Wróciłem do pokoju Colette z torebeczką narkotyku znajdującą się w kieszeni mojej bluzy.
Dziewczyna siedziała na łóżku i patrzyła w ścianę, nie zauważając nawet, że wszedłem.- Nad czym myślisz?
Wzdygnęła się ma mój głos.
- Co tu robisz? - zdziwiła się.
- Chyba nie myślałaś, że cię teraz zostawię samą - wzruszyłem ramieniem. - Martwię się - dodałem.
Prychnęła i ponownie spojrzała w ścianę.
- Co jest w niej takiego ciekawego, hm?
Nie odpowiedziała, ale widziałem, że zbiera jej się na płacz.
- O nie, nie, nie... Mała, nie płacz... - objąłem ją w momencie, kiedy się rozkleiła. - Shh... Proszę...
Odepchnęła mnie, ale trzymałem ją mocno w ramionach.
Westchnęła i próbowała wstać, ale pociągnąłem ją na moje kolana.- Co ty wyprawiasz? - warknęła.
Zaśmiałem się cicho i popchnąłem ją na łóżko. Przycisnąłem ją do materaca i znów zadrwiłem z jej reakcji.
Zaczęła się szarpać. Wierzgała się, próbując się oswobodzić i w tym momencie z mojej kieszeni wyleciała torebeczka kokainy.
Chwyciła ją, zanim zdążyłem złapać.- Ćpasz?
- Nie, no co ty. To nie moje. Oddaj.
Tym razem odepchnęła mnie skutecznie i schowała narkotyk za plecy.
- Oddaj to - warknąłem. - Drugi raz nie powtórzę.
- Nie.
Przekląłem.
- Cholera, oddaj to!
- Nie będziesz się tym truł!
- Co ci tak nagle na tym zależy?! Oddaj, bo sam zabiorę!
Pokręciła głową i wycofała się w głąb pokoju. Podszedłem do niej i sięgnąłem za jej plecy, ale zabrała rękę.
Bawiła się tak ze mną jeszcze długo, aż w końcu nie wytrzymałem i mocno chwyciłem ją za szczękę. Jęknęła z bólu i spojrzała na mnie ze strachem.- Przepraszam - puściłem ją, a ona roztarła sobie kości.
- Wiedziałam, że nic się nie zmieniłeś. Wiesz co? Ćpaj sobie ile chcesz - rzuciła we mnie torebeczką narkotyku.
- Przestań... Wyrzucę to, spuszczę w kiblu.
- Mam to gdzieś. Wyjdź stąd.
Westchnąłem, ale posłusznie wyszedłem.
Skierowałem się do łazienki i zgodnie ze swoją obietnicą wsypałem kokainę do muszli i spuściłem wodę. Chciałem się przewietrzyć, więc poszedłem do drzwi.- Ray, wychodzę!
Colette
Znów to zrobił. Znów chciał mnie uderzyć. Nic się nie zmieniło.
Nie wiem ile siedziałam i płakałam, ale wydawało mi się jakby minęły godziny.
Drzwi do mojego pokoju się otworzyły i już chciałam upomnieć Justina, żeby się do mnie nie zbliżał, ale w wejściu ujrzałam Ray'a.- Jak tam, mała? Bardzo na mnie zła?
Zaniemówiłam i chcąc, nie chcąc, nie odpowiedziałam.
- Trochę mnie poniosło, przyznaję - usiadł obok mnie. - Ale po co robić taką aferę, hm?
- Zostaw mnie, w spokoju.
- Wiesz, myślę, że jesteś odrobinę za sztywna. Powinnaś się rozluźnić. Mam coś dla ciebie - uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni identyczną torebeczkę narkotyku, jaką miał Justin.
YOU ARE READING
Die in your arms/JB/ ✔
FanfictionKiedy Justin Bieber, młody i niebezpieczny członek mafii potrąca samochodem dziewczynę, nie spodziewa się, że będzie zmuszony do spędzenia z nią długiego czasu w jednym samochodzie. Colette za wszelką cenę próbuje zmniejszyć swój opór do Justina, al...