38. Chcę pamiętać

2.1K 86 16
                                    


Usłyszałem ciche pukanie, które wytrąciło mnie ze snu. Przeciągnąłem się i mruknąłem ,, proszę ".
Drzwi się uchyliły i Colette weszła do pokoju.

- Mogę? - szepnęła.

Kiwnąłem głową i rozejrzałem się za koszulką.

- Coś się stało? - podniosłem kołdrę, ale wciąż nie znalazłem T-shirtu.

- Chciałam powiedzieć, że mi głupio. Zachowywałam się jak idiotka - spłonęła rumieńcem.

- Byłaś naćpana, to całkowicie normalne.

Zrezygnowałem z poszukiwań i poklepałem materac łóżka obok siebie. Niepewnie usiadła i zaczęła bawić się palcami.
Widziałem jak patrzyła na moje półnagie ciało i widziałem, że zauważyła to czego jeszcze nie widziała.

- Co... co ci się stało? - delikatnie dotknęła długiej blizny na moich żebrach.

Zaśmiałem się cicho.

Przeniosła palce niżej, na mój bok i wciągnęła powietrze.

- Ładne co? - zaśmiałem się.

- Kto ci to zrobił? - podniosła głowę i spojrzała mi w oczy.

- Czy to ważne? Ja już o tym nie myślę.

- Justin... Odwróć się.

Uśmiechnąłem się pod nosem i odwróciłem się do niej plecami.

- Boże...

Moje plecy były pokryte różowymi i białymi bliznami. Sam się dziwię, że tylko tak zareagowała.

- Justin, kto... jak?

Spojrzałem na nią i pokręciłem głową.

- Nieważne, nie martw się tym. Było, minęło.

- Tatuaże zrobiłeś wcześniej, prawda? Dlatego te blizny są widoczne.

- Niektóre tatuaże tak. A potem chciałem zakryć szramy, ale po co? Czy to ma jakieś znaczenie? To nie sprawi, że o tym zapomnę. Dlatego nie mam dużo tatuaży na plecach. Chcę pamiętać.

- Nie powiesz mi co się stało?

Zastanowiłem się chwilę, po czym pokręciłem głową.

- Raczej nie teraz. Nie wiem czy kiedykolwiek.

- Oh, Justin... - rzuciła mi się na szyję, a ja ze zdziwieniem również ją objąłem. - Tak mi przykro.

- Bez potrzeby. Stare dzieje - mruknąłem w jej włosy. - Martw się o siebie. Naprawdę.

Puściła mnie i usiadła z powrotem na łóżku.

- Jesteś inny niż myślałam kiedyś.

- Ty też - uśmiechnąłem się lekko. - Jesteś mniej denerwująca.

- Wiesz co mam na myśli.

Pokiwałem głową.

- Jest takie coś jak syndrom sztokholmski - szepnąłem.

Zmarszczyła brwi.

- Nie rozumiem - zdziwiła się.

- Jasne, że nie rozumiesz. Ale ja chyba już tak.

- Justin...

Pokręciłem głową jednocześnie uciszając ją.

- Idź już do siebie - westchnąłem. - Tak będzie lepiej. Cole, naprawdę już więcej nie chcę cię skrzywdzić. Proszę...

Również westchnęła, ale wstała i wyszła z pokoju.
To jasne, że spotka ją tu wiele cierpienia. Już ją spotkało, ale skoro mogę choć w małym stopniu temu zapobiec - zrobię to.

Wziąłem z szafy koszulkę, ponieważ tamtej nie udało mi się znaleźć i wyszedłem z pokoju.

- Niech ona zrobi obiad - Ray pojawił się przede mną. - Jestem głodny.

- Więc coś ugotuj. Ona ma rację, nie jest twoją służącą.

Zaśmiał się.

- Każ jej zrobić nam obiad, albo wypierdalaj.

- Myślałem, że się przyjaźnimy, wiesz?

- Bo tak jest. Ale mieszkasz tu na moich warunkach.

Przekląłem w myśli i poszedłem do kuchni. Wziąłem garczek, ale Ray wyrwał mi go z ręki i rzucił go na ziemię.

- Ona ma to zrobić. Nie ty - warknął.

- Odwal się od niej.

Podniosłem garczek i postawiłem na kuchence.

- Rób co każę! Rozumiesz?! Jak mówię, że ona to znaczy ona!

- Uspokój się - powiedziałem cicho. - Zrobię to ja.

Wybiegł z kuchni, ale za chwilę wrócił trzymając Colette za kark.

- Robisz obiad - pchnął ją, a ja złapałem ją zanim uderzyła o szafki.

- Justin, zabierz mnie od niego, błagam... Nie chcę tu być... pomóż mi... - szepnęła błagalnie.

- Powiedziałem żebyś dał jej spokój - trzymałem ją w ramionach, żeby się nie bała.

- Niech ugotuje ten jebany obiad!

Colette się zatrzęsła. Ray chciał do nas podejść, ale osłoniłem ją.

- Powinienem cię za dziś zabić. Za to co jej zrobiłeś. Dotknij ją jeszcze raz, a przysięgam, że nie wytrzymam.

- Tak? Ciekawe kto wie o tobie najwięcej, co Bieber? Jak myślisz ile dadzą ci za handel dragami, niejeden gwałt i morderstwo? Hm? Bo sądzę, że sporo.

Colette odsunęła się lekko ode mnie.

- Myślisz, że możesz mi coś zrobić? Justin... znamy się tyle lat.

- Tyle lat... masz rację. Jednak nie sądziłem, że jesteś aż takim chujem. Cole, idź do pokoju.

- Nie! - Ray uderzył w stół. - Bierzesz się za obiad, rozumiesz?!

Colette miała łzy w oczach, ale posłusznie stanęła przy kuchence i trzęsącymi się rękami, odkręciła kran i nalała wody do garczka.
Zacisnąłem zęby i wyszedłem z domu na papierosa.

Colette

Poczułam oddech na karku, ale przełknęłam ślinę i zignorowałam to.

- Ładnie pachniesz - usłyszałam.

Jedną ręką objął mnie w talii, a drugą odsunął mi włosy z karku na bok. Pocałował mnie w szyję, a ja zapłakałam cicho.

- Zostaw mnie, błagam...

- Nic złego ci nie robię, spokojnie.

Przeniósł usta pod moje ucho, a jego ręka weszła pod moją koszulkę. Szarpnęłam się, ale trzymał mnie w talii bardzo mocno.

- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy, Justin może wejść w każdej chwili - szepnął. - Spotkamy się w nocy, hm? Będę na ciebie czekać.

Puścił mnie i wyszedł, a ja osunęłam się na podłogę i głośno zapłakałam.

Tato, zabierz mnie stąd...

Die in your arms/JB/ ✔Where stories live. Discover now