Rozdział 34

3.8K 258 20
                                    

Eris

- Mówisz poważnie? – spytałem z rezerwą, patrząc na coś, co wyglądało jak dziwaczny pół-robot z filmów sci-fi.

- Mówię bardzo poważnie.

- Okej, ale… Co to w ogóle jest?

- To egzoszkielt rehabilitacyjny. Zewnętrzna konstrukcja zakładana na ciało pacjenta, która umożliwia wykonanie treningu chodu w różnych warunkach. Generalnie jego głównym założeniem jest pomoc osłabionym kończynom dolnym w wykonaniu ruchu, którego zrealizowanie jest utrudnione lub niemożliwe do zrobienia podczas standardowej terapii.  Dzięki niemu możemy zwiększyć sprawność i polepszyć stan zdrowia. Reedukacja chodu i ogólnie przygotowanie całego procesu chodzenia. Możemy pomóc ci odzyskać sprawność poprzez ćwiczenia równowagi, trening fazy przenoszenia i podporu, czy też zwiększyć bezpieczeństwo pionizacji i terapii pozycji pionowej. – Lea wyglądała jakby miała zaraz zemdleć z wrażenia, za to ja czułem się jakbym mógł lada chwila zemdleć z  nerwów.

Nie żebym był niewdzięczny – nie było chyba słów którymi mógłbym opisać to jak bardzo byłem wdzięczny Lei za to co dla mnie robiła. Była taka piękna, kochana i walczyła o mnie, a na dodatek chciała ze mną zamieszkać co jawiło się jako spełnienie moich największych marzeń, ale…

Cholera naprawdę nie chciałem zakładać na siebie tego robota, choć przecież nie mógłbym jej zwieść, za bardzo ją kochałem, aby móc ją teraz rozczarować. Bałem się że rozczarowanie i tak nastąpi z jednego prostego powodu – ponieważ po prostu nie dam rady. Wizja stanięcia na nogach nawet jeśli miałaby mi pomagać w tym ta skomplikowana maszyna była dla mnie dosłownie niemożliwa do uzmysłowienia, nie potrafiłem sobie tego w żaden sposób wyobrazić, więc przeczesałem palcami moje włosy w nerwowy geście. Lea chyba zobaczyła jak bardzo się stresuje, ponieważ podeszła do mnie i odgarnęła mi potargane kosmyki  z czoła patrząc na mnie łagodnie

- Kochanie wiem, że się stresujesz, wiem że to dla ciebie bardzo trudne. Ale jesteś silny, a ćwiczenia wychodzą ci świetnie. Jednak abyś stanął na nogi potrzebujemy czegoś więcej. Przeprowadzenie reedukacji chodu u osób z niedowładem nóg nie jest łatwe, szczególnie w sytuacji  uszkodzenia rdzenia. Jednak obecnie mamy naprawdę wiele możliwości dzięki którym możemy przeprowadzić ten proces sprawniej i skuteczniej, niezależnie od poszczególnego etapu. We wszystkim ci pomogę, damy sobie radę, tak? – uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco, więc nim się obejrzałem również zacząłem się uśmiechać – No i to mi się podoba.

- Jesteś najlepsza – Lea wywróciła oczami, ale pochyliła się aby mnie pocałować, po czym zaczęła montować kolejne części urządzenia.

- Skąd ty to wzięłaś, Lea? Wygląda jakby kosztowało więcej niż równowartość mojego Harleya.

I z pewnością też było nieporównywalnie więcej warte w sensie praktycznym i teraz doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, ale kiedyś dosłownie odbijało mi na punkcie motocykli więc mój V-rod kosztował naprawdę sporo, a  był tylko jednym z trzech maszyn tego typu w moim garażu.

- Póki co tylko go wypożyczyłam, musimy sprawdzić czy będzie ci odpowiadał. Twoja dziewczyna ma chody w szpitalu specjalizującym się w urazach kręgosłupa, w tym rdzenia kręgowego, i dysponujemy takim sprzętem w sporych ilościach, ale akurat ten model musiałam zorganizować konkretnie pod ciebie, jednak w przyszłości przyda się innym pacjentom o niestandardowym wzroście. Większość ekzoszkieletetów dostępnych w szpitalu jest przeznaczana dla osób o wysokości do stu dziewięćdziesięciu centymetrów, ty masz więcej, dlatego musieliśmy na niego chwilę poczekać.

- Nie powinienem go kupić?

- Nie, raczej nie będzie takiej potrzeby. Ale jeżeli uznamy, że potrzebny ci będzie przez znacznie dłuższy okres czasu, to damy radę, w razie czego możemy postarać się o dotacje, albo…

- Albo sprzedać moje motocykle. Nie chcę dotacji, Lea. Są ludzie którzy potrzebują jej bardziej ode mnie…

Lea popatrzyłam na mnie w skupieniu, a potem pokiwała głową.

- Skoro tak mówisz, to na pewno masz rację. Ale póki co sprawdźmy jak będzie wychodziła nam rehabilitacja, myślę że nie będziesz go potrzebował na zawsze. On ma ci tylko pomóc stanąć na nogi, później będziemy próbować innych rzeczy, takich jak ortezy szynowo opaskowe, także po prostu zobaczymy w jakim tempie będzie nam szło stawanie na nogi, okej? –  znowu pokiwałem głową w odpowiedzi na jej słowa. – A teraz to zamontujemy, dobrze?

- Dobrze…

Lea pomogła mi założyć na siebie to dziwne urządzenie, całe szczęście że tu była bo proces wydawał mi się mocno skomplikowany, ale wiedziałem że jestem w dobrych rękach.

- Okej, a teraz wstajemy – powiedziała, a ja zamarłem w  bezruchu.

- Że co? Już?

- Tak jest. Będę cię przytrzymywać, dasz radę. Myślę, że mogłeś wstać wcześniej, ale rozumiem twoje obawy, nie byłeś gotowy… – odparła, a mi przypomniało się jak przychodziła z Billem do mojego pokoju, abym próbował wstać przy ich pomocy, czego nie dałem rady zrobić. Lea twierdziła, iż główny problem tkwił w mojej głowie, i istniała spora szansa że miała rację, więc rozmawiała ze mną przez długie godziny o całym procesie rehabilitacji i o sytuacjach gdzie pacjenci po zerwaniu rdzenia kręgowego, sparaliżowani niemal od szyi w dół, przykuci nie tylko do wózka, ale do łóżka, tacy którzy nie mogli ruszać nawet ramionami, dzięki codziennej rehabilitacji najpierw zaczynali ruszać dłońmi, ramionami, siadali, później po wielu miesiącach wstawali, aby w końcu zrobić pierwszy krok. Niesamowite, prawdziwe historie o woli walki tych ludzi napawały mnie nadzieją i mobilizowały jak nic innego. Ja nie miałem zerwanego rdzenia jak jedna z pacjentek Lei, od początku mogłem ruszać ramionami, ponad to byłem młody i silny, podczas gdy  tamta pani miała prawie sześćdziesiąt lat i była w gorszym stanie. Nie było nic bardziej mobilizującego od faktu, że ona dała radę. Ja też mogłem. - … Jeśli chcesz zadzwonię po Billa, aby cię asekurował, jeśli dzięki temu będziesz czuł się pewniej… - pogłaskała mnie po ramieniu czekając długie minuty podczas których mocno oddychałem i gapiłem się w punkt na ścianie, zbierając się w sobie.

- Nie, nie trzeba. Spróbujemy sami…

- Spokojnie. Mamy mnóstwo czasu, nigdzie nie musimy się spieszyć…- dodała łagodnym, uspokajającym tonem, więc spojrzałem na nią z miłością.

- Dziękuję – przytuliłem ją, pocałowałem, a później uśmiechnąłem się szeroko. – A teraz kochanie, zrobimy to razem.

Milion powodów (ERIS)Where stories live. Discover now