Rozdział 44

152 11 0
                                    

Wraz ze swoją można powiedzieć, że „grupą” ruszyliśmy zdecydowanym lecz ostrożnym krokiem w stronę tego urządzenia. Bruce ledwo świadomy ruszał nogami oparty o mnie.

- Romanoff to nie ma sensu... Jest za bardzo słaby i spowalnia nas! -po jakimś czasie błąkania się w poszukiwaniach powiedział Loki

- Tak wiem, ale przecież go nie zostawię...

- Ja z nim zostanę - powiedział Tony

- Ty akurat jesteś mi potrzebny - powiedziałam

- A co zrobisz z nim? - wskazał na Bruce'a

- No... to ja z nim zostanę - powiedziałam powoli pomagając usiąść Bruce'owi

- Czyli tak ja zajmę się wyłączaniem tego czegoś, on będzie sobie stal w miejscu i nawet mi nie pomoże. Ok najwyżej po prostu mnie zaatakują ja się nie zdarzenia obronić bo będę zajęty i wszyscy zginiemy. Dobra to pa! - powiedział odwracając się i odchodząc powoli Tony

- Dobra...

- Jesteśmy w kontakcie! - powiedział podchodząc do Bruce'a

- Ma gadanie musisz przyznać - wtrącił Loki kiedy obok niego przechodziłam

Kiwnęłam głową i ruszyłam z Loki'm szukając celu. Po krótkiej chwili zobaczyłam wielkie urządzenie z masą ledów.

- To tutaj - zatrzymałam go i powoli chodziłam do środka​, ale na drodze stanęła mi Yelena mówiąc:

- Naprawdę myślałaś, że będzie tak łatwo? - po tych słowach zaczęła się walka w ręcz.

Brunet stanął z założonymi rękami i wpatrywał się w naszą walkę, ale po chwili podszedł do tego „komputera” i zaczął go oglądać.

- Co ty tam robisz?! - krzyknelam  i nie przerywając walki

- To poza ziemska technologia  i tylko ja z naszej dwójki wiem co to. 

Obydwie zaczęłyśmy wymieniać się ciosami, każda broniła się i atakowała. W pewnym momencie Yelena znalazła się przy ścianie, więc wykorzystałam moment i bardziej ją do niej przybiłam wyciągając przy tym nóż i przykładając jej do gardła.

Dziewczyna zaczęła się uśmiechać.

- Aż tak ci wesoło? - zapytałam

- Bardzo a już nie mogę się doczekać aż zrozumiesz o co mi chodzi - po tych słowach zamachnęłam się i przyłożyłam jej z całej siły w twarz. Blondynka leżała na podłodze przez chwilę, ale za chwile próbowała się podnieść i zaczęła hihotać pod nosem. Schyliłam się do niej złapałam ją za twarz.

- Zmieniłaś się... Pamiętam cię jako spokojną „Lene” i moją przyjaciółkę.

- Tylko jest mały problem... Ona już dawno nie żyje, a tak naprawdę to od jakichś 14 lat z twojego powodu „Tasha”. W sumie nie tylko ona bo ktoś zaraz też zginie.

Miałam wrażenie, że wiem o kim ona mówi, ale pewności nie ma nikt do niczego.

- O kim ty mówisz?

- Twój Romeo jest twardszy niż myślałam wiesz? Nawet całkiem ladny...

- Co ty mu zrobiłaś?

- Powiedzmy, że skracam jego więzienie się z tą zieloną małpą

- Ty go zabijasz

- Brawo! 10 punktów dla naszej inteligentnej inaczej - zaczęła klaskać i krzyczeć

- Posłuchaj albo mi powiesz co mu zrobiłaś albo przestrzele ci oczy!

- Czyżby groźba?

- Laufeyson!

- Ale nie kontynuuj to jest naprawdę ciekawe...

- Chodź tu! - krzyknelam

- Dobrze szefowo

-Tony?! - zaczęłam krzyczeć do sluchawki, ale słyszałam tylko

-„Ta...a... Uce... Po...Le... ”- i szumy , ale po chwili wszystko już stało się wyraźne - „Natasha! ”

- Tony co tam się dzieje?

- „Wiem dlaczego jest słaby!”

- Kto?

-Bruce! Ma wszczepionego wirusa z tego urządzenia on go zabija od środka - po słowach Tony'ego spojrzałam na Yelene, która siedziała z uśmiechem patrząc się na moją reakcje. Wyciągnęłam pistolet i zaczęłam celować w Śródkę jej głowy.

- Zaczekaj... - powiedział zmarnowanie Loki, który pewnie czekał tylko, aż któraś odważy się  zastrzelić drugą - ona na mnie niestety przyda -  spóściłam broń i powiedziałam do słuchawki

- Tony? Można coś z tym zrobić?

-„ Freeday właśnie zrobiła skan... To część komputera wszczepiła się w nerwy i je unicestwia”

-Trzeba zniszczyć komputer - powiedziałam

-„ Dokładnie” - odpowiedział Tony

- Zajmę się tym, ale musisz mi dawać wskazówki

-„ Z tym nie będzie problemu”

- Wiem co to za mechanizm coś podobnego jak wymiar mutantów czy jakoś tak...

- To bierzemy się do roboty... A ty jeszcze ci to obiecuje - zwróciłam się do Yelena siedzącej przede mną - że jeszcze cię osobiście zastrzelę...

Przyjaźń wcale nie jest niebezpieczna, nie dla Natashy Romanoff.Where stories live. Discover now