Rozdział 39

185 12 0
                                    

Po słowach Tony'ego skierowanych do mnie lekko mnie zamurowało.

-Jeszcze raz bo chyba cię nie rozumiem... Powiedziałeś, że chłopak nie żyje? -skierowałam wzrok na niego i właśnie w tym momencie Maxi znowu zaczął oddychać. Jego skóra tak jakby obrosła w łuski koloru zielonego.

-Co sie z nim dzieje? -zapytałam i zwróciłam się w stronę Bruce'a i Tony'ego

-Prawdopodobnie jego przemiana chodź nie wiem czy można to tak nazwać wstrzymała akcje jego serca na krótką chwile aby się zregenerować - powiedział Bruce

Spojrzałam powtórnie na chłopca, który mimo iż miał zamknięte oczy to spokojnie oddychał. Położyłam rękę na jego czole i westchnęłam.

-Peter zajmij się nim - chłopak spojrzał na mnie i kiwnął głową

-Pomoże mi ktoś wstać? -zapytałam lekko się podpierając. Podszedł do mnie Bruce z Tonym razem wzięli mnie za ręce, które położyli na swoich barkach. Podeszliśmy do jakiegoś najbliższego drzewa. Spokojnie usiadłam Tony odszedł, a Bruce się przysiadł. Krotką chwile siedzieliśmy w ciszy, ale po chwili Btruce zaczął mówić.

-Mogę ci zadać pytanie?

-Tak...

-Dlaczego się tak przejmujesz tym chłopcem nigdy wcześniej się tak nie przejmowałaś nikim?

-On przypomina mi mnie jako dziecko chodź ja miałam gorsze dzieciństwo... -powiedziałam po krótkim namyśle.

-Raczej nie spodziewałem się po tobie takiej reakcji

-Nie jestem raczej takim typem dziewczyny...

-Wiem -spojrzałam na niego lekko się uśmiechając -"drugiej takiej nie ma na całym świecie" -powiedział i mnie szturchnął

Po tych słowach nie miałam pomysłów na rozmowę ciagle się tylko uśmiechałam. Na zewnątrz byłam jakby „szczęśliwa" ale w głowie miałam przed oczami Yelene, która rzuca nożem w moją stronę. Po tym co zrobiła raczej nie odpuszczę jej tego.

***

Przez dłuższa chwile siedzielismy w ciszy nawet sie nie zorientowałam kiedy Bruce wstał i podszedł do Tony'ego. Po chwili spojrzałam na swoją zabandarzowaną nogę. Zdjęłam opatrunek i rozerwałam nogawkę od kombinezonu. Zobaczyłam duże rozcięcie, z którego ciagle stopniowo lała się krew. Dotknęłam jej na zewnątrz i otworu. Zobaczyłam krew na palcach. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale tak mi podpowiadała głowa. Z powrotem zawinęłam ranę i juz o własnych siłach wstałam. Stanęłam na nogach jakby nigdy nic chodź jednak nadal czułam ból juz nie taki jak przedtem, ale jednak jakiś. Dało sie wytrzymać, wiec zaczęłam powoli iść. Chciałam rozruszać te nogę bo jak potem bede walczyć? Nikomu nie odpuszczam nawet w tym przypadku. Kiedy po kilku minutach juz swobodnie chodziłam nie kulejąc podeszłam do Petera siedzącego przy Maxim.

-Chyba nie powinnaś jeszcze chodzić -stwierdził chłopak

-Nie o mnie sie trzeba martwić-spojrzałam na Maxiego, ktory po krótkiej chwili kiedy sie na niego patrzyłam zaczął się lekko ruszać szybko otworzył oczy i podskoczył w górę przyczepiając się rekami i nogami gałęzi nad nami. Kiedy każdy usłyszał chałas zwrócił sie w naszym kierunku. Chłopak patrzył sie na wszystkich z góry jakby widział nas pierwszym raz, ale po chwili sie ogarną i zszedł w drzewa.

-Ja... Przepraszam nie wiem co sie stało -powiedział cicho

-Jak sie czujesz? -zapytał podchodząc do niego Tony

-Dziwnie jakoś... Trochę nieswojo... -powiedział i w tym momencie coś zaczęło szeleścić za drzewami. Maxi wtedy sie otrzepał przyjął pozycje do walki i znów obrósł w łuski. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem i ręką ostrożnie z uwagą dotknęłam jego skóry, a w zasadzie to łusek. Chłopak szybko sie wzdrygnął i popatrzył na mnie.

-Wszystko w porządku? -zapytał Bruce

Chłopak nic nie odpowiedział. Zamknął oczy i jego skóra wróciła do normalności.

-Ta umiejętność może sie nam przydać. Nie dość, że sie kamufluje to ma pancerz i regeneracje ciała. Niesamowite! -stwierdził Bruce.

-Trzeba to opanować -powiedział Peter i wziął Maxiego trochę dalej i zaczął go z tym oswajać. Było cieżko bo mały był roztrzęsiony i nic nie rozumiał.

***

-Nat jak noga? -zapytała Wanda podchodząc po jakichś kilku minutach do mnie

-Dobrze... Wszystko jest juz dobrze. A twoje samopoczucie jak?

-Dobre... Moge z tobą porozmawiać jak dziewczyna z dziewczyną.

-Wiesz raczej nie nadaję sie do takich rozmów nie umiem dawać przykładu.

-To ty tak sądzisz. Ja raczej nie.

-Dziekuje za komplement i miłe słowo, ale nic takiego nie zrobiłam wielkiego.

-Może dla ciebie to nic wielkiego, ale dla mnie tak

-Do czego zmierzasz?

-Do twojej niesubordynacji w związku z Brucem...

-Aaa... To o to chodzi -przerwałam mrucząc

-Sama chciałaś sie podjąć temu wszystkiemu i chciałaś to zrobić dla niego... Chyba tylko ty jesteś na tyle odważna by zrobić coś takiego chociaż to dla ciebie to nic takiego robiłaś już tyle niebezpiecznych misji, że to raczej nic w porównaniu z innymi.

-I tu sie mylisz... Może i już wiele misji mam za sobą. Na każdej sie bałam, ale sie nie podawałam. Byłam odważna, ale to nie są wyczyny. Największym wyczynem jest zdobycie sie na odwagę, żeby pójść za meżczyzną na koniec świata, albo i dalej byle by być blisko niego...- spojrzałam na Bruce'a rozmawiającego z Tonym i uśmiechałam sie pod nosem.

__________________________

Misieeee❤️❤️
Wróciłam 😃 przeżyłam zepsuty tel i rożne inne pierdoły i jestem rozdział jest wiec sie cieszę mam nadzieje, ze sie spodoba xDD tak jak mowilam nie mam dokładnych dat powstawania wiec kiedy bedą to będą 😂❤️ także to tyle DoZoBa w następnym kocham ❤️❤️ i Narka Misiee 😘😘

Przyjaźń wcale nie jest niebezpieczna, nie dla Natashy Romanoff.Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora