Pierwszy miesiąc w nowym mieście minął rodzinie dość szybko. Alec całe wakacje spędził na czytaniu książek, uprawianiu swojego ulubionego sportu, jakim była koszykówka oraz chodzeniu do parku z nadzieją spotkania Bane'a, ale jak to mówią "nadzieja matką głupich."
Był początek września, co oznaczało pierwszy dzień w nowej szkole. Tego dnia Alec obudził się o piątej rano, a wiedząc, że już nie zaśnie postanowił pograć w kosza, więc po porannej toalecie ubrał się w czarne spodnie dresowe, szary t-shirt i ciemną bluzę z kapturem. Zabrał z szafy piłkę i zszedł do kuchni po wodę z lodówki. W holu założył buty sportowe i cicho wyszedł z domu nie chcąc budzić pozostałych. Boisko znajdowało się obok parku, dlatego po dwudziestu minutach był już na miejscu dokładnie się rozgrzewając...
¤¤¤¤
Siedząc cały mokry na ławce i popijając wodę spostrzegł, że ma kilka nieodebranych połączeń od Izzy i Jace'a. Zaniepokojony wybrał numer siostry, która odebrała za pierwszym razem.
- No nareszcie! Ile można do ciebie dzwonić?!
- Co jest Izzy?
- Co?!... Gdzie ty jesteś?! - krzyknęła cała zdenerwowana.
- Na boisku...
- Alec!
- No, co?
- Za dziesięć minut masz być w domu! - powiedziała zdenerwowana i rozłączyła się.
Brunet widząc, która godzina, szybko wziął swoje rzeczy i biegiem ruszył w stronę osiedla...
- P... przepraszam! - wydyszał wchodząc do salonu, w którym zastał Maryse czytającą gazetę. - Straciłem rachubę czasu.
- Nie tłumacz się, tylko idź się przebierz, a ja już wychodzę do pracy - rzekła wstając z kanapy.
- Dobrze mamo.
- Ach... i powodzenia w szkole Alexandrze! - krzyknęła wychodząc z domu.
- Przyda się - wymamrotał pod nosem i ruszył na górę.
¤¤¤¤
Po szybkim orzeźwiającym prysznicu i ubraniu się był gotowy do wyjścia. Schodząc na dół zauważył czekające na niego rodzeństwo. Izzy widząc brata złapała się za głowę, a Jace roześmiał się.
- Alexandrze Gideonie Lightwood, coś ty włożył na siebie? - spytała załamana.
- O, co ci chodzi? Przecież dobrze wyglądam.
- Alec, nie możesz iść pierwszego dnia w starym, dziurawym swetrze! - krzyknęła wściekła.
- Isabelle to mój ulubiony...
- Co mnie to obchodzi, że ulubiony! Idź załóż niebieską koszulę, ale już!
- Izzy, daj mu spokój. Niech idzie w tym w czym chce - powiedział rozbawiony Jace.
- Nie odzywaj się Jace!
- Dobra, niech ci będzie - rzekł Alec ponurym głosem. - Za minutę będę z powrotem. Poczekajcie na mnie w aucie - dodał i ruszył się przebrać.
¤¤¤¤
- Szczęśliwa? - spytał brunet siadając za kierownicą i zapinając pasy.
- No jasne, że tak - rzekła szczerząc się do niego.
- Dobra, koniec tej gadki. Możemy już jechać? - odezwał się Jace siedzący obok brata.
- A tobie co? - spytała zdziwiona, kiedy ruszali spod domu. - Nie mów, że spieszy ci się do szkoły?
- Do szkoły nie, ale do piękności chodzących tam, to już tak. - Poruszył sugestywnie brwiami, a Alec jedynie przewrócił oczami i skupił się na drodze.
¤¤¤¤
Gdy podjeżdżali pod liceum, zastali cały parking wypełniony samochodami i motorami. Alec nie widząc wolnego miejsca zatrzymał się i wygonił rodzeństwo z pojazdu mówiąc, żeby poczekali na niego przed wejściem, a sam pojechał poszukać wolnego miejsca. Po dłuższej chwili, zaparkował samochód na wolnym miejscu i otworzył drzwi; słysząc głośny jęk. Zszokowany wygramolił się z auta, by sprawdzić, co się stało. To co zobaczył sprawiło, że serce podskoczyło mu do gardła i zaczął trząść się, jednocześnie z przerażenia i niepokoju.
- P-przepraszam n-nie chciałem cię u-uderzyć - wyjąkał cały czerwony z zażenowania.
- Nic się nie stało - zapewnił Magnus trzymając się za brzuch, w który dostał. Czarnowłosy widząc stan bruneta, dodał. - Spokojnie przeżyję, nie musisz się tak martwić.
- N-naprawdę p-przepraszam. Jja...
- Alexandrze - przerwał mu podchodząc bliżej i podnosząc jego głowę w górę. - Uspokój się. Nic się nie stało - powtórzył, patrząc w jego błękitne oczy.
- N-na pewno?
- Tak, na pewno - przytaknął rozbawiony całą sytuacją. - A teraz powiedz mi, co tu robisz? - spytał zaciekawiony.
- Stoję.
- To widzę - potwierdził ze śmiechem. Alec dopiero po reakcji Magnusa uzmysłowił sobie, co powiedział i także zaśmiał się z samego siebie.
- Ale ja jestem głupi - wydusił przez śmiech. Magnus nic nie odpowiedział, tylko gapił się na jego roześmianą twarz i rozmyślał. - Dlaczego nie śmiejesz się częściej? Przecież masz cudowny śmiech...
- Odpowiedź na twoje pytanie jest prosta. - Głos bruneta wyrwał go z zamyślenie. - Będę tutaj się uczyć - rzekł, wzruszając ramionami.
- Co! - krzyknął zaskoczony.
- Będę tutaj się uczyć - powtórzył odsuwając się od niego i zauważając szerszy uśmiech na jego twarzy.
- To... fantastycznie! - wrzasnął szczęśliwy mocno przytulając zaskoczonego bruneta. Uścisk bardzo spodobał się im obu. Alec nawet stwierdził, że chciałby trwać w jego objęciach do końca życia. Chciałby mieć go blisko siebie; chociaż znają się od niedawna to zaczyna czuć coś więcej w stosunku do niego niż tylko koleżeństwo. Ale wiedział, że tylko na tym się skończy, bo przecież Magnus nie zaprzyjaźni się z ponurym, skrytym i źle ubranym chłopakiem. Nagły ból w klatce piersiowej wyrwał go z pogrążenia.
- M... Magnusss - powiedział, czując, że zaczyna brakować mu powietrza. - Dusisz!
- Przepraszam. - Wypuścił całego zaczerwienionego Aleca z uścisku. - Nie chciałem, jeszcze raz sorry.
- Daj... spokój. N-nie gniewam się - rzekł, łapiąc oddech i posyłając czarnowłosemu uspokajający uśmiech. - Jasny gwint! - krzyknął patrząc na zegarek.
- Co jest? - Zdziwił się nagłym wybuchem Aleca.
- Chodźmy już, bo się spóźnimy! - Ruszył w stronę szkoły.
- Przecież mamy jeszcze pięć minut! - Pobiegł za nim. - Zaczekaj na mnie! Alexandrze!
YOU ARE READING
Tylko Ty // Malec
FanfictionAlexander Gideon Lightwood- zamknięty w sobie chłopak, trzymający się jedynie rodziny. Magnus Bane-otwarty na ludzi, lubiący imprezy nastolatek. Czy Alec otworzy się i wpuści do serca kogoś spoza rodziny?