28. Coma

1.6K 135 22
                                    

Nie wiem, ile byłem nieprzytomny. Prawdopodobnie niedługo. Czułem, jak ktoś wyciąga mnie z samochodu. Słyszałem głosy, których nie rozpoznawałem. Odczuwałem okropny ból w lewej ręce i czułem , jak ciepła, lepka ciecz spływa po mojej skroni. Miałem wrażenie, że głowa pęka mi z bólu. Powoli otworzyłem oczy, zmrużyłem je, ponieważ jasne światło potęgowało ból głowy i rozejrzałem się. Ujrzałem kilka nieznanych twarzy i wnętrze samochodu, który zdecydowanie był karetką.

- Słyszy mnie pan? - zapytał spokojnym głosem jeden z mężczyzn obok mnie. Był w średni wieku, pewnie koło czterdziestki, miał ciemne włosy, bujną brodę i okulary na nosie. Ubrany był w charakterystyczny strój ratowników medycznych, co świadczyło o tym, że musi być jednym z nich. - Jeżeli tak, to niech pan poda mi swoje imię i nazwisko.
- Luke Hemmings. - odpowiedziałem natychmiast. Dlaczego ten facet pytał mnie o imię i nazwisko? Przecież chyba każdy wie, kim jestem. Próbowałem wstać, ale mężczyzna powstrzymał mnie poprzez lekkie przytrzymanie mnie ręką. Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Niech pan leży. Musimy unieruchomić panu rękę i opatrzyć głowę. - powiedział i poczułem, jak ktoś wyciera krew z mojej skroni i oczyszcza ranę, co szczypało jak cholera.
- Gdzie Kylie? - zapytałem i spojrzałem na faceta, który do mnie mówił - Dziewczyna, która była ze mną w samochodzie. Nic jej nie jest? Wszystko z nią w porządku? Gdzie ona jest? Może tu przyjść? - zadawałem te pytania automatycznie i rozglądałem się, przenosząc wzrok z jednej osoby obecnej w karetce, na drugą, ale nie słyszałem odpowiedzi, co okropnie mnie zdenerwowało. - Niech ktoś mi, do cholery, odpowie! - krzyknąłem. W karetce były 4 osoby i nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Wszyscy byli zajęci swoimi zadaniami. Dlaczego nikt mi nie odpowiadał?

Zawieziono mnie do pobliskiego szpitala, gdzie opatrzono mi krwawiące czoło, a złamaną lewą rękę wsadzono w gips. Lekarz kazał mi leżeć i nie pozwolili mi nigdzie chodzić, ale przecież czułem się dobrze. Trochę bolała mnie ręka i głowa, ale to przecież nic takiego, jakoś przeżyję. Tak bardzo chciałem iść i poszukać Kylie. Pewnie siedziała w korytarzu i martwiła się o mnie. Musiałem ją znaleźć i powiedzieć jej, że wszystko ze mną w porządku, że bardzo ją przepraszam za ten wypadek i że jednak jestem beznadziejnym kierowcą. Gdy do sali, w której leżałem, weszła pielęgniarka od razu ją zagadałem.
- Nie widziała pani gdzieś tutaj takiej niskiej, ślicznej brunetki? Ma na imię Kylie i mogła o mnie pytać. - odezwałem się, patrząc na kobietę. Wyraz jej twarzy zmienił się pod wpływem moich słów. Zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie zmieszana.
- To pan nic nie wie? - zapytała zdziwiona, podając mi leki przeciwbólowe, a ja pokręciłem głową zdezorientowany i posłusznie wziąłem jakieś tabletki, które od razu popiłem wodą. - Pan przyjechał tu po tym wypadku samochodowym, tak? I pyta pan o tą dziewczynę, która jechała z panem? - upewniła się, a ja przytaknąłem skinieniem głowy.
Kobieta zawahała się, po czym wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić.
- Przywieźli ją tutaj helikopterem jakieś pół godziny temu w bardzo ciężkim stanie. Podczas wypadku nie miała zapiętych pasów i wypadła z samochodu przez przednią szybę. Ma połamane żebra i kręgosłup, fragmenty kości uszkadzają narządy wewnętrzne. Doszło do urazu głowy. Od razu zaczęli ją operować. Nie wiadomo, czy uda im się ją uratować. Obrażenia są bardzo poważne, a stan dziewczyny ciężki.
Nie jestem wstanie opisać tego, co działo się w mojej głowie, po tym, gdy dowiedziałem się, co stało się z Kylie. Pielęgniarka coś jeszcze do mnie mówiła, ale już jej nie słuchałem. Nie obchodziło mnie nic więcej. Chciałem być blisko mojej dziewczyny. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem na blok operacyjny. Tylko w jednej z sal trwała operacja i byłem pewien, że to tam znajduje się Kylie. Nie myślałem o niczym, poza dostaniem się do środka, ale niestety jedna z pielęgniarek powiedziała, że jeżeli przejdę przez te drzwi, to zawoła ochronę i mnie wyrzucą. Nie chciałem tego, więc zrezygnowany usiadłem na jednym z krzesełek przy wejściu na salę operacyjną i czekałem.
Mijały minuty, sekundy, godziny... Ludzie przychodzili i mówili coś do mnie, ale nie zwracałem na nich uwagi. Słyszałem głos moich rodziców, rodziców Kylie, naszych znajomych... Wszyscy tu byli, ale nawet nie podniosłem głowy, żeby na nich spojrzeć. Nie zamieniłem słowa z nikim, nawet nie słuchałem tego, co mówili. Wpatrywałem się w moje dłonie i pierwszy raz od kilku lat modliłem się. Nie robiłem tego dla siebie, tylko dla niej. To ja powinienem tam leżeć. To moje życie powinno być zagrożone. To moja wina. Zrobiłbym wszystko, żeby Kylie mogła dalej leżeć w łóżku w piżamie, oglądać serial i czekać, aż wrócę ze sklepu i zrobię jej naleśniki. Nie wybaczę sobie, jeśli umrze przeze mnie. Boże, błagam, pomóż jej. Zrób to dla niej i trochę też dla mnie, bo nie potrafię żyć bez niej. Ona jest wszystkim, co dobre, piękne i idealne. Nie zabieraj tego aniołka do siebie, błagam. Pozwól mi mieć ją w swoim życiu. Pozwól jej żyć. O nic więcej nie proszę. Tylko tyle... a może aż tyle.
- Wiedziałem, że ją skrzywdzisz, ale myślałem, że rzucisz ją, ona popłacze kilka dni i da sobie spokój, a nie że będziesz próbował ją zabić!- dotarł do mnie głos ojca Kylie. Poczułem, jak jego dłonie zaciskają się na mojej bluzie i szarpie mnie. Chyba chciał mnie uderzyć, ale ktoś go powstrzymał.
- Peter, uspokój się. - wtrąciła się mama Kylie, starając się uspokoić swojego męża. - To nie jest wina Luke'a. Nie zrobił tego specjalnie. To był tylko wypadek. Wszyscy się o nią martwimy. Na pewno wszystko będzie dobrze.
Emma miała rację, ale jednocześnie była w błędzie. Wszyscy martwiliśmy się o Kylie i nie zrobiłem tego specjalnie, ale to, że życie dziewczyny było zagrożone, było tylko i wyłącznie moją winą. Taki ze mnie wspaniały kierowca. Kto w ogóle dał mi prawo jazdy? Dlaczego ktokolwiek kiedykolwiek zaufał mi na tyle, żeby wsiąść ze mną do samochodu? Dlaczego Kylie nie została dzisiaj w domu i dlaczego ja nie pojechałem do sklepu sam? Pewnie jedlibyśmy teraz te cholerne naleśniki i rozmawiali o jakiś mało istotnych rzeczach, jak to, kto wczoraj odpadł z X Factor.
- Dlaczego ten kretyn wyszedł z tego tylko ze złamaną ręką, a moje dziecko walczy o życie?! - krzyknął mężczyzna drżącym głosem, a ja całkowicie rozumiałem jego złość na mnie. Co więcej, zgadzałem się z nim.
Peter Scott zawsze sprawiał wrażenie chłodnego i obojętnego. Nigdy nie okazywał zbyt wielu emocji. Nie znałem drugiego takiego człowieka. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego mama Kylie wyszła za niego za mąż. Co ona w nim widziała? Nie był oschły, ale również nie był zbyt wylewny. Można było tylko zgadywać, co czuje. Jednak dzisiaj zobaczyłem zupełnie inne oblicze pana Scotta. Strach o jego córkę sprawiał, że jego zazwyczaj spokojny głos drżał. Wyglądał, jakby miał się rozpłakać, ale najwyraźniej jego męska duma mu na to nie pozwalała. Pewnie próbował w taki sposób dodać otuchy pani Scott i odgrywać rolę silnego mężczyzny pozbawionego emocji, ale jako ktoś, kto również często sprawiał takie pozory, wiedziałem, że jego świat się wali, a on panikuje. Całkowicie go rozumiałem, bo czułem się tak samo. Miałem wrażenie, że jestem sam na środku oceanu, tracę siły, nie mogę płynąć dalej i tonę. Miałem tylko dwie opcje: czekać na utonięcie lub zostać przez kogoś uratowanym. Jedyną osobą, która mogła mnie uratować, była Kylie.
Zarówno moi rodzice, jak i państwo Scott zaczęli dyskutować i powstrzymywać pana Scotta przed rzuceniem się na mnie, ale prawdę mówiąc, chciałem, żeby mi przywalił. Zasłużyłem na mocnego prawego sierpowego. Może poczułbym się trochę lepiej, gdybym, kolokwialnie mówiąc, dostał w ryj... chociaż w tej sytuacji nic nie sprawi, że poczuję się lepiej. Nic, oprócz śmiechu Kylie. Tak bardzo chciałem usłyszeć jej głos, wziąć ją za rękę, spojrzeć w jej piękne oczy. Potrzebowałem jej, jak powietrza.
Nagle wszystkie rozmowy ucichły, a drzwi sali operacyjnej otworzyły się. Natychmiast uniosłem wzrok. Jeden z sanitariuszy, ten sam, z którym rozmawiałem w karetce, pchał łóżko na kółkach, na którym leżała nieprzytomna Kylie. Jej skóra była porcelanowo blada, jak u lalki. Nie mogłem dostrzec tych uroczych rumieńców, które zawsze pokrywały jej policzki. Miałem wrażenie, że jakikolwiek dotyk mógłby sprawić, że dziewczyna potłucze się, jak serwis mojej mamy z chińskiej porcelany, który zniszczyłem, gdy miałem 13 lat. Pamiętam, jak mama na mnie krzyczała, bo to był jej ulubiony, bardzo drogi serwis. Odkupiłem jej te pieprzone szklanki, ale obawiam się, że nawet ja nie mam tyle pieniędzy, żeby odkupić życie Kylie, gdy skończy, jak ten serwis.
Za łóżkiem szedł doktor. Rodzice Kylie od razu do niego podeszli i zaczęli wypytywać o stan zdrowia ich córki, ale powiedział, że udzieli im informacji tylko w swoim gabinecie, więc poszli za nim. Ja podążyłem za łóżkiem. Szedłem w milczeniu tam, gdzie sanitariusz wiózł Kylie, aż w końcu dotarliśmy do niedużej, jasnej sali. Facet zaczął podpinać wiele rurek do różnych części ciała mojej dziewczyny. Rurki podłączone były do wielu urządzeń, które wydawały niezliczone dźwięki. Wiedziałem, że gdyby Kylie była przytomna, to wszystko strasznie by ją irytowało. Za każdym razem strasznie się denerwowała, gdy coś stukało, pikało lub szurało.
- Co pan robi? - zapytałem, nieświadom tego, że ściszyłem głos do szeptu, nie odrywając wzroku od jego czynności. - Po co to wszystko?
- Nie mogę udzielać takich informacji osobom nie spokrewnionym z pacjentką. - wzruszył beztrosko ramionami, a ja myślałem, że trafi mnie szlag. Pieprzone formalności. Mieszkam z tą dziewczyną, kocham ją nad życie, a nie mogę wiedzieć, co z jej zdrowiem, bo jeszcze nie jestem członkiem jej rodziny? Przecież to jest nieźle pojebane.
Chociaż uważałem, że te wszystkie szpitalne bzdury nie mają sensu, to postanowiłem nie kłócić się z sanitariuszem. On tylko wykonuje swoją pracę. Wszystkiego dowiedziałem się dopiero od mamy Kylie. Okazało się, że dziewczyna przeszła bardzo ciężką i skomplikowaną operację usuwania odłamków kości. Na szczęście wszystko odbyło się bez komplikacji, ale uraz mózgu jest bardzo poważny i Kylie nie odzyskała przytomności. Lekarz nie był w stanie powiedzieć, kiedy dziewczyna się obudzi i czy w ogóle to się stanie. Jeżeli odzyska przytomność, to niestety jest duża szansa, że uraz, jakiego doznała, będzie powodował różne zaburzenia.
Wierzyłem, że ją odzyskam. Przecież to moja Kylie. Nigdy by mnie nie zostawiła. Dobrze wie, że nie poradzę sobie sam. To znaczy, wszyscy to wiedzą, ale ona wie o tym najlepiej. Kylie, błagam, wróć do mnie. Obudź się. Wiem, że nie zasługuję na ciebie, ale daj mi jeszcze jedną szansę. Nie zostawiaj mnie. Błagam, Kylie, błagam...

______________________________________________
Cześć misie!
Rozdział nie jest zbyt wesoły, ale nie martwcie się... następny będzie jeszcze gorszy. Nie płaczecie, prawda? Bo ja tak troszkę. Pisząc to włączyłam sobie jedną z moich ulubionych piosenek Parachute - She Is Love (Acoustic) i tak jakoś mi się smutno zrobiło. Jeżeli wam też, to bardzo przepraszam.
Dziękuję za wszystkie gwiazdki pod poprzednim rozdziałem i komentarze,  bardzo doceniam osoby, które stale komentują. Kocham was wszystkich, ale komentujących tak ciut bardziej, bo poświęcają kilka minut swojego cennego czasu na zostawienie komentarza.
Nowy rozdział powinien pojawić się koło weekendu, ale jeszcze dam znać.
Jeśli możecie, skomentujcie, proszę. Z góry dziękuję x
Kocham was

Hearts Upon Our Sleeve | L. HemmingsTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon