Rozdział 29

4.1K 250 28
                                    

Eris

Nie mogłem w to do cholery uwierzyć.

Lea spała - usnęła w moich ramionach, a ja obserwowałem jak jej pełna dolna warga robi się coraz bardziej napuchnięta i dostawałam białej gorączki.

Okej, przed chwilą kilka razy uprawiałem najbardziej niewiarygodny i najprzyjemniejszy seks jaki można było sobie wyobrazić, było cudownie, oczywiście czułem się jak największy szczęściarz na tej planecie ale jednocześnie… Nie wiem, powinienem być też zrelaksowany, ale jak miałem się kurwa zrelaksować kiedy wiedziałem, że ten złamas śmiał podnieść na nią rękę? Jakim trzeba być śmieciem aby uderzyć kobietę? I to nawet nie ważne że Lea jest najsłodszą, najdelikatniejszą, najpiękniejszą istotą na świecie, jak można uderzyć jakąkolwiek kobietę?

Zawsze wiedziałem że Brad to pojeb, ale to co usłyszałem dzisiaj rano w połączeniu z tym co odwalił po południu sprawiło, że zamierzałem zrobić wszystko aby uwolnić Leę od jego toksycznej osoby…
Ale to że ją uderzył… Miałem ochotę go zamordować. Objąłem ją ciaśniej swoimi ramionami i przejechałem palcem po zaczerwienionym policzku i rozciętych ustach.

Dzisiaj rano, kiedy usłyszałem te wszystkie kłamstwa poczułem jak zalewa mnie fala wściekłości. Nie byłem pewien, czy to co Brad powtarzał moim znajomym było kłamstwem bo nigdy nie rozmawiałem aż tak szczerze z Leą na wszystkie tematy związane  z jej dzieciństwem i dorastaniem, wiedziałem że miała ciężko, ale zawsze kiedy mówiła o swojej mamie wyczuwałem miłość, szacunek i wdzięczność jaką obdarzała tą kobietę. Moja mama również wypowiadała się bardzo ciepło o Vivien Moore, nazywając ją swoją przyjaciółką i jedną z najmilszych osób jakie udało jej się poznać. Więc kiedy usłyszałem że ta ciepła, pomagająca wszystkim na około i dobra kobieta niby jest złodziejką, która lekceważyła podstawowe potrzeby swojej córki po prostu nie mogłem w to uwierzyć, dlatego postanowiłem jej bronić i stwierdziłem, że Lea musi wiedzieć o tym co rozpowiadał na ich temat  Brad.

Popołudnie, nie licząc kilku chwil, było dosłownie koszmarne - konieczność patrzenia na Leę w objęciach Brada, obserwowanie ich kłótni i jego chorobliwej zaborczości, zwieńczona tą potworną, zawstydzającą rozmową, którą musiałem z nią przeprowadzić... Stresowałem się jak cholera, a kiedy po wszystkim Lea wyszła zostawiając mnie samego, zrobiło mi się niedobrze ze strachu i obawy, że ona już nie wróci.
Wiedziałem iż moje szanse w konfrontacji z idealnym Bradem, który zgrywał najlepszego przyjaciela przez tyle lat były nikłe, ale musiałem ją chronić, przynajmniej spróbować. Jednak gdy zostałem sam w pustym domu, pomyślałem, że jeśli ją straciłem, to razem z nią odeszła moja ostatnia nadzieja, radość i chęć do życia. Obawiałem się że poszła do Brada, który oczywiście nie przyzna się do swoich kłamstw, nastawi ją przeciwko mnie i zniszczy to co nas połączyło, odseparowując ją ode mnie tak jak to robił przez całe nasze dorastanie.

Po kilkunastu minutach poczułem zbliżający się atak migreny, którego dość dawno nie miałem, ale z pewnością stres i nerwy związane z całą zaistniałą sytuacją spowodowały otumaniający ból, który pulsował w mojej czaszce zwiastując prawdziwy koszmar.

Bałem się że zasłabnę, a przy okazji było mi potwornie niedobrze, więc pojechałem do łazienki, zdjąłem ubranie i wszedłem pod zimną wodę, aby nie stracić przytomności.

Lodowate strumienie oblewały moje ciało pozostawiając mnie przy zdrowych zmysłach, ból odbierał mi jednak resztki silnej woli i myślałem, że  w tej chwili wolałbym być raczej martwy, kiedy nagle ktoś zakręcił wodę, a ciepłe dłonie przywróciły mi chęć do życia.

Zobaczyłem ją i poczułem wręcz odurzająca ulgę i radość. Boże, tak strasznie mi jej brakowało…

A później zamieniła najgorszy wieczór w najpiękniejsze chwile jakie do tej pory udało mi się przeżyć. Jej ciepłe, piękne ciało, jej usta, jej dłonie, ten czas kiedy się kochaliśmy… Cholera byłem w  raju.

Jednak gdy wyszliśmy spod prysznica zacząłem się przyglądać jej twarzy. Kiedy kochała się ze mną w pewnym momencie przestała mnie całować i odsunęła się delikatnie i wtedy teoretycznie zobaczyłem jej rozciętą wargę. Ale właśnie na mnie dochodziła, a ja starałem się za wszelką cenę pozwolić jej skończyć i opóźnić swój orgazm, otumaniony natłokiem doznań oraz przyjemności i jakoś to do mnie nie dotarło. Później, mimo że odsunęła się ode mnie i było dość ciemno coraz bardziej uświadamiałem sobie, że coś jest do cholery nie w porządku.

I okazało się, że tak, było naprawdę kurewsko nie w porządku.

Wiele spodziewałbym się po tym podłym chujku – to w końcu mała, wredna  pluskwa, irytująca menda, odwiecznie zatruwająca moje życie dwulicowa gnida, ale w życiu nie podejrzewałbym że uderzyłby kobietę na dodatek Leę.

Na początku obezwładniła mnie żądza mordu, ale później zrozumiałem że nie pomogę jej szarpiąc się z pijanym Bradem, po prostu musiałem być dla niej, przy niej. Uświadomić jej jak wiele jest warta i jak bardzo ją kocham – sprawić, że poczuje się kochana. I przy okazji pozwolić sobie na kolejne niezapomniane chwile, kiedy oddawaliśmy się sobie nawzajem.

Żałowałem, że nie mogę zrobić dla niej więcej, ale prawda była taka, że ona naprawdę najbardziej potrzebowała mojej bliskości. Mogłem tylko być wdzięczny za to, że po tym co odstawił ten skurwiel, po tych wszystkich podłych słowach które uderzały również we mnie wciąż potrafiła mi zaufać. I zamierzałem zrobić wszystko, aby jej nie zwieść i sprawić że będzie szczęśliwa. Wynagrodzić jej te wszystkie przykrości, które ją spotkały i udowodnić swoje dobre zamiary i intencje.

Milion powodów (ERIS)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora