4

4.5K 367 47
                                    

Pierwszy miesiąc w nowym mieście minął rodzinie dość szybko. Alec całe wakacje spędził na czytaniu książek, uprawianiu swojego ulubionego sportu, jakim była koszykówka oraz chodzeniu do parku z nadzieją spotkania Bane'a, ale jak to mówią "nadzieja matką głupich."

Był początek września, co oznaczało pierwszy dzień w nowej szkole. Tego dnia Alec obudził się o piątej rano, a wiedząc, że już nie zaśnie postanowił pograć w kosza, więc po porannej toalecie ubrał się w czarne spodnie dresowe, szary t-shirt i ciemną bluzę z kapturem. Zabrał z szafy piłkę i zszedł do kuchni po wodę z lodówki. W holu założył buty sportowe i cicho wyszedł z domu nie chcąc budzić pozostałych. Boisko znajdowało się obok parku, dlatego po dwudziestu minutach był już na miejscu dokładnie się rozgrzewając...

¤¤¤¤

Siedząc cały mokry na ławce i popijając wodę spostrzegł, że ma kilka nieodebranych połączeń od Izzy i Jace'a. Zaniepokojony wybrał numer siostry, która odebrała za pierwszym razem.

- No nareszcie! Ile można do ciebie dzwonić?!

- Co jest Izzy?

- Co?!... Gdzie ty jesteś?! - krzyknęła cała zdenerwowana.

- Na boisku...

- Alec!

- No, co?

- Za dziesięć minut masz być w domu! - powiedziała zdenerwowana i rozłączyła się.

Brunet widząc, która godzina, szybko wziął swoje rzeczy i biegiem ruszył w stronę osiedla...

- P... przepraszam! - wydyszał wchodząc do salonu, w którym zastał Maryse czytającą gazetę. - Straciłem rachubę czasu.

- Nie tłumacz się, tylko idź się przebierz, a ja już wychodzę do pracy - rzekła wstając z kanapy.

- Dobrze mamo.

- Ach... i powodzenia w szkole Alexandrze! - krzyknęła wychodząc z domu.

- Przyda się - wymamrotał pod nosem i ruszył na górę.

¤¤¤¤

Po szybkim orzeźwiającym prysznicu i ubraniu się był gotowy do wyjścia. Schodząc na dół zauważył czekające na niego rodzeństwo. Izzy widząc brata złapała się za głowę, a Jace roześmiał się.

- Alexandrze Gideonie Lightwood, coś ty włożył na siebie? - spytała załamana.

- O, co ci chodzi? Przecież dobrze wyglądam.

- Alec, nie możesz iść pierwszego dnia w starym, dziurawym swetrze! - krzyknęła wściekła.

- Isabelle to mój ulubiony...

- Co mnie to obchodzi, że ulubiony! Idź załóż niebieską koszulę, ale już!

- Izzy, daj mu spokój. Niech idzie w tym w czym chce - powiedział rozbawiony Jace.

- Nie odzywaj się Jace!

- Dobra, niech ci będzie - rzekł Alec ponurym głosem. - Za minutę będę z powrotem. Poczekajcie na mnie w aucie - dodał i ruszył się przebrać.

¤¤¤¤

- Szczęśliwa? - spytał brunet siadając za kierownicą i zapinając pasy.

- No jasne, że tak - rzekła szczerząc się do niego.

- Dobra, koniec tej gadki. Możemy już jechać? - odezwał się Jace siedzący obok brata.

- A tobie co? - spytała zdziwiona, kiedy ruszali spod domu. - Nie mów, że spieszy ci się do szkoły?

- Do szkoły nie, ale do piękności chodzących tam, to już tak. - Poruszył sugestywnie brwiami, a Alec jedynie przewrócił oczami i skupił się na drodze.

¤¤¤¤

Gdy podjeżdżali pod liceum, zastali cały parking wypełniony samochodami i motorami. Alec nie widząc wolnego miejsca zatrzymał się i wygonił rodzeństwo z pojazdu mówiąc, żeby poczekali na niego przed wejściem, a sam pojechał poszukać wolnego miejsca. Po dłuższej chwili, zaparkował samochód na wolnym miejscu i otworzył drzwi; słysząc głośny jęk.  Zszokowany wygramolił się z auta, by  sprawdzić, co się stało. To co zobaczył sprawiło, że serce podskoczyło mu do gardła i zaczął trząść się, jednocześnie z przerażenia i niepokoju.

- P-przepraszam n-nie chciałem cię u-uderzyć - wyjąkał cały czerwony z zażenowania.

- Nic się nie stało - zapewnił Magnus trzymając się za brzuch, w który dostał. Czarnowłosy widząc stan bruneta, dodał. - Spokojnie przeżyję, nie musisz się tak martwić.

- N-naprawdę p-przepraszam. Jja...

- Alexandrze - przerwał mu podchodząc bliżej i podnosząc jego  głowę w górę. - Uspokój się. Nic się nie stało - powtórzył, patrząc w jego błękitne oczy.

- N-na pewno?

- Tak, na pewno - przytaknął rozbawiony całą sytuacją. - A teraz powiedz mi, co tu robisz? - spytał zaciekawiony.

- Stoję.

- To widzę - potwierdził ze śmiechem. Alec dopiero po reakcji Magnusa uzmysłowił sobie, co powiedział i także zaśmiał się z samego siebie.

- Ale ja jestem głupi - wydusił przez śmiech. Magnus nic nie odpowiedział, tylko gapił się na jego roześmianą twarz i rozmyślał. - Dlaczego nie śmiejesz się częściej? Przecież masz cudowny śmiech...

- Odpowiedź na twoje pytanie jest prosta. - Głos bruneta wyrwał go z zamyślenie. - Będę tutaj się uczyć - rzekł, wzruszając ramionami.

- Co! - krzyknął zaskoczony.

- Będę tutaj się uczyć - powtórzył odsuwając się od niego i zauważając szerszy uśmiech na jego twarzy.

- To... fantastycznie! - wrzasnął szczęśliwy mocno przytulając zaskoczonego bruneta. Uścisk bardzo spodobał się im obu. Alec nawet stwierdził, że chciałby trwać w jego objęciach do końca życia. Chciałby mieć go blisko siebie; chociaż znają się od niedawna to zaczyna czuć coś więcej w stosunku do niego niż tylko koleżeństwo. Ale wiedział, że tylko na tym się skończy, bo przecież Magnus nie zaprzyjaźni się z ponurym, skrytym i źle ubranym chłopakiem. Nagły ból w klatce piersiowej wyrwał go z pogrążenia.

- M... Magnusss - powiedział, czując, że zaczyna brakować mu powietrza. - Dusisz!

- Przepraszam. - Wypuścił całego zaczerwienionego Aleca z uścisku. - Nie chciałem, jeszcze raz sorry.

- Daj... spokój. N-nie gniewam się - rzekł, łapiąc oddech i posyłając czarnowłosemu uspokajający uśmiech. - Jasny gwint! - krzyknął patrząc na zegarek.

- Co jest? - Zdziwił się nagłym wybuchem Aleca.

- Chodźmy już, bo się spóźnimy! - Ruszył w stronę szkoły.

- Przecież mamy jeszcze pięć minut! - Pobiegł za nim. - Zaczekaj na mnie! Alexandrze!

Tylko Ty // MalecWhere stories live. Discover now