Oczy Bruca zawsze były pociągające, ale kiedy spojrzałam na niego kiedy złapał mnie za rękę zanim poszłam poczułam się pewniej niż zwykle. Poczułam że mam dla kogo i za kogo walczyć w życiu. Chłopcy najpierw zaciągnęli nieprzytomnych strażników w głąb lasu, dali mi szybkie znaki, że mogę iść. Zwanym ruchem weszłam do namiotu, w którym znajdował się chłopiec. Był przywiązany do ściany, do około niego było pełno krwi. Mały najwyraźniej zemdlał on też był w krwi, ale nie było widać, żeby go uderzyli albo cokolwiek innego zrobili. Odwiązałam go i wzięła na ręce. Wychyliłem się lekko i dałam znak Clintowi. On kiwną głowa i strzelił jedna ze strzał w pierwszy lepszy samochód stojący w pobliżu. Po kilku sekundach rozległ się huk, jacyś żołnierze wyszli grupami z namiotów i zaczęli celować wszędzie. Tony z Kapitanem wyszły z kryjówki i obezwładnili dwóch żołnierzy. Z największego namiotu wyszedł ten sam koleś, który wyszedł od chłopca rozmawiając przez telefon.
-Sprawdźcie czy chłopak tak jest! -powiedział szybko i wskazał palcami na dwóch pierwszych lepszych mężczyzn przed nim.
Schowałam się szybko i zaczailiśmy na nich. Odłożyłam małego w kąt i zaczęłam czekać. Mężczyźni zaczęli celować na krzesło weszli bardziej do środka. Stanęłam za nimi.
-Ekchem! -zwróciłam na siebie ich uwagę Uśmiechnęłam się i zapytałam. -Co tam? - popatrzyli się na mnie a ja szybko wychodziłam jednego z nich, drugi chciał uderzyć mnie ciosem prostym. Złapałam jego rękę wykręciłam i zastosowałam "uścisk wdowy". Obydwoje leżeli bez ruchu odwróciłam się do małego, ale jego tam nie było podeszłam do miejsca gdzie go zostawiłam. Wyciągnęłam rękę przed siebie i poczułam jakbym coś dotknęła lecz niczego tam nie było. Poczułam krótkie włosy w jednej chwili zorientowałam się, że Bruce mówił o skutkach ubocznych wybuchu u niego w domu kiedy Maxi był obok niego. Za chwile usłyszałam faceta poza namiotem.
-Co się tam dzieje? - powiedział i usłyszałam jego kroki.
Bruce w tym momencie chciał wybuchnąć.
-Bruce! Nie czekaj na rozkaz!- powiedział do słuchawki Steve. Niestety było już za późno. Zza drzew wyskoczył rozwścieczony Hulk. Złapałam już widzialnego chłopca nie wiedząc jak to się dzieje i wybiegłam z namiotu. Dzięki Brucowi mogłam nie zauważalnie przemknąć się za strażnikami.
-Chłopcy brać go!-powiedział koleś w garniturze. Każdy strzelał do Bruca ze standardowej broni, ale jeden z nich poszedł do jednego z namiotów i wyszedł z jakimś dziwnym metalowym pistoletem. Wystrzelił jeden pocisk i Bruce leżał na ziemi. Nie wiedziałam jak to możliwe przecież skóra Hulka jest tak gruba ze nie da się jej przebić. Kiedy usłyszałam huk podałam Maxi-ego Stevowi i pobiegłam do Bruca. Niestety nikt mnie nie chce nigdzie pościć bo za chwile runęłam na ziemie przez Clinta, który rzucił się na mnie żeby mnie zatrzymać. Z daleka patrzyłam jak zabierają Bruca jakimiś samochodami niewiadoma gdzie. Mysimi go odnaleźć jak najszybciej. Jego moc nie może wpaść w niepowołane ręce w szczególności takiemu pajacowi w garniaku jak tamten koleś. Przez myśl mi przeszło kto może za tym wszystkim stać. Sprawa jest jasna Bruce ma wielkie kłopoty.
![](https://img.wattpad.com/cover/78745507-288-k250234.jpg)
YOU ARE READING
Przyjaźń wcale nie jest niebezpieczna, nie dla Natashy Romanoff.
Random"Zniknięcie Bannera bardzo zaintrygowało Natashe, więc wzięła sie do roboty, aby go odnaleźć i sprowadzić do domu..."