- Pocałuj mnie Justin.
Pokręciłem głową.
- To się nie skończy dobrze - lekko ją odepchnąłem, ale przybliżyła się ponownie i delikatnie mnie pocałowała.
- Proszę, nie... - przerwałem pocałunek.
- Dlaczego? - mruknęła zła.
- Zaraz ci przejdzie, po prostu się połóż i poczekaj, hm? Nie rób tego, bo będziesz żałować.
Tym razem skutecznie zepchnąłem ją z kolan i wstałem z łóżka.
- Załóż bluzkę, Colette.
Odwróciłem się do niej tyłem, ale ona nie ustępowała. Podeszła do mnie i objęła od tyłu w talii.
- Dlaczego się ode mnie odsuwasz? Masz okazję i nie korzystasz.
Zaśmiałem się.
- Ciesz się, naprawdę.
Puściła mnie i stanęła przede mną. Patrzyła mi w oczy, kiedy jej ręce znalazły się za jej plecami. Po sekundzie, jej stanik opadł na ziemię.
Wciągnąłem powietrze i odwróciłem wzrok.- Nie spojrzysz na mnie? Wiem, że chcesz. Dotknij mnie, Justin.
Czułem, ze dłużej nie wytrzymam, więc odwróciłem się i szybko znalazłem jej bluzkę i podałem jej.
- Ubierz się.
Prychnęła i zbliżyła się do mnie. Szła powoli, ale kiedy zaczęła wodzić palcem po mojej klatce piersiowej, sam zacząłem się cofać do tyłu. Popchnęła mnie na łóżko i usiadła na mnie wciąż bez tej cholernej bluzki.
Przekręciła głowę lekko w lewo i pocałowała mnie. A ja przestałem się opierać.
Oddałem pocałunek czując, że za chwilę stanie się to czego boję się najbardziej.- Kochaj się ze mną - szepnęła.
- Nie... - oddychałem coraz ciężej. - Nie chcę cię skrzywdzić.
Jej palce powędrowały do mojego rozporka i do tego co jest pod nim, a ja zamknąłem oczy z przyjemności.
- Nie! - zepchnąłem ją z siebie. - Naprawdę nie chcę ci zrobić krzywdy.
Próbowała znów dostać się do moich spodni, ale zabrałem jej ręce.
- Słyszysz?
- To co wtedy zrobiłeś... Zapomniałam już o tym. To było w złości.
- Nie rozumiesz... Seks nie ma dla mnie nic wspólnego z przyjemnością. Nie dla drugiej strony. Nie chcę ci zrobić krzywdy - powtórzyłem.
Zignorowałem moją erekcję i wyszedłem z pokoju.
Ukryłem na chwilę twarz w dłoniach i westchnąłem.
Postanowiłem iść pod prysznic żeby trochę ochłonąć i się uspokoić.
Kiedy wyszedłem z łazienki, od razu poszedłem do Ray'a.- Ty jesteś pojebany. Naprawdę. Po chuj dałeś jej kokę? - popchnąłem go.
- Wyluzuj. Żeby było śmiesznie? Sama chciała - uniósł ręce w ramach usprawiedliwienia.
- To jeszcze dziecko. Mogło jej się coś stać!
Zaśmiał się i w tym momencie nie wytrzymałem i uderzyłem go w twarz.
Chwycił się za krwawiący nos i przeklął głośno.- Zejdź mi z oczu, albo wypierdalaj z mojego domu - warknął próbując zastopować krwotok.
Splunąłem mu pod nogi i wyszedłem z pokoju. Od razu skierowałem się do Colette.
- W porządku? - zapytałem
Leżała na łóżku i oddychała ciężko.
- Serce mi tak mocno bije...
- To normalne. Masz zjazd - usiadłem obok niej. - Oddychaj. Niedługo przejdzie.
- Jestem beznadziejna. Prprzepraszam Justin.
- Nie przepraszaj. Nie jesteś wcale beznadziejna. Myślisz tak przez to co wzięłaś. Colette, spokojnie.
- On mnie zmusił... Przystawił mi pistolet do głowy... Ja nie chciałam...
Zacisnąłem pięści ze złości.
- Zabiję go. Pójdę siedzieć, ale go zabiję - warknąłem. - Leż spokojnie. Zaraz ci przejdzie.
- Nie kłóć się z nim. Nie chcę żeby przeze mnie wyrzucił cię z domu.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Dobrze. Ale obiecuję, że już nigdy cię nie dotknie. Spróbuj zasnąć.
Wyszedłem z pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Poszedłem do siebie i rzuciłem się na łóżko.
Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.
CITEȘTI
Die in your arms/JB/ ✔
FanfictionKiedy Justin Bieber, młody i niebezpieczny członek mafii potrąca samochodem dziewczynę, nie spodziewa się, że będzie zmuszony do spędzenia z nią długiego czasu w jednym samochodzie. Colette za wszelką cenę próbuje zmniejszyć swój opór do Justina, al...