42. Nigdy więcej

2K 97 18
                                    

Starałam się nie rozpłakać, ale strach przejął całe moje ciało.

- Chcę tylko wreszcie cię poznać - szepnął mi do ucha.

Ukląkł za mną na łóżku i objął mnie w talii. Wtedy krzyknęłam.

- Shh... Nic złego się nie dzieje.

- Zostaw mnie - warknęłam.

Popchnął mnie na materac i zawisł nade mną.

- Taka piękna. Dziwne, że Bieber jeszcze nie skorzystał.

Załkałam cicho, a na twarzy Ray'a pojawiło się zrozumienie.

- Czyli skorzystał - wyszczerzył zęby. - Pozwól i mi.

- Justin ci nie daruje...

- Tak? Myślisz, że coś dla niego znaczysz? Jesteś aż tak głupia? Nie mówił ci dlaczego jest tu gdzie jest? Jesteś dla niego zwykłą dziwką. Laską, która niedługo będzie mu dawać wtedy, kiedy będzie miał ochotę - czułam jego oddech ma mojej szyi. - Spytaj go. Spytaj dlaczego nie ma dziewczyny, dlaczego nie chce mieć dziewczyny. Dlaczego myśli tylko o tym, żeby cię przeruchać.

- Zamknij się!

- Jesteś młoda, nie dziwię ci się, że on cię kręci. Ale skarbie, nie wyobrażaj sobie, że coś z tego będzie.

Szarpnęłam się, kiedy poczułam na swojej skórze jego usta.

- On tu wróci, nie pozwoli ci...

Zaśmiał się tak głośno, że niemal podskoczyłam ze strachu.

- On chętnie dołączy. Myślisz, że odpuści taką szansę? Oj, mało go znasz. Justin jest jeszcze gorszy ode mnie, skarbie...

Rozpiął swoje spodnie, a ja chciałam wtedy skorzystać z okazji i się wyplątać z jego objęć, jednak Ray się tym jeszcze bardziej zdenerwował i uderzył mnie w twarz. Policzek mnie piekł, ale nie mogłam nic zrobić. Łzy przeszkadzały mi w wyraźnym widzeniu, ale widziałam jak schyla się nade mną i sięga do mojej koszulki.

- Błagam, tylko nie to...

- Nie bój się, Colette. Szybko to załatwimy.

Krzyknęłam wołając o pomoc, ale wiedziałam, że nikt mnie nie usłyszy. Kiedy byłam pewna, że już wszystko stracone i on zrobi mi krzywdę, drzwi do pokoju się otworzyły.

- Zapomniałem... - Justin stanął w drzwiach i znieruchomiał. - Kluczyków...

- Justin, pomóż mi, błagam... - szepnęłam, patrząc na niego błagalnie.

Ray nic sobie nie zrobił z obecności Justina i rozerwał moją koszulkę ukazując mój stanik. Znów krzyknęłam i odwróciłam głowę nie chcąc widzieć jego obleśnego wzroku. Sięgnął do moich spodni, ale w tym momencie poczułam jak ze mnie schodzi. Szybko spojrzałam w bok i zobaczyłam jak Justin zrzuca go ze mnie na podłogę i bez opamiętania bije po twarzy.

- Colette, zabierz swoje rzeczy i czekaj na mnie przy samochodzie! - krzyknął, ale na chwilę stracił kontrolę i dostał w nos od Ray'a.

Pisnęłam cicho i zapłakałam.

- Idź!

Pokiwałam głową i nie mogąc złapać równowagi z nerwów, skierowałam się do drzwi.

- Cole! Ufam ci! - krzyknął za mną i ponownie zaczął przeklinać na Ray'a.

Nie chciałam na to patrzeć, więc jak najszybciej uciekłam z pokoju, jednocześnie próbując zakryć się resztkami koszulki. Wybiegłam na klatkę i po schodach ruszyłam w dół. Kiedy już byłam na zewnątrz zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Ze strachu, bólu i upokorzenia. Masz okazję Colette, biegnij. Jednak nie biegłam. Usiadłam pod samochodem i płakałam. Mogę uciec, ale nie potrafię tego zrobić. Nie chcę. Czekałam na Justina, czując, że muszę tak zrobić, że tak należy.

Po kilku minutach poczułam ramiona oplatające mnie w pasie i zostałam przytulona to piersi Justina.

- Shh, już dobrze, nie płacz - kołysał mnie w swoich ramionach.

Podniósł mi podbródek do góry i ujął moją twarz w dłonie.

- Wszystko w porządku, nic ci nie zrobił?

- Nie, ty... tylko uderzył... - próbowałam uspokoić głos, ale wciąż się trząsł.

- Powinienem był go zabić - warknął. - Nie bój się, już tam nie wrócisz.

- Justin, jesteś ranny...

Jego twarz była we krwi. Miał liczne, już lekko opuchnięte miejsca i najprawdopodobniej złamany nos jak mogłoby się wydawać.

- Nic mi nie będzie. Colette, myślałem, że uciekniesz, że...

- Sama nie wiem czemu tego nie zrobiłam... ja... bałam się, że sobie sama nie poradzę, że... - ponownie łzy napłynęły mi do oczu.

- Nie płacz, mała, już wszystko dobrze. Dam ci moją koszulkę i pojedziemy stąd, dobrze?

Pokiwałam głową i pozwoliłam mu, by pomógł mi wstać.

- Myślałam, że mi nie pomożesz. Ray mówił... - zaczęłam cicho.

- Co mówił? - odwrócił się do mnie.

- Że gdybyś miał okazję to zrobiłbyś to samo... że chętnie byś dołączył - spłonęłam rumieńcem.

- Mała, nigdy bym ci tego nie zrobił - wziął mnie w ramiona. - Nigdy więcej, rozumiesz?

- Teraz to wiem.

Otworzył drzwi samochodu i wyciągnął z niego plecak, a z plecaka koszulkę. Podał mi ubranie i poczekał aż zmienię swoją na jego.

- Dziękuję.

Uśmiechnął się lekko i pokazał bym wsiadła do auta.

- Trzeba ci to opatrzeć - wskazałam na twarz chłopaka, kiedy zajął miejsce za kierownicą.

Pokręcił głową i położył mi dłoń na kolanie, próbując mnie uspokoić.

- Justin?

- Hm?

- Mogę cię o coś zapytać? Odpowiesz mi szczerze?

- Myślę, że tak - zmarszczył brwi. - Co się stało?

Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego.

- Chcę wiedzieć o czym mówił Ray. Mówił, że nie chcesz mieć dziewczyny i, że jesteś gorszy od niego. O co mu chodziło?

Justin przeniósł wzrok na moją twarz, a ja ponownie pożałowałam, że nie ugryzłam się w język, ponieważ jego twarz przepełnił ból.

- Jeśli nie chcesz to...

Pokiwał głową i odpalił samochód.

- Kiedyś może ci powiem, ale to nie jest ten moment. Nadejdzie niedługo, ale jeszcze nie dziś.

Potem już nie odzywał się tak chętnie jak wcześniej.

Die in your arms/JB/ ✔Место, где живут истории. Откройте их для себя