Rozdział 26

4K 269 78
                                    

Lea

- No nie wierzę, zostawiłaś Erisa, żeby zawracać sobie głowę mną? – spytał z drwiną w głosie, zaraz po tym kiedy otworzył mi drzwi.

- Nie denerwuj mnie, Brad. Musimy sobie wszystko wyjaśnić, bo to robi się naprawdę niezdrowe.

- Niezdrowe… - powtórzył przepuszczając mnie w drzwiach, a ja weszłam do jego domu czując się tam po raz pierwszy w życiu jak intruz. Wiedziałam, że nie zastanę Cassie i Jacka, ponieważ wyjechali kilka dni temu na urlop. Nie byłam pewna czy to lepiej w obecnych okolicznościach czy gorzej, chociaż w sumie nie miało to większego znaczenia, i tak musieliśmy przejść przez tę rozmowę, czy nam się podobało czy nie. Brad trzymał w dłoni butelkę z piwem, ale w tym momencie miałam gdzieś to, że był pijany. Czy był, czy nie i tak musieliśmy sobie w końcu raz na zawsze wyjaśnić pewne kwestie – Niezdrowe to jest to co robisz z Evansem.

- A przepraszam bardzo niby dlaczego?

- Dobrze wiesz dlaczego.

- Bo co? Dobrze wiem, że gadałam bzdury w wieku trzynastu czy piętnastu lat twierdząc, że go kocham. Nie kochałam go, po prostu strasznie mi się podobał, nadal tak jest. Co w tym takiego dziwnego i co w tym niezdrowego lub niewłaściwego. Nie mam obsesji na jego punkcie, a on to odwzajemnia. Czemu według ciebie nie powinnam z nim być? Bo powinnam być z tobą? – byłam zaskoczona moją odwagą i bezpośredniością, ale szczerze mówiąc miałam serdecznie dosyć tego, że muszę tłumaczyć się Bradowi z każdego mojego związku. Miałam dość stresu, ukrywania się i wyrzutów sumienia. Rozumiałam, że on darzy mnie uczuciem, ale to musiało się wreszcie skończyć.

- No jasne. Widzę, że skoro w twoim życiu pojawiał się Eris Evans, który swoją drogą wypierzył już pół miasta, a może nawet pół Teksasu, to zamierzasz cieszyć się, że oto nadeszła twoja kolej, nie zważając na fakt że jesteś tylko jego nową zabawka, lub kolejnym numerkiem na cholernie długiej liście. Wolisz coś takiego ode mnie? Świetny wybór Lea, naprawdę gratulacje – zaklaskał w dłonie i zaśmiał się szyderczo – Tylko zastanów się… Dlaczego dopiero teraz ma ochotę cię przelecieć, co? Teraz kiedy jesteś piękna, wykształcona, masz dobrą pracę i fajne ciuchy. Szkoda, że kiedy byłaś nikim miał cię w dupie.

Zamrugałam przełykając z trudem ślinę. Spróbowałam zlekceważyć pozostałe podłe słowa, bo z jakiegoś powodu najbardziej zabolało mnie ostatnie zdanie.

- Nikim? Kiedy byłam nikim?

- Wiesz co mam na myśli. Gardził tobą jak wszyscy, tylko ja byłem przy tobie, tylko na mnie mogłaś liczyć!

Z jakiegoś powodu po tym zdaniu zapaliła mi się w głowie czerwona lampka.

- No tak podobno przynosiłeś mi jedzenie do szkoły bo inaczej umarłbym z głodu, tak?

Spojrzałam na niego ze łzami w oczach, niemal pewna tego, co za chwilę usłyszę. Wiedziałam, czułam, że on nie miał pojęcia o czym mówię, nie mógł mieć. Teraz zachowywał się podle, ale przecież nie mógłby…

- Nie dramatyzuj, Lea. To były żarty. Przynajmniej przy tobie byłem, nie to co inni.

Zamrugałam zdezorientowana.

- Nigdy nie musiałeś mi przynosić do szkoły jedzenia, mama o mnie dbała. Więc czemu mówiłeś takie rzeczy?

- Bez powodu – wzruszył ramionami i wywrócił oczami jakbym gadała jakieś nieistotne bzdury. Ale dla mnie to było istotne. Było, bo mu ufałam, a teraz już nie wiedziałam kim on dla mnie jest. I co gorsza nie wiedziałam kim był przez te wszystkie lata.

- A to, że moja mam jest złodziejką? Kleptomanką i okradła twoich rodziców – błagam Brad powiedz, że nie masz pojęcia o czym mówię…

- To akurat prawda – pokazał na mnie butelką od piwa, a ja niemal się zapowietrzyłam.

Milion powodów (ERIS)Where stories live. Discover now