Rozdział 10

4K 268 56
                                    

Zawiązałam sznurówkę w bucie, po czym wyprostowałam się. Znużona wyjęłam z plecaka telefon, sprawdzając powiadomienia.

–Gotowa? – usłyszałam pytanie ojca, na co tylko przytaknęłam.

Wstałam z ławki i pokierowałam się na linię startu.

–Po co mam biegać, jeżeli zarabiasz mi wystartować w jakichkolwiek zawodach? – zapytałam, podnosząc brew.

–Ty chcesz startować? – prychnął. –Z takimi czasami, nie masz nawet szans – odparł rozbawiony.

–Skąd masz tę pewność – mruknęłam, zaciskając dłonie w pięść. 

Nie usłyszałam od niego odpowiedzi, ustawiłam się, a usłyszawszy gwizdek, ruszyłam. Biegłam trochę wolniej niż zawsze, ponieważ cała noga mnie bolała.

– O kilka sekund gorzej – fuknął, gdy dobiegłam.

– I co z tego? – odparłam, ja nie widziałam w tym problemu.

– Jutro się tu widzimy, jeżeli będzie to samo, będziesz spała na dworze – podniósł głos, odwracając się. 

Zostawił mnie samą, a ja ze zdenerwowania podeszłam do ławki i kopnęłam butelkę, którą zostawiłam na ziemi.  Rozzłoszczona usiadłam z głową w dół, ciągnąć z nerwów za końcówki włosów. 

Nigdy nie rzuca słów na wiatr i tego się obawiam. Zrezygnowała skierowałam swój wzrok na nogi i ujrzałam czerwoną plamę na opatrunku. Na samą myśl, że mam jeszcze raz patrzeć na ranę, robiło mi się nie dobrze. Chwyciłam za swoje rzeczy, po czym pokierowałam się na przystanek autobusowy.

Sprawdziłam rozkład i mój autobus miał przyjechać za 20 minut. Zajęłam miejsce na pobliskim murku, a następnie zaczęłam obserwować jeżdżące auta.

– Powinnaś zmienić ten opatrunek – usłyszałam czyjś głos za sobą, ale już dobrze wiedziałam do kogo należał. 

– Dlatego jadę do domu – odparłam niechętnie. 

– Chodź – rzekł, stając przede mną.

– Gdzie? – zapytałam zdziwiona.

– Za rogiem jest mój dom, więc mogę ci zmienić bandaż – stwierdził, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy.

– Nigdzie nie idę – rzekłam poważnie – Co z Tobą nie tak? Najpierw nagle urywasz ze mną kontakt, a teraz dziwnym przypadkiem trafiamy na siebie i ze mną rozmawiasz 

Całe jego zachowanie mąciło mi w głowie, przez co nie wiedziałam co o tym wszystkim sądzić. Westchnęłam zrezygnowana i spojrzałam na jego twarz.

 – No chodź – pociągnął mnie za rękę, ale od razu wyrwałam ją. 

– Ostatni raz mi pomagasz – odparłam.

Przez bolące kolano, nie mogłam iść na równi z nim, więc szłam trochę z tyłu. Po chwili byliśmy u niego w domu. Nic się nie zmieniło od czasów kiedy bywałam tutaj codziennie. 

– Nie ma nikogo? – zapytałam, lecz nie uzyskałam odpowiedzi. 

Ruszyłam do łazienki, gdzie zastałam chłopaka. Ruchem dłoni wskazał na krawędź wanny. Usiadłam na niej, a chłopak od razu wziął się za zdejmowanie bandażu.

  – Wiesz, że nie powinnaś biegać, gdy masz taką ranę

– Nie wymądrzaj się – fuknęłam. – Poza tym... kurwa – jęknęłam z bólu, ponieważ polał ranę wodą utlenioną. 

Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.

– Nie patrz się, tylko się streszczaj – ponaglałam chłopaka, przymykając oczy.

Siedzieliśmy w ciszy, która była jak dla mnie trochę niezręczna. 

– Ok, skończone – skwitował, na co wstałam.

– Dzięki, a teraz muszę iść – odparłam.

Szybkim krokiem wyszłam z domu, a następnie pokierowałam się w swoją stronę.

~*~ 


Cała zestresowana siedziałam na wszystkich lekcjach. Nie potrafiłam się skupić przez bolącą głowę i brzuch.

– Będzie dobrze – odparła HaNa.

Opowiedziałam jej o zajściu z ojcem, lecz nie mówiłam już o pomocy Jeongguka. 

– Łatwo Ci mówić – mruknęłam.

Po lekcjach pożegnałam się z nią. W domu zostawiłam plecak i przebrałam się w legginsy z biała dłuższą koszulkę, a na wierzch ubrałam czarną bluzę. Schowałam telefon do kieszeni, po czym ruszyłam na stadion.

Zdążyłam przed ojcem, więc wykonałam kilka ćwiczeń rozciągających. Gdy przyszedł, przełknęłam nerwowo ślinę.  W duchu dziękowałam, że nikogo nie było na stadionie, bo by widzieli kłótnie, która za pewne wyjdzie.   

Bez jakichkolwiek rozmów ustawiłam się na metę. Biegłam nie zważając na ból kolana, czy na świeżą ranę. W oczach miałam łzy, więc miałam wszystko zamazane. Gdy dobiegłam widziałam jego złość na twarzy. 

– Na prawdę nie możesz się postarać?! – krzyknął, a mnie przeszły ciarki. 

Spuściłam wzrok, bawiąc się dołem bluzki.

– Nawet nie przychodź dzisiaj do domu, do póki nie przemyślisz swojego zachowania – fuknął, zostawiając mnie samą. 

Usiadłam na trybunach, nie powstrzymując już płaczu.




Kochajcie to 💓 :) 

Second chance || JungkookWhere stories live. Discover now