20. Od kiedy?

2.3K 114 22
                                    

Chciałem porozmawiać z Colette. Nie rozumiem jej dziwnego zachowania. Znaczy, zawsze była dziwna, ale teraz przeszła samą siebię.

- Chodźcie na obiad! - usłyszałem.

Colette się jeszcze kąpała, więc sam poszedłem do jadalni i usiadłem przy stole.

- Co się dzieje z... - zapomniała imienia.

- Colette. Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia.

- Mi się wydaje, że...

I w tamtej chwili do jadalni weszła Colette. Miała zawiązany ręcznik w turban na głowie, więc myła włosy. W sumie też już powinienem.

- Siadaj kochanie, zaraz podam obiad -babcia zwróciła się do niej.

Dziewczyna usiadła obok mnie nawet na mnie nie patrząc.

- Gdzie jest dziadek? - spytałem czekając na posiłek.

- Justin... Dziadka już nie ma...

Mina natychmiast mi zrzedła.

- Dostał dwa lata temu poważnego zawału - szepnęła stawiając przed nami talerze. - Wiem, że go kochałeś.

Nie odpowiedziałem. Colette zajęła się jedzeniem nawet na chwilę nie podnosząc wzroku z talerza.

- Powiedz mi... - Babcia zwróciła się do mnie. - Jak mogę ci pomóc?

- Nie rozumiem.

- Masz kłopoty. Chcę ci pomóc, Justin. Jesteśmy rodziną - uśmiechnęła się.

- Mnie się nie da pomóc. Chcę tu tylko chwilę się ukryć. Nie mam siły znowu jechać. Zwłaszcza, że ktoś nie chce podać mi adresu. Kolejny raz.

Colette zacisnęła pięści.

- Gdyby ktoś mi pomógł... Może bym nie musiał się teraz chować.

Colette dołożyła widelec i wstała od stołu.

- Dziękuję, było pyszne - uśmiechnęła się lekko do babci a potem zacisnęła usta i pobiegła na górę.

- Odpuść jej.

Zmarszczyłem brwi.

- Idź do niej - poprosiła.

- Babciu, nic nie rozumiesz.

- Idź. Ja wiem, nie musisz mi ufać. Ale powinieneś iść - spojrzała na mnie wzrokiem jakim patrzyła na mnie kiedy byłem mały.

Westchnąłem i wstałem powoli kiwając głową.
Spojrzałem na nią i mocno ją przytuliłem.

- Jestem ogromnie wdzięczny,że nie wyrzuciłaś mnie z domu. Kocham cię.

- Justin, jesteś dla mnie jak syn. Też cię kocham. Chcę Ci tylko pomóc.

- Mnie się nie da pomóc. Naprawdę.

Westchnęła i pokazała mi gestem żebym poszedł na górę do brunetki.

Pokiwałem głową i skierowałem się na górę.
Wszedłem do pokoju i zastałem Colette leżącą na łóżku.

- Cole, co się z tobą dzieje?

-Wyjdź. -Szepnęła przewracając się na drugi bok.

- Daj spokój - usiadłem obok niej i położyłem dłoń na jej ramieniu.

- Proszę cię. Wyjdź.

- Uspokój się i powiedz dlaczego się tak zachowujesz.

- Nie chcę z tobą rozmawiać. Daj mi spokój. Proszę.

- Cole. Spójrz na mnie.

Podniosła się i usiadła na przeciw mnie.

- Powiedz mi. Dlaczego się tak zachowujesz? Odkąd tu przyjechaliśmy jesteś jakaś dziwna.

- Nieprawda - mruknęła.

- Mała, spójrz na mnie - podniosłem jej podbródek. - Powiedz.

- Nie, ja... - pokręciła głową. -Naprawdę to nic...

- Przecież widzę. Jesteś smutna, na mnie zła, jak cholera...

- Nie, Justin... Nieprawda.

Westchnąłem.

- Mała, wiem,że nie zawsze jestem miły, ale mogłabyś mi po prostu wyjaśnić o co ci chodzi.

- Ja... - zagryzła wargę. - Bo to nie jest tak... Ja po prostu... ugh...

Szybko się do mnie zbliżyła, ujęła moją twarz dłońmi i pocałowała mnie w usta. Zdziwiony otworzyłem szeroko oczy. Dziewczyna rozumiejąc, że nie zamierzam odwzajemnić pocałunku odsunęła się i przerażona spojrzała na mnie.

- Przepraszam! - zakryła dłońmi usta i w mgnieniu oka uciekła z pokoju.

Ona. Mnie. Właśnie. Pocałowała.

- Colette, poczekaj! - zawołałem za nią, ale zdążyła zamknąć się w łazience.

- Colette! - zapukałem do drzwi. -Wytłumacz mi to!

- Odejdź! Zapomnij o tym!

- Jak mam zapomnieć?! Pocałowałaś mnie!

Usłyszałem szloch, więc westchnąłem i odetchnąłem głeboko, próbując uspokoić nerwy.

- Od kiedy? - spytałem.

- Co od kiedy? - usłyszałem przez drzwi.

- Od kiedy jesteś we mnie zakochana?

- Chyba nie myślisz, że ci odpowiem. Idź sobie. Już wystarczająco się wstydzę.

Przekląłem w myśli i pokiwałem głową.

- Porozmawiamy później. Jak ochłoniemy.

Nawet szybciej niż później.

Die in your arms/JB/ ✔Where stories live. Discover now