35

2.5K 207 15
                                    

Po niecałych dwudziestu minutach, Alec odsunął się odrobinę od czarnowłosego i odezwał się:

- Chcesz wiedzieć, dlaczego się tak zachowuje?

- Jeżeli jesteś gotowy, to tak. - Pokiwał głową i czule pocałował bruneta.

- Myślę, że musisz to wiedzieć. Dlatego wolę ci powiedzieć o tym sam, niż byś miał to usłyszeć od kogoś innego.

- Okey. - Położył się wygodnie i pociągnął Lightwooda do siebie, tak by leżeli twarzami do siebie. - Nie spiesz się. Ja mam czas - zapewnił go Bane, głaszcząc jego policzek.

- To się stało równe dwa lata temu - zaczął cicho brunet. - Była środa, dlatego wróciłem ze szkoły wcześniej. Wchodząc do domu natknąłem się na mojego młodszego brata...

- Jace'a - stwierdził cicho brązowooki. Alec pokręcił powoli głową, a z jego oczu popłynęły łzy. Zmartwiony nastolatek starł je z policzka i zamilkł.

- Oprócz Izzy i Jace'a miałem jeszcze młodszego braciszka. Max'a. Miał tylko dziewięć lat, a był mądrzejszy ode mnie. - Zaśmiał się cicho i pozwolił łzą znów wypłynąć.

- To niemożliwe, że był mądrzejszy od ciebie. Wiesz, ty masz same piątki i szóstki, dlatego trudno mi w to uwierzyć. - Bane pogłaskał jego zarumieniony policzek, wciąż patrząc mu w oczy.

- Oj, Magnus. Jestem na sto procent pewny, że gdybyś go poznał przyznałbyś mi rację. Max był małym geniuszem. I nie chodzi mi tylko o naukę, bo to dla mnie mało istotne. Dla mnie liczy się serce, a nie oceny. Max miał to i to. Zawsze gdy się czymś zajmował wkładał w to całego siebie. Wiesz, kiedyś miał przedstawić na rysunku układ słoneczny. A on jak to on, zamiast po prostu narysować go na karce, ubzdurał sobie wykonanie jego modelu. - Brunet znów zaśmiał się i pocałował chłopaka krótko w usta. - A uwierz, że jak on coś wymyślił to tak długo postawiał na swoim, że wszyscy mieli go dość. Gdy kupowałem z nim potrzebne rzeczy do układu, powiedział mi dumny z siebie, że nauczycielka po pięciu minutach wymiany z nim zdań załamała się i dla świętego spokoju zgodziła się na ten model.

- No, niezłe było z niego ziółko - przytaknął brunetowi, Bane.

- Tak, był świetny. Na wszystko patrzył obiektywnym okiem. Zawsze oceniał swoje siły na tyle, by dać sobie radę. I zazwyczaj tak było. A gdy jednak miał z czymś problem, śmiało przychodził do mnie, Izzy lub Jace'a i prosił o pomoc. Izzy pomagała mu w plastyce, bo ja nie mam za grosz talentu plastycznego i twórczego. Do Jace'a zwracał się z miłosnymi problemami, a do mnie z literaturą, która była jego bzikiem.

- Jace mu pomagał w sprawach sercowych? - spytał zaskoczony nastolatek.

- Yhm. - Alec pokiwał ze śmiechem głową. - Ale najlepsze było to, że po każdej nieudanej próbie podrywu dziewczyny, przychodził on do pokoju Jace'a i sprzątał mu pokój. Nie śmiej się - rzekł uśmiechnięty brunet, gdy Bane zaśmiał się głośno.

- To była kara czy podziękowanie?

- To pierwsze. Max dobrze wiedział, że Jace nie cierpi porządku, bo przez to nie potrafi nic znaleźć. Dlatego Max wyrzucał go z pokoju i przez pół dnia sprzątał mu tak pokój, że wszystko miał uporządkowane według kolorów, rozmiarów i alfabetu. Jego kary były dziwne, ale efektywne. Izzy zabraniał wchodzenia do kuchni. Przez cały tydzień koczował przy kuchni i nawet po wodę jej nie pozwolił wejść.

- Ale czemu akurat...

- Isabelle uwielbia gotować. Ale jej jedzenie jest niejadalne. Dlatego radzę ci na przyszłość nie jeść niczego zrobionego z jej ręki.

- Okey. A jak ciebie karał, Alexandrze? - spytał zaciekawiony nastolatek.

- A nie ważne. To i tak już nie działa - zapewnił go brunet i wrócił do opowiadania. - Wracając do tamtego dnia. Tak jak już mówiłem natknąłem się na wściekłego Max'a. Co mnie bardzo zdziwiło, bo on rzadko się wkurzał. Dlatego, gdy się go spytałem co się stało, on mi wszystko wyśpiewał. Powiedział o corocznej imprezie ojca z synem organizowanej przez jego szkołę. Max bardzo chciał iść na nią. Chciał po prostu spędzić więcej czasu z ojcem dobrze się przy tym bawiąc. No, ale ojciec jak to ojciec, był aż tak bardzo zajęty, że nie zgodził się na wspólny wypad z Max'em. Dlatego zaproponowałem mu, że pomogę mu w pracy. A jak szybko skończymy to miał zabrać Max'a do szkoły. No i tak się stało. Pojechali na tą cholerną imprezę. Na którą jak się okazało nie dojechali. - Łzy spłynęły po jego policzkach. Smutny Bane mocno przytulił roztrzęsionego chłopaka.

- Tak mi przykro, Alec.

- Magnus, oni zginęli przeze mnie - powiedział w jego klatkę piersiową. - Rozumiesz, to wszystko moja wina!

Wstrząśnięty wyznaniem swojego chłopaka, Bane, odsunął go odrobinę od siebie i wziął jego głowę w ręce.

- Alec to nie twoja wina. Rozumiesz - powiedział, patrząc mu w oczy. - To jest niczyja wina. Tak miało się stać i stało się. Ale na pewno nie przez ciebie. Więc, proszę nie zadręczaj się tym. Wiem, że łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić, ale... ale pomyśl, proszę o twoim bracie i ojcu. Wiem, że ich nie znałem, ale z tego co mi mówiłeś o Max'ie... Wiem, że on na pewno by nie chciał byś się tym zadręczał. Dobrze wiem, co czujesz, bo też straciłem dwie bliskie sobie osoby, dlatego jedyne co ci mogę powiedzieć, to, to, że z czasem ból zmniejszy swoje działanie. Nie zniknie całkowicie, ale będzie na tyle mały, że dasz sobie radę... Przepraszam, damy sobie radę. Alexandrze, nie jesteś w tym sam. Masz wokół siebie mnóstwo ludzi, którzy cię kochają i zawsze ci pomogą. Dlatego proszę cię, nie zamykaj się przed nami.

- Postaram się - powiedział już spokojniejszy Lightwood.

- No i to chciałem usłyszeć - mruknął  i pocałował bruneta.

Tylko Ty // MalecWhere stories live. Discover now