Rozdział 7

4.6K 274 16
                                    

Lea

Właśnie skończyłam pracę i wychodziłam z przychodni, kiedy usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Uśmiechnęłam się szeroko, odbierając połączenie.

- Czy ty jeszcze nie śpisz? Zaczynam się martwić! -  W słuchawce usłyszałam dudniący śmiech mojego przyjaciela.

- Właśnie się kładę, pchełko. Chciałem usłyszeć jeszcze twój głos…

- Jesteś obrzydliwie wręcz romantyczny. Aż strach się bać co się stanie, kiedy znajdziesz w końcu tę jedyną!

- Będę musiał wymyślić jej jakąś oryginalną ksywkę.

- Pchełka jest zajęta.

- Oczywiście, że jest. Pchełka jest tylko jedna. Idę spać, chciałem tylko usłyszeć czy wszystko z tobą w porządku, bo mama mówiła, że wczoraj miałaś jakiś kryzys…

Och nasze mamy były niemożliwe! Chyba w całym kraju nie znajdzie się większych plotkar! Jakim cudem Eris nie dowiedział się o mnie, skoro mama paplała wszystkim na około o każdej mojej najbardziej zawstydzającej słabości?!

- Co ci naopowiadały? – Spytałam poirytowana

- Że Evans jest na wózku? To prawda, Lea? – Odpowiedział mi pytaniem.

- Tak. Miał wypadek na motocyklu. Nie chodzi od roku…

- Cholera. Pchełko to nie jest dobry pomysł, on cię skrzywdzi…

- Brad nie mogę myśleć tylko o sobie! Muszę myśleć o tych, którzy potrzebują mojej pomocy, na tym polega moja praca.

- Ale odmawiasz wielu osobom, bo nie masz czasu.

- Jemu nie odmówię – powiedziałam stanowczo. – O ile w ogóle będzie chciał ze mną pracować.

- Dobrze już… Nie będę się w to wtrącał. Tylko bądź ostrożna dobrze?

- Dobrze, tatuśku. Idź spać bo robisz się marudny. Kocham cię, pa!

- Ja ciebie też. Do usłyszenia.

Rozłączyliśmy się i schowałam telefon do kieszeni. Brad wyprowadził się dość daleko i pracował zazwyczaj na nocki. Była czternasta, a on rozpoczynał swoją pracę koło dwudziestej pierwszej. Mieliśmy słaby kontakt, właśnie przez odległość i te nieszczęsne godziny jego pracy, ale przynajmniej spełnialiśmy się zawodowo. Brad był ratownikiem medycznym i naprawdę lubił swoje zajęcie. Byłam z niego bardzo dumna.

Poszłam do domu coś zjeść, bo na szesnastą miałam umówione spotkanie z pacjentem. Po pracy w przychodni spotykałam się z pacjentami zazwyczaj w ich domach, ale nie robiłam tego zbyt często. Chciałam mieć też trochę wolnego i swoje własne życie, czas dla siebie, ale dzisiaj jechałam do dziesięcioletniego Bena, który był naprawdę świetnym chłopcem.

Właśnie jadłam ryż z warzywami, kiedy znów zadzwonił mój telefon. Zerknęłam na wyświetlacz widząc obcy numer.

- Lea Moore, słucham – odparłam pogodnie w słuchawkę.

- Cześć… - wszędzie rozpoznałabym ten głos. Głęboki, seksowny, zachrypnięty. Opadłam na krzesło z walącym sercem. – Tu Eris Evans. Dałaś mi wczoraj swój numer, żeby umówić się na spotkanie. Taki wielki facet na wózku…

- Eris, jasne że wiem z kim rozmawiam – on tak serio?

- Okej. To dobrze. No to co? Masz czas?

Yyyy. Lea skup się!

- Tak jasne. Mogłabym być u ciebie dzisiaj koło osiemnastej. Pasuje ci?

- Spoko. Wyślę ci adres.

- Nie trzeba, Eris. Mój najlepszy przyjaciel to Brad Williams, twój sąsiad… - rany, on naprawdę zupełnie nic o mnie nie wiedział. Coś mu się tylko Szczypawa obiła o uszy. Co za porażka.

- Aha. Okej, no tak… To będę czekał koło osiemnastej. Dzięki – odpowiedział sucho.

Ten profesjonalizm będzie zupełnie niewymuszony i to nie ja podejdę do tego na zimno tylko on. Totalna, lodowata, nieprzenikniona oziębłość - cały Eris Evans. Niedostępny niczym najbardziej smakowity kąsek na wyprzedaży i zimny jak góra lodowa, która rozwaliła Titanica.

I dobrze. Tak będzie lepiej.

- Do zobaczenia, Eris! – Pożegnałam się i przerwałam połączenie.

Absolutnie sobą zażenowana, spędziłam resztę wolnego czasu na strojeniu się. Wybrałam coś słodkiego i seksownego, ale i na luzie, że niby mi nie zależało, niby tak tylko sobie zarzuciłam tę seksowną krótką kieckę, właściwie niemal w biegu. Jest przecież tak gorąco, a ja mam do niej zwykłe, wygodne trampki. Pff ot tak po prostu, strój na co dzień.

Włosy rozpuściłam i nałożyłam bardzo dyskretny makijaż. Do torebki spakowałam pomadkę. Może jej użyję przed wejściem do domu Erisa. Może!

U Bena spędziłam ponad godzinę, po czym udałam się pod jego dom. Oczywiście nie mogłam się powstrzymać i przejechałam szminką po wargach.

Nie jestem z siebie dumna, okej?

Milion powodów (ERIS)Where stories live. Discover now