45. At The End

262 17 9
                                    

- Luke. Kochanie. – słyszałem cichy, spokojny głos Kylie, prowadzący mnie przez... no przez cokolwiek, w czym się znajdowałem. Dziwne zawieszenie pomiędzy jawą i snem, chyba tak bym to nazwał. Chyba coś mamrotałem, a ona szybko odpowiedziała na to krótkim, ale stanowczym: „Luke Robert Hemmings, obudź się w tej chwili!". Po wypowiedzeniu tego zdania poczułem chluśnięcie wodą w twarz. Oczywiście od razu otworzyłem oczy i poderwałem się do pozycji siedzącej, rozglądając się z przerażeniem, bo nie wiedziałem, co się dzieje. Już umarłem? Chyba tak. Wyglądało na to, że jestem w niebie, bo obok łóżka stał mój ciemnowłosy anioł i wpatrywał się we mnie zdezorientowanymi oczyma.

- Nie wiem, co ci się śniło, ale mamrotałeś jakieś dziwne rzeczy i płakałeś przez sen... musiałam cię obudzić, żebyś się nie męczył. – wyjaśniła spokojnie Kylie, siadając na brzegu łóżka i dotykając delikatnie mojego policzka. Przez długą chwilę wpatrywałem się w nią, jakbym zobaczył ducha... bo byłem przekonany, że dziewczyna tym właśnie jest. Nie bardzo dotarło do mnie to, co powiedziała. Cały drżałem z nadmiaru emocji, a mój mózg po prostu nie funkcjonował prawidłowo.

- Zaraz, chwila... jak to śniło mi się? – zapytałem szeptem, a gdy tylko jej dłoń dotknęła mojej twarzy, wziąłem ją za rękę, by upewnić się, że jest prawdziwa; że moja Kylie siedzi właśnie tutaj przede mną cała, zdrowa, a przede wszystkim żywa. Głowa pękała mi z bólu, ale to nie było w tej chwili najważniejsze. – Ty... ty naprawdę żyjesz?

- No... na to wygląda. – odpowiedziała trochę zaskoczona, a trochę zaskoczona moim pytaniem. Otworzyła usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale nie pozwoliłem jej na to, od razu zgarniając dziewczynę w ramiona i ściskając ją z całej siły. Po prostu rozpłakałem się ze szczęścia i z ulgi, bo właśnie docierała do mnie prawdziwa wersja wydarzeń. – Nie płacz, głuptasie. – dodała, śmiejąc się cicho, głaszcząc moje plecy, a ja nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa.

Faktycznie, byliśmy na imprezie urodzinowej Michaela. Kylie wróciła wcześniej do mieszkania, ponieważ nie czuła się najlepiej, a ja zostałem, dobrze bawiąc się z przyjaciółmi, bo moja dziewczyna namawiała mnie do tego i stwierdziła, że poradzi sobie sama i nie mam potrzeby, bym również wracał. Faktem jest również to, że na imprezie był alkohol, ale nie zgadzała się jedna rzecz. Mianowicie, nie było żadnej latynoski. Nie poszedłem z nikim do łóżka, nie zdradziłem Kylie, nie rozstaliśmy się, a ona nie odebrała sobie życia. Wypiłem zbyt dużo i wymiotowałem, więc Ashton i jakiś facet, którego znałem z widzenia, odprowadzili mnie do mieszkania, gdzie moja ukochana już spała. Grzecznie rozebrałem się i położyłem się koło niej, a to wszystko było po prostu głupim snem pijaka. Dzięki Bogu!

- Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że nic ci nie jest. – wyszeptałem do Kylie, gdy w końcu wziąłem się w garść i zdecydowałem się wyjaśnić jej, co mi się przyśniło. Dziewczyna wysłuchała mnie uważnie i naprawdę się przejęła tym, że gdyby jej się coś stało, odebrałbym sobie życie. W końcu jednak zakończyliśmy ten temat, a ja uspokoiłem się. Wtedy nastąpiło coś, czego w ogóle się nie spodziewałem.

- Luke, bo ja... nie do końca wiem, jak ci to powiedzieć. – zaczęła Kylie cicho, bawiąc się nerwowo swoimi palcami. Położyłem dłoń na jej nodze i popatrzyłem na nią zatroskany.

- Hej. O co chodzi? Coś się stało?

Przez chwilę milczała, co naprawdę wywoływało u mnie wiele stresu. Chyba jednak jeszcze nie doszedłem całkowicie do siebie po tym, co mi się śniło. Bałem się, że Kylie zaraz powie, że chce się ze mną rozstać, czy coś w tym stylu, ale przecież nic nie zrobiłem, nie było do tego powodu.

Hearts Upon Our Sleeve | L. HemmingsWhere stories live. Discover now