Opuszczony dom

3.1K 64 52
                                    

Usiadłam obok nich i słuchałam rozmów. Nie wtrącałam się, siedziałam na taborecie obok łóżka mojego ulubionego brata, naprzeciwko mnie siedział Tony. Głaskałam rękę Willa a Dylan pojechał po cos do jedzenia.

-Widzisz obiecałem, że będę czekać aż cię przywiozą i czekałem. Tak jak obiecałem cały czas byłem przy tobie.

-Daj spokój młody, sam musisz się oszczędzać.

-Sam wiesz że jakby nie sytuacja ze mną nic by się nie stało.

Miałam dość obwiniania się chłopaków więc wyszłam ze szpitala, wsiadłam do mojego samochodu i dojechałam. Tony chyba za mną wyszedł, ale nie obchodziło mnie to. W końcu zatrzymałam się i szlam dalej ulicą, Tony zatrzymał samochód obok mojego, podążył za mną. Jak wiadomo w naszym domu pistolety były na każdym kroku więc zabrałam jeden z nich. Myśli s@mobójcze miałam już od jakiegoś czasu, jak wiecie też miałam już pare prób ale chłopaki zawsze mnie ratowali. Mało mnie obchodziło jak zareaguje na to reszta. Weszłam do opuszczonego budynku, mój brat cały czas podążał za mną. Przyłożyłam pistolet do głowy w tym momencie Tony wszedł do pomieszczenia.

-Hailie spokojnie odłóż to proszę -powiedział

-Tony odejdź, daj mi to zrobić. Idź sobie!

-Hailie nie odejdę, oddaj mi to proszę.

-Tony proszę! -zaczęłam płakać -błagam odejdź nie chce żebyś na to patrzył.

-Nie odejdę, nie zostawię cię tu samej na pastwę losu a teraz oddaj mi broń.

Nie wiem jakim cudem do tego domu wszedł Will. Wziął kule Tony'ego których musiał zapomnieć ze szpitala. Był cały blady i widać było że nie łatwo było mu się tu dostać. Poparł się ściany by nie upaść.

-Will kur#@ wracaj do szpitala.

-Malutka proszę odłóż go, będzie dobrze obiecuje.Porozmawiajmy.

-Tony zabierz stąd Willa i wracajcie do szpitala- powiedziałam -uratuj przynajmniej jego.

Mój ulubiony brat był coraz bardziej blady i coraz wolniej oddychał. Tony to zauważył.

-Will usiądź -Tony nawet nie dokończył bo ten zsunął się po scianie- kur#@

-Boże Will! - położyłam pistolet na stole i momentalnie podbiegłam  do mojego ulubionego brata- przepraszam

-Odsuń się młoda -podszedł do Willa -słyszysz mnie? Halo?

-Słyszę -mruknął -Malutka proszę wróćmy do szpitala

-Przepraszam cię. Tony! Will on, zamyka oczy ratuj go błagam.

-Will czekaj zaniosę cię do samochodu, nie zamykaj oczu, nie odpływaj, musisz tylko wytrzymać.

Tony wziął Willa na ręce i zaczął szukać wyjścia z tego cholernego domu. Ja chodziłam za nimi, czułam się bardzo winna za zaistniałą sytuację. Widziałam jak Tony bardzo się męczy i jest mu trudno. Gdy znaleźliśmy wyjście i zaczęliśmy się kierować do samochodów. Zapomniałam powiedzieć że to teraz ja nosiłam kule mojego najmłodszego brata, po nasze samochody mieli przysłać swoich ludzi. Will się przebudził.

-Tony? Co jest? Czemu ty mnie niesiesz?

-Will miałeś zabieg, a ty tak po prostu sobie kur#@ wychodzisz ze szpitala? Przed chwilą straciłeś przytomność.

-Will boze przepraszam. Nie powinnam była tego robić.

-Nie przepraszaj malutka- spojrzał na mnie i znów odpłynął.

-Will kur#@. J@#ierdole .

Tony jeszcze bardziej przyspieszył swój chód z niewiadomych mi powodów, ale się jeszcze bardziej zmartwiłam. Kazał mi wsiąść na tylnie siedzenie samochodu a on sam włożył do przodu i jego głowę położył na swoich kolanach. Rozpłakałam się jeszcze bardziej, wiedziałam że to moja wina i bałam się że Will nie będzie teraz na mnie zły. Bałam się bo czułam że to on kocha mnie najbardziej, myślałam że nie będzie chciał mnie teraz znać. Tony zaczął nim potrząsać. W takich warunkach droga do szpitala zajęła by nam więcej niż 15 minut.

-Will budź się do cholery -sprawdził jego puls i oddech - kur#@ musisz dać radę. Hailie na razie nie możemy jechać, trzeba mu pomóc.

-Co możemy zrobić? -rozpłakałam się jeszcze bardziej.

-Posłuchaj po pierwsze to nie twoja wina. Po drugie muszę zrobić mu sztuczne oddychanie bo ledwo sam daje radę. Zadzwoń do Dylana i opowiedz mu w skrócie co się stało. Dla niego każda minuta się teraz liczy. Spokojnie zrób to co powiedziałem.

Zrobiłam tak jak kazał, zadzwoniłam do Dylana, byłam przerażona słowami „dla niego teraz każda minuta się liczy". Miałam te słowa cały czas w głowie. Wzięłam telefon brata.

-Tony? Gdzie wy jesteście? Gdzie Will?

-Dylan to ja Hailie. Z Willem jest źle, Tony robi mu sztuczne oddychanie bo inaczej sam nie dał by rady oddychać. Zaraz będziemy jechać do szpitala.

-Co się tam stało?

-Później ci wytłumaczymy- po chwili się rozłączyłam

-Hailie jest z nim lepiej, jedziemy.

Zaczęliśmy jechać, Tony cały czas próbował docucić mojego ulubionego brata. Po chwili w końcu mu się to udało.

-Will spokojnie oddychaj, jak nie zaśniesz będziesz miał większe szanse. Nie zamykaj oczu.

-Will proszę -powiedziałam krztusząc się od łez.

-Tony nie wytrzymam- powiedział cicho i obrócił głowę w moją stronę. -Malutka.....

Po tych słowach znów stracił przytomność. Przez chwilę widziałam jego twarz, bladą na którą jego piękne blond włosy opadły. Tony próbował go jeszcze ocucić ale się poddał, poprawił jego głowę żeby leżała prosto na jego nogach i odchylił ją do tył by udrożnić jego drogi oddechowe. Cała drogę płakałam. Tony cały czas sprawdzał  jego funkcje życiowe i przeklinał coś pod nosem. W pewnym momencie usłyszałam ciche.

-J@#ierdole puls tylko 30. Will musisz wytrzymać. Zrób to dla naszej małej Hailie.

Te 20 minut były najdłuższe w moim życiu. Tony powiedział mi że w każdym momencie jego serce może nie wytrzymać i się zatrzyma. Chyba po prostu nie chciał mnie okłamywać, ale ja się jeszcze bardziej załamałam. W końcu dojechaliśmy do szpitala.




/////////dziś taki raczej dłuższy rozdział.

Historia Rodzina Monet „Wypadki" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz