Rozdział 41

162 15 4
                                    

-Jesteś bardzo pewna siebie i nawet mi sie to podoba, ale nie myślisz co robisz to w końcu doprowadzi cie klęski.

-Może i tak, ale tylko ja decyduje o swoim życiu i decyzjach -powiedziałam i rzuciłam nóż w stronę Lokiego, który go złapał i tylko sie zaśmiał zamykając oczy.

-Czy ty tak na serio? -kiedy otworzył oczy moja pieść uderzyła go w twarz.

-Tak... Bardzo serio... -rozejrzałam się i zkułam go w kajdany. Leżał z zamkniętymi oczami, wiec poraziłam go prądem.

-Na Odyna! -krzyknął, a ja szybko zakryłam mu usta ręką.

-Wstawaj! Zamknij się i zaprowadź mnie gdzie sie znajduje cała reszta -powiedziałam stanowczo, tym samym nożem, który przedtem trzymał w ręce Loki rozciełam tylnią ścianę namiotu i wyprowadziłam go na tyły. Lewą ręką trzymałam go za... nie wiem jak mozna to nazwać, ale to był jakiś jego strój, a w prawej ręce miałam przygotowany pistolet. Brunet szedł przed siebie z poważną miną.

-Wiesz co? Może i nawet ci pomogę. Nie jesteś aż taka zła jak myślałem choć wydajesz sie zimna tak jak ja. Nie myśl sobie, że cie do siebie porównuje o nie to było obrzydliwe. Przynajmniej dla mnie...

Kiedy tak mówił miałam ochotę go bardziej zabić. „Dlaczego nie mam przy sobie kajdan n twarz żeby się zamknął?!". Ta myśl krążyła mi po głowie cały czas kiedy otwierał swoją paszcze.

-Jeszce nie rozgryzłem dlaczego nie ulegasz mojemu urokowi tylko tej „zielonej małpie" -kiedy padły ostatnie słowa zatrzymałam się.

-Słuchaj albo sie zamkniesz albo nigdy więcej juz nic nie powiesz to po 1, a po 2 nawet niech ci sie nie śni o tym, ze mogłabym cie polubić. -mówiłam spokojnie, ale w każdej chwili mogłam mu coś zrobić.

Już sie ani razu nie odezwał. Co jakiś czas zerkał ma mnie i uśmiechał sie pod nosem. Jego oczy dziwnie się błyszczały jakby miał jakieś dziwne moce, których nie potrafię pojąć. Doprowadził mnie do zwykłego namiotu. Przyłorzyłam głowę do ściany i usłyszałam... Ciszę. Rozciełam materiał i próbowałam cos tam zobaczyć.

-I co widzisz coś? -zapytał po chwili Loki opierając się na namiocie.

Spojrzałam na niego i tylko przewróciłam oczami. Złapałam za pistolet i weszłam do środka. Zaczęłam celować i zobaczyłam każdego z osobna związanego, siedzącego na krześle. Wszyscy byli nieprzytomni. Nie wiedziałam komu najpierw pomóc. Podeszłam do Bruce'a i zaczęłam go rozwiązywać. Po chwili za mną wszedł Loki z rekami przed sobą.

-Radzę sie pospieszyć. Zaraz ktoś tu może przyjść -powiedział wskazując na wejście przez, ktore widać było ciebie idących tu osób

Popatrzyłam na niego ostatni raz, złapałam za policzek, pocałowałam i wybiegłam wyszłam łapiąc Lokiego za ubranie. Można powiedzieć, że go przywlokłam za sobą nie daleko od tego miejsca. Idczekałam chwili i zwróciłam sie do osoby, którą szczerze nie lubie.

-Słuchaj... Nie przejdzie mi to przezgardło, ale wyjątkowo musimy współpracować

Jego głupi uśmieszek zniknął z twarzy i pojawiła się niespotykana obojętność. Po chwili otworzył usta i miał cos powiedzieć, ale nie wiedział co wiec stał tak myśląc nad odpowiedzią.

-Kto niby powiedział, że ci pomogę?

-Ty.

-Czyli jednak... No dobra musi byc ten pierwszy raz. I tak mam dosyć tego ważniaka z czerwonym łbem.

-Czyli jak narazie to sie zgadzamy... -odwróciłam się i spojrzałam w niebo - do czego to wszystko musiało doprowadzić?

Przyjaźń wcale nie jest niebezpieczna, nie dla Natashy Romanoff.Where stories live. Discover now