce piersiowej.
-Nie poczęstujesz brata? -zapytał
Wyciągnąłem paczke do niego a on zabrał papierosa.
-Spokojnie Will. Nikt nie ma ci tego za złe.
-Martwię się o niego po prostu.
-Jak każdy z nas o każdego. Idziemy poczekac przed salą?
Skinąłem głowa i wróciliśmy do szpitala. Usiadłem przy ścianie odgradzającej nas od bloku operacyjnego. Ugiąłem nogi i przyciągnąłem je do klatki piersiowej. Ramiona oparłem na nich i schowałem głowę. Nie wiem ile tak siedziałem ale w końcu wyszedł no nas lekarz. Od razu się wyprostowałem i czekałem co powie.
-Udało nam się opanować krwawienie -powiedział -Tony Monet przeżył.
/////sory że taki krótki i mogą być znowu błędy przez moja cudowna autokorekte
Jest to 70 rozdział. Nie mogę uwierzyć że już tak długo ze mną jesteście <3 Dziękuję za to
CZYTASZ
Historia Rodzina Monet „Wypadki"
Teen FictionNieprawdziwa historia Rodziny Monet którą wymyśliłam. Mam nadzieję że wam się spodoba. Okładkę zrobiłam ja