47. Możesz to dla mnie zrobić?

1.9K 99 28
                                    

Od kilkunastu minut siedzieliśmy na podłodze i próbowałam uspokoić Justina, który płakał w moje ramię. Nie mogłam patrzeć na to jak cierpi. Serce mi pękało, kiedy szeptał, że nie chciał mnie skrzywdzić. Wierzyłam mu. Teraz mu wierzyłam.

- Justin, proszę, już wszystko dobrze.

- Nic nie jest dobrze - pokręcił głową.

Ponownie splotłam nasze palce, tylko tym razem na jego twarzy pojawił się dziwny grymas.

- Jestem tu. Przy tobie. Wszystko jest dobrze. Już nie musisz tego znosić. Justin, słyszysz? To już się nie powtórzy, nigdy więcej.

Zaśmiał się cicho.

- Nie wiesz co mówisz. Myślisz, że jak powiesz coś takiego, to coś się zmieni? Nic nie jest dobrze.

- Pomogę ci.

- Nie chcę twojej pomocy, Colette. Czym jesteś bliżej, tym bardziej narażasz się na niebezpieczeństwo. Rozumiesz? Po za tym... wcale nie zależy ci na mnie. Mówiłem ci już co to syndrom sztokholmski?

Pokręciłam głową, próbując coś powiedzieć, ale przerwał mi.

- Ubzdurałaś sobie, że ci na mnie zależy, ale to przez ten głupi syndrom. Czujesz więź, nie chcesz dla mnie źle, mimo, że powinnaś. Nie dziwi cię to? Powinnaś mnie nienawidzić! - krzyknął, nie mając już siły. - To jest takie coś co nie pozwala ci mnie opuścić, chcesz być przy mnie i czujesz się winna, by zaprzeczyć jeśli ktoś zapyta cię, czy to Justin Bieber cię porwał, zgwałcił i bił? Prawda? Nie jest tak?

- Przestań! Wiem lepiej co czuję! Nie wmówisz mi nic takiego, Justin - zaprzeczyłam, nie pozwalając mu puścić mojej ręki. - Nie chcę cię zostawić, masz rację. Ale dlatego, że widzę, że wcale nie jesteś taki jak się wydaje. Masz serce i gdybyś tylko chciał, mógłbyś być dobrym człowiekiem. Nie zaprzeczyłabym, że mnie porwałeś i zgwałciłeś, bo za to wciąż cię nienawidzę. Ale jesteś dobry, Justin. I dlatego chcę ci pomóc i wiem, że zależy mi na tym, byś był szczęśliwy.

- Nie wiesz co mówisz - jęknął i zamknął ma chwilę oczy.

- Wiem, Justin - ujęłam wolną dłonią jego policzek. - Pozwól sobie pomóc.

Lekko wtulił się w moją rękę, więc kciukiem zakreśliłam mu trzy niewidzialne linie na policzku.

- Proszę cię o jedno Colette - szepnął. - Nie pozwól, by zaczęło ci zależeć jeszcze bardziej.

Zamrugałam szybko oczami, by odgonić łzy. Spojrzał mi w oczy i pocałował mnie w czoło.

- Możesz to dla mnie zrobić? - spytał, podnosząc moją dłoń i całując jej grzbiet.

Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, więc milczałam. Justin otarł łzy i podniósł się z podłogi, po czym pomógł mi wstać.

- Chodź, musisz coś zjeść.

- A ty nie? - spytałam, niezbyt zadowolona z tak szybkiej zmiany nastroju chłopaka.

- Ty jesteś ważniejsza - uśmiechnął się smutno.

Pozwoliłam mu poprowadzić mnie do kuchni. Zostaliśmy chłopaków siedzących w grobowej ciszy. Sądzę, że sporo słyszeli.

- Powiedziałeś jej. Ty naprawdę to z siebie wydusiłeś - niedowierzał Leo.

Justin mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i wziął kubek, po czym nalał sobie kawy.

- Justin od zawsze był zamknięty. Cieszę się, że ci zaufał. Jesteś dobrą dziewczyną dla niego.

- Ja... my... - zaczęłam, ale Justin mi przerwał.

- My nie jesteśmy, ani nigdy nie będziemy razem - powiedział, a ja spłonęła rumieńcem.

Leo uniósł brew i pokręcił głową. Zabraliśmy się za śniadanie, a potem pomogłam posprzątać ze stołu.

- Musimy się już zbierać - usłyszałam głos Biebera.

- Zostańcie jeszcze trochę - poprosił Aaron i połaskotał mnie, na co się zaśmiałam.

- Słyszysz? Chcą żebyśmy zostali - uśmiechnęłam się, a wszyscy pokiwali głowami.

Aaron objął mnie od tyłu w talii i szepnął mi do ucha, że Justin prędzej czy później się zgodzi, po czym oboje się zaśmialiśmy.

- Nie wiem - zmierzył mnie i Aaron'a wzrokiem.

- Oj, nie daj się prosić - spojrzałam na niego, ale on odwrócił wzrok.

- Świetnie. Rób jak chcesz - zrezygnował.

Aaron wyszczerzył zęby i przerzucił mnie sobie przez ramię, na co pisnęłam ze śmiechem, po czym zaniósł mnie na górę.

- Już puść - poprosiłam, nie mogąc przestać się śmiać.

Kiedy dotarła do nas reszta, tylko Justin nie wyglądał na zadowolonego. Leo zapytał go wzrokiem czy wszystko ok, ale tylko wzruszył ramieniem.

- Justin, zostańmy chociaż na te noc, co? - poprosiłam. Było tu miło, ciepło i mogłam być spokojna, bo nic nam tu nie groziło.

- Będziesz spała u siebie czy z Aaronem? - warknął.

- Stary, wyluzuj - Aaron uniósł ręce w geście niewinności.

- O co ci chodzi? - zezłościłam się.

- Mnie? O nic. Bawcie się dobrze. Tylko ona strasznie wrzeszczy, ostrzegam - prychnął, a ja poczułam jak moje serce rozpada się na małe kawałeczki.

Poczułam łzy w oczach, więc wyswobodziłam się z objąć chłopaka i uciekłam do swojego pokoju. Jak on mógł coś takiego powiedzieć? Jak on mógł wspomnieć o gwałcie, przecież dobrze wie, co wtedy przeżyłam... Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy, starając się nie płakać bardziej. Kiedy drzwi się otworzyły, nawet nie spojrzałam, kto przyszedł. Wiedziałam, że to Justin, bo pachniał tak jak zawsze. Ładnie.

- Mała, przepraszam.

- Idź stąd.

Materac ugiął się pod ciężarem Justina, jednak nie chciałam na niego spojrzeć.

- Nie chciałem tego... - zaczął.

- Byłam dla ciebie miła, staram się jak mogę, byś nie był smutny, byś nie myślał, o tym o czym opowiedziałeś, a ty...

- Przepraszam. Colette, naprawdę. Spójrz na mnie.

Odwróciłam się do niego i przeniosłam wzrok na jego twarz.

- Jesteś taka śliczna... - szepnął.

- Nie rób tego. Już nie dam się nabrać, Bieber.

- Czego mam nie robić? - zbliżył się do mnie.

- Powiedziałeś, że ma mi nie zależeć bardziej. Nie pomagasz.

- Bo tak ma być. Tylko, nic nie poradzę, że jesteś piękna. Wybacz mi, mała. Nie wiedziałem co mówię.

Nie brałam pod uwagę innej opcji jak powiedzieć ,,wybaczam".

Die in your arms/JB/ ✔Where stories live. Discover now