Powoli się wyprostowałem i poczekałem sekundę, aż ból krocza minie.
Westchnąłem i poszedłem w stronę szkoły.
Przerwa się skończyła, więc postanowiłem przeszukać szkołę.
Nie było jej w bibliotece, kantorku ani na stołówce. Wszedłem do łazienki i usłyszałem pisk.- Wynocha! - jakaś blondynka wydarła się na mnie, odkładając szczotkę do umywalki.
- Przepraszam, szukam kogoś -uśmiechnąłem się.
- Kogo?
- Znasz Colette Jersey?
- No jasne - wzruszyła ramionami.
- Naprawdę? - nie mogła tego zauważyć, ale moje oczy pod okularami zabłyszczały z radości.
- Ja znam każdego - posłała mi zalotny uśmiech.
- Wiesz gdzie ona jest?
- Widziałam jak szła do klasy. Jest na lekcji.
- Powiedz mi, gdzie ona ma teraz zajęcia?
- A co ja będę z tego miała? - zbliżyła się do mnie, wodząc palcem po mojej piersi.
- Skarbie, pójdziesz do Colette i powiesz, że dyrektor ją wzywa, a potem grzecznie pójdziesz na swoje lekcje.
- Miałam na myśli korzyść dla mnie -zaśmiała się, kładąc mi ręce na ramiona. - Jestem dziś wolna po lekcjach. Może pójdziemy do kina, albo...
Zaśmiałem się i zbliżyłem usta do jej ucha.
- Śliczna, zrób to o co Cię prosiłem -wyszedłem z łazienki pewny, że dziewczyna idzie za mną.
- Masz dziewczynę? - zapytała cicho wyrównując ze mną krok.
- Nie. Ty powinnaś znaleźć sobie chłopaka, ale ja się na niego nie nadaję. Wierz mi - spojrzałem na nią, kiedy posmutniała. - Śliczna, idź po Colette, ok? - włożyłem kosmyk jej włosów za ucho. -To bardzo dla mnie ważne.
Pokiwała powoli głową i skierowała się do klasy numer czternaście. Stanąłem za ścianą i czekałem aż brunetka się zjawi.
Chwilę później usłyszałem kroki.- Co on ode mnie chce? - głos dziewczyny rozniósł się po pustym korytarzu.
- Nie wiem. Muszę... Iść - westchnęła, a ja się cicho zaśmiałem.
Colette w końcu mnie minęła a ja podążyłem cicho za nią.
Kiedy byliśmy całkiem blisko gabinetu dyrektora, postanowiłem się wreszcie odezwać.- Dokąd idziesz mała?
Colette drgnęła i zatrzymała się, by po chwili rzucić się do ucieczki.
Westchnąłem i od razu ją dogoniłem.
Złapałem ją od tyłu i zakryłem jej usta dłonią słysząc, że zaczyna krzyczeć.- Shh...- uciszyłem ją. - Jesteś trochę powolna - zaśmiałem się. - Musisz szybkiej biegać jeśli chcesz mi uciec. Bądź grzeczna - szepnąłem ciągnąc ją ze szkoły.
Kiedy znaleźliśmy się na parkingu chwyciłem ją mocniej.
- Nie próbuj jeszcze raz mnie kopnąć, bo oddam.
- Uderzysz dziewczynę? - prychnęła.
- Zdziwiłabyś się. Zapytam jeszcze raz. Gdzie jest moja torba?
Dziewczyna zamilkła i odwróciła głowę.
- Zaczynam się wkurzać! - chwyciłem ją mocno za szczękę odwracając jej głowę w moją stronę, na co pisnęła. -GDZIE?!
- Ja... On pojechał w stronę granicy... -wyszeptała ze łzami w oczach.
Teraz zaczynamy się bać? Słusznie.
- Jakiej granicy?!
- Teraz jest gdzieś w Kanadzie.
-Ja pierdolę, gdzie?
Przecież to kilka dni jazdy. Zanim odzyskam torbę miną wieki, a zanim wrócę, by jechać do Los Angeles, jeszcze dłużej.
- Dobra, nie mam czasu. Gdzie dokładnie?
- Nie powiem Ci - prychnęła.
- Powiesz, a nawet zaprowadzisz -zaśmiałem się. - Wsiadaj - otworzyłem drzwi Ferrari. - Już!
-Nie. Nigdzie z tobą nie jadę!
Chwyciłem ją mocno za ramię i popchnąłem do auta.
Krzyknęła oburzona i starała się wyszarpać jednak znieruchomiała kiedy poczuła lufę pistoletu na plecach.- Wsiadaj. Do. Auta. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Nie zastrzelisz mnie - wyszeptała.
- Jesteś mi potrzebna. Mogę co najwyżej Cię postrzelić, żebyś mnie pokierowała, gdzie mam jechać, skarbie. Będzie bolało, ale nie zabiję Cię.
- Nie boję się Ciebie - jestem pewien, że głos jej zadrżał.
- Boisz - posłałem jej uśmiech. - Serce Ci wali - położyłem jej dłoń na piersi czując szybkie uderzanie serca i patrzyłem jak się spina, po czym zabrałem rękę. - Twoj oddech jest szybki i płytki - patrzyłem na jej piersi szybko unoszą się wraz z wdechem i opadają wraz z wydechem. - Jesteś przerażona.
Nic nie odpowiedziała.
- Wsiadaj.
- Nie wzięłam swoich rzeczy z klasy.
- Nie będą Ci potrzebne. Wsiadaj skarbie. Zaprowadzisz mnie do mojej torby.
Chcąc, nie chcąc wsiadła i usiadła na przednim siedzeniu. Patrzyła niepewnie na mnie i na mój pistolet, kiedy okrążyłem samochód i zająłem miejsce za kierownicą.
Zamknąłem drzwi guzikiem, żeby nie mogła otworzyć i wyskoczyć i uśmiechnąłem się.- Zapnij pas Colette - zadrwiłem. - Jedziemy do Kanady.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach i odwróciła głowę.
Trzeba było pomyśleć wcześniej. Teraz poniesiesz wszystkie możliwe konsekwencje.
YOU ARE READING
Die in your arms/JB/ ✔
FanfictionKiedy Justin Bieber, młody i niebezpieczny członek mafii potrąca samochodem dziewczynę, nie spodziewa się, że będzie zmuszony do spędzenia z nią długiego czasu w jednym samochodzie. Colette za wszelką cenę próbuje zmniejszyć swój opór do Justina, al...