Rozdział 12

313 16 2
                                    

Oczy Bruca zawsze były pociągające, ale kiedy spojrzałam na niego kiedy złapał mnie za rękę zanim poszłam poczułam się pewniej niż zwykle. Poczułam że mam dla kogo i za kogo walczyć w życiu. Chłopcy najpierw zaciągnęli nieprzytomnych strażników w głąb lasu, dali mi szybkie znaki, że mogę iść. Zwanym ruchem weszłam do namiotu, w którym znajdował się chłopiec. Był przywiązany do ściany, do około niego było pełno krwi. Mały najwyraźniej zemdlał on też był w krwi, ale nie było widać, żeby go uderzyli albo cokolwiek  innego zrobili. Odwiązałam go i wzięła na ręce. Wychyliłem się lekko i dałam znak Clintowi. On kiwną głowa i strzelił jedna ze strzał w pierwszy lepszy samochód stojący w pobliżu. Po kilku sekundach rozległ się huk, jacyś żołnierze wyszli grupami z namiotów i zaczęli celować wszędzie. Tony z Kapitanem wyszły z kryjówki i obezwładnili dwóch żołnierzy. Z największego namiotu wyszedł ten sam koleś, który wyszedł od chłopca rozmawiając przez telefon.

-Sprawdźcie czy chłopak tak jest! -powiedział szybko i wskazał palcami na dwóch pierwszych lepszych mężczyzn przed nim.

Schowałam się szybko i zaczailiśmy na nich. Odłożyłam małego w kąt i zaczęłam czekać. Mężczyźni zaczęli celować na krzesło weszli bardziej do środka. Stanęłam za nimi.

-Ekchem! -zwróciłam na siebie ich uwagę   Uśmiechnęłam się i zapytałam. -Co tam? - popatrzyli się na mnie a ja szybko wychodziłam jednego z nich, drugi chciał uderzyć mnie ciosem prostym. Złapałam jego rękę wykręciłam i zastosowałam "uścisk wdowy". Obydwoje leżeli bez ruchu odwróciłam się do małego, ale jego tam nie było podeszłam do miejsca gdzie go zostawiłam. Wyciągnęłam rękę przed siebie i poczułam jakbym coś dotknęła lecz niczego tam nie było. Poczułam krótkie włosy w jednej chwili zorientowałam się, że Bruce mówił o skutkach ubocznych wybuchu u niego w domu kiedy Maxi był obok niego. Za chwile usłyszałam faceta poza namiotem.

-Co się tam dzieje? - powiedział i usłyszałam jego kroki.

Bruce w tym momencie chciał wybuchnąć.

-Bruce! Nie czekaj na rozkaz!- powiedział do słuchawki Steve. Niestety było już za późno. Zza drzew wyskoczył rozwścieczony Hulk. Złapałam już widzialnego chłopca nie wiedząc jak to się dzieje i wybiegłam z namiotu. Dzięki Brucowi mogłam nie zauważalnie przemknąć się za strażnikami.

-Chłopcy brać go!-powiedział koleś w garniturze. Każdy strzelał do Bruca ze standardowej broni, ale jeden z nich poszedł do jednego z namiotów i wyszedł z jakimś dziwnym metalowym pistoletem. Wystrzelił jeden pocisk i Bruce leżał na ziemi. Nie wiedziałam jak to możliwe przecież skóra Hulka jest tak gruba ze nie da się jej przebić. Kiedy usłyszałam huk podałam Maxi-ego Stevowi i pobiegłam do Bruca. Niestety nikt mnie nie chce nigdzie pościć bo za chwile runęłam na ziemie przez Clinta, który rzucił się na mnie żeby mnie zatrzymać. Z daleka patrzyłam jak zabierają Bruca jakimiś samochodami niewiadoma gdzie. Mysimi go odnaleźć jak najszybciej. Jego moc nie może wpaść w niepowołane ręce w szczególności takiemu pajacowi w garniaku jak tamten koleś. Przez myśl mi przeszło kto może za tym wszystkim stać. Sprawa jest jasna Bruce ma wielkie kłopoty.

Przyjaźń wcale nie jest niebezpieczna, nie dla Natashy Romanoff.Where stories live. Discover now