4.Jesteś mi potrzebna.

3.8K 140 8
                                    

Powoli się wyprostowałem i poczekałem sekundę, aż ból krocza minie.
Westchnąłem i poszedłem w stronę szkoły.
Przerwa się skończyła, więc postanowiłem przeszukać szkołę.
Nie było jej w bibliotece, kantorku ani na stołówce. Wszedłem do łazienki i usłyszałem pisk.

- Wynocha! - jakaś blondynka wydarła się na mnie, odkładając szczotkę do umywalki.

- Przepraszam, szukam kogoś -uśmiechnąłem się.

- Kogo?

- Znasz Colette Jersey?

- No jasne - wzruszyła ramionami.

- Naprawdę? - nie mogła tego zauważyć, ale moje oczy pod okularami zabłyszczały z radości.

- Ja znam każdego - posłała mi zalotny uśmiech.

- Wiesz gdzie ona jest?

- Widziałam jak szła do klasy. Jest na lekcji.

- Powiedz mi, gdzie ona ma teraz zajęcia?

- A co ja będę z tego miała? - zbliżyła się do mnie, wodząc palcem po mojej piersi.

- Skarbie, pójdziesz do Colette i powiesz, że dyrektor ją wzywa, a potem grzecznie pójdziesz na swoje lekcje.

- Miałam na myśli korzyść dla mnie -zaśmiała się, kładąc mi ręce na ramiona. - Jestem dziś wolna po lekcjach. Może pójdziemy do kina, albo...

Zaśmiałem się i zbliżyłem usta do jej ucha.

- Śliczna, zrób to o co Cię prosiłem -wyszedłem z łazienki pewny, że dziewczyna idzie za mną.

- Masz dziewczynę? - zapytała cicho wyrównując ze mną krok.

- Nie. Ty powinnaś znaleźć sobie chłopaka, ale ja się na niego nie nadaję. Wierz mi - spojrzałem na nią, kiedy posmutniała. - Śliczna, idź po Colette, ok? - włożyłem kosmyk jej włosów za ucho. -To bardzo dla mnie ważne.

Pokiwała powoli głową i skierowała się do klasy numer czternaście. Stanąłem za ścianą i czekałem aż brunetka się zjawi.
Chwilę później usłyszałem kroki.

- Co on ode mnie chce? - głos dziewczyny rozniósł się po pustym korytarzu.

- Nie wiem. Muszę... Iść - westchnęła, a ja się cicho zaśmiałem.

Colette w końcu mnie minęła a ja podążyłem cicho za nią.
Kiedy byliśmy całkiem blisko gabinetu dyrektora, postanowiłem się wreszcie odezwać.

- Dokąd idziesz mała?

Colette drgnęła i zatrzymała się, by po chwili rzucić się do ucieczki.
Westchnąłem i od razu ją dogoniłem.
Złapałem ją od tyłu i zakryłem jej usta dłonią słysząc, że zaczyna krzyczeć.

- Shh...- uciszyłem ją. - Jesteś trochę powolna - zaśmiałem się. - Musisz szybkiej biegać jeśli chcesz mi uciec. Bądź grzeczna - szepnąłem ciągnąc ją ze szkoły.

Kiedy znaleźliśmy się na parkingu chwyciłem ją mocniej.

- Nie próbuj jeszcze raz mnie kopnąć, bo oddam.

- Uderzysz dziewczynę? - prychnęła.

- Zdziwiłabyś się. Zapytam jeszcze raz. Gdzie jest moja torba?

Dziewczyna zamilkła i odwróciła głowę.

- Zaczynam się wkurzać! - chwyciłem ją mocno za szczękę odwracając jej głowę w moją stronę, na co pisnęła. -GDZIE?!

- Ja... On pojechał w stronę granicy... -wyszeptała ze łzami w oczach.

Teraz zaczynamy się bać? Słusznie.

- Jakiej granicy?!

- Teraz jest gdzieś w Kanadzie.

-Ja pierdolę, gdzie?

Przecież to kilka dni jazdy. Zanim odzyskam torbę miną wieki, a zanim wrócę, by jechać do Los Angeles, jeszcze dłużej.

- Dobra, nie mam czasu. Gdzie dokładnie?

- Nie powiem Ci - prychnęła.

- Powiesz, a nawet zaprowadzisz -zaśmiałem się. - Wsiadaj - otworzyłem drzwi Ferrari. - Już!

-Nie. Nigdzie z tobą nie jadę!

Chwyciłem ją mocno za ramię i popchnąłem do auta.
Krzyknęła oburzona i starała się wyszarpać jednak znieruchomiała kiedy poczuła lufę pistoletu na plecach.

- Wsiadaj. Do. Auta. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

- Nie zastrzelisz mnie - wyszeptała.

- Jesteś mi potrzebna. Mogę co najwyżej Cię postrzelić, żebyś mnie pokierowała, gdzie mam jechać, skarbie. Będzie bolało, ale nie zabiję Cię.

- Nie boję się Ciebie - jestem pewien, że głos jej zadrżał.

- Boisz - posłałem jej uśmiech. - Serce Ci wali - położyłem jej dłoń na piersi czując szybkie uderzanie serca i patrzyłem jak się spina, po czym zabrałem rękę. - Twoj oddech jest szybki i płytki - patrzyłem na jej piersi szybko unoszą się wraz z wdechem i opadają wraz z wydechem. - Jesteś przerażona.

Nic nie odpowiedziała.

- Wsiadaj.

- Nie wzięłam swoich rzeczy z klasy.

- Nie będą Ci potrzebne. Wsiadaj skarbie. Zaprowadzisz mnie do mojej torby.

Chcąc, nie chcąc wsiadła i usiadła na przednim siedzeniu. Patrzyła niepewnie na mnie i na mój pistolet, kiedy okrążyłem samochód i zająłem miejsce za kierownicą.
Zamknąłem drzwi guzikiem, żeby nie mogła otworzyć i wyskoczyć i uśmiechnąłem się.

- Zapnij pas Colette - zadrwiłem. - Jedziemy do Kanady.

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach i odwróciła głowę.

Trzeba było pomyśleć wcześniej. Teraz poniesiesz wszystkie możliwe konsekwencje.

Die in your arms/JB/ ✔Where stories live. Discover now