Rozdział 4

545 36 4
                                    

Nie wiem jak daleko byłam od obozu, ale ze szczęścia nic narazie mnie nie obchodziło. Wchodziłam w głąb lasu tak, aby znaleść drogę powrotną. W którymś momencie poczułam lekki wiatr na moim karku nie miałam pojęcia o co chodzi, ponieważ nic nie wiało ani nie słychać było szumu. Chciałam się odwrócić, ale poczułam odgłos ciężkiego oddychania więc, nie miałam wyboru i odwróciłam się i zobaczyłam to co najbardziej chciałam czyli wielkiego zielonego stwora o czerwonych oczach i fioletowych spodenkach. Szybko odskoczyłam, aby się przyjrzeć z daleka. Widać na pierwszy rzut oka, że coś jest nie tak.

-Bruce? To naprawdę ty? -zapytałam z myślą ze się zmieni w człowieka.

Lecz on tylko przetarł twarz i ryknął. Szybko zaczęłam uciekać, a on za mną szykując się do biegu wyskoczył i prześcignął mnie i złapał. Ścisnął tak mocno, że chyba zemdlałam, ponieważ nic nie pamietam. Obudziłam się  w jakiejś jaskini okryta skórą. Gdy tylko się ocknęłam pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam był on, ale w tej złe postaci i nadal miał czerwone oczy, ale był łagodniejszy. Wstałam próbując sobie przypomnieć ,,kołysankę''. Bruce odskoczył, ale nie denerwował się.

-Cześć mały -powiedziałam zdejmując rękawiczkę i patrząc mu w oczy -słonko już zaszło czas na kołysankę -po tych słowach wyciągnęłam do niego rękę tak jak bym chciała grzybica mu piątkę.  Spokojnie przybliżył się i przysunął wielki zieloną rękę. Szybko zabrałam i położyłam tak, aby i on położył zewnętrzną częścią na mojej. Znów zabrałam i tym razem zaczęłam zjeżdżać od przedramienia w dół aż do nadgarstka. Kiedy tylko to zrobiłam jego oczy zrobiły się znów zielone, a on wybiegł przed jaskinie. Wybiegłam za nim, ale nie mogłam go znaleść.

***

Jakiś czas pózniej usłyszałam dziwne szelesty wyszłam przed jaskinie i zobaczyłam znajomą mi osobę. Gdy tylko go zobaczyłam szybko pobiegłam i przytuliłam go na powitanie. Odwzajemnił to także uściskiem lekko się odchyliłam i  patrzyłam głęboko w jego zielone oczy, które wróciły do normalności. Nadal nie mogłam uwierzyć, że go widzę w myślach powtarzałam sobie, aby ta chwila trwała wiecznie.

- Bruce jak dobrze cie widzieć. - powiedziałam szybko nie odrywając się od niego.

- Ciebie też miło widzieć Nat - także nie odrywał się a nawet mocniej przytulił.

- Ale dlaczego przez tyle czasu nie dałeś znaku życia? -lekko go odepchnęłam.

- Nie umiem ci tego dokładnie wytłumaczyć to skomplikowane - odparł szybko i się odwrócił.

- No dobra, ale czy ty w ogóle myślałeś o powrocie? - zapytałam podnosząc brew.

- Nie, ale po za tym to wspomniałaś o ucieczce i zostawieniu wszystkiego, alby odpocząć.- powiedział cytując moją wypowiedź.

- Tak, ale ja mówiłam o ucieczce razem - wymamrotałam ostatnie słowo.  

Bruce popatrzył na mnie ze smutkiem, ale po chwili zaczął się uśmiechać. Podszedł i powiedział :

- Wiesz co... - zaczął mówić podnosząc mi brodę na jego wysokość - wypiękniałaś od ostatniego spotkania.

Nic nie odpowiedziałam i patrzyłam mu prosto w oczy. Lekko się przysunął i poczułam, że to spotkanie kiedyś już nastąpiła w domu Clinta podczas wojny z Ultronem. Ale było na odwrót niż teraz. Kiedy bardziej się zbliżaliśmy do siebie chciałam temu zapobiec, ale to było silniejsze ode mnie i od niego wiedziałam, że to co się stanie napewno oboje nie będziemy żałować...

Przyjaźń wcale nie jest niebezpieczna, nie dla Natashy Romanoff.Where stories live. Discover now