37. Nie chcę ci zrobić krzywdy

2K 83 11
                                    

- Pocałuj mnie Justin.

Pokręciłem głową.

- To się nie skończy dobrze - lekko ją odepchnąłem, ale przybliżyła się ponownie i delikatnie mnie pocałowała.

- Proszę, nie... - przerwałem pocałunek.

- Dlaczego? - mruknęła zła.

- Zaraz ci przejdzie, po prostu się połóż i poczekaj, hm? Nie rób tego, bo będziesz żałować.

Tym razem skutecznie zepchnąłem ją z kolan i wstałem z łóżka.

- Załóż bluzkę, Colette.

Odwróciłem się do niej tyłem, ale ona nie ustępowała. Podeszła do mnie i objęła od tyłu w talii.

- Dlaczego się ode mnie odsuwasz? Masz okazję i nie korzystasz.

Zaśmiałem się.

- Ciesz się, naprawdę.

Puściła mnie i stanęła przede mną. Patrzyła mi w oczy, kiedy jej ręce znalazły się za jej plecami. Po sekundzie, jej stanik opadł na ziemię.
Wciągnąłem powietrze i odwróciłem wzrok.

- Nie spojrzysz na mnie? Wiem, że chcesz. Dotknij mnie, Justin.

Czułem, ze dłużej nie wytrzymam, więc odwróciłem się i szybko znalazłem jej bluzkę i podałem jej.

- Ubierz się.

Prychnęła i zbliżyła się do mnie. Szła powoli, ale kiedy zaczęła wodzić palcem po mojej klatce piersiowej, sam zacząłem się cofać do tyłu. Popchnęła mnie na łóżko i usiadła na mnie wciąż bez tej cholernej bluzki.
Przekręciła głowę lekko w lewo i pocałowała mnie. A ja przestałem się opierać.
Oddałem pocałunek czując, że za chwilę stanie się to czego boję się najbardziej.

- Kochaj się ze mną - szepnęła.

- Nie... - oddychałem coraz ciężej. - Nie chcę cię skrzywdzić.

Jej palce powędrowały do mojego rozporka i do tego co jest pod nim, a ja zamknąłem oczy z przyjemności.

- Nie! - zepchnąłem ją z siebie. - Naprawdę nie chcę ci zrobić krzywdy.

Próbowała znów dostać się do moich spodni, ale zabrałem jej ręce.

- Słyszysz?

- To co wtedy zrobiłeś... Zapomniałam już o tym. To było w złości.

- Nie rozumiesz... Seks nie ma dla mnie nic wspólnego z przyjemnością. Nie dla drugiej strony. Nie chcę ci zrobić krzywdy - powtórzyłem.

Zignorowałem moją erekcję i wyszedłem z pokoju.
Ukryłem na chwilę twarz w dłoniach i westchnąłem.
Postanowiłem iść pod prysznic żeby trochę ochłonąć i się uspokoić.
Kiedy wyszedłem z łazienki, od razu poszedłem do Ray'a.

- Ty jesteś pojebany. Naprawdę. Po chuj dałeś jej kokę? - popchnąłem go.

- Wyluzuj. Żeby było śmiesznie? Sama chciała - uniósł ręce w ramach usprawiedliwienia.

- To jeszcze dziecko. Mogło jej się coś stać!

Zaśmiał się i w tym momencie nie wytrzymałem i uderzyłem go w twarz.
Chwycił się za krwawiący nos i przeklął głośno.

- Zejdź mi z oczu, albo wypierdalaj z mojego domu - warknął próbując zastopować krwotok.

Splunąłem mu pod nogi i wyszedłem z pokoju. Od razu skierowałem się do Colette.

- W porządku? - zapytałem

Leżała na łóżku i oddychała ciężko.

- Serce mi tak mocno bije...

- To normalne. Masz zjazd - usiadłem obok niej. - Oddychaj. Niedługo przejdzie.

- Jestem beznadziejna. Prprzepraszam Justin.

- Nie przepraszaj. Nie jesteś wcale beznadziejna. Myślisz tak przez to co wzięłaś. Colette, spokojnie.

- On mnie zmusił... Przystawił mi pistolet do głowy... Ja nie chciałam...

Zacisnąłem pięści ze złości.

- Zabiję go. Pójdę siedzieć, ale go zabiję - warknąłem. - Leż spokojnie. Zaraz ci przejdzie.

- Nie kłóć się z nim. Nie chcę żeby przeze mnie wyrzucił cię z domu.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

- Dobrze. Ale obiecuję, że już nigdy cię nie dotknie. Spróbuj zasnąć.

Wyszedłem z pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Poszedłem do siebie i rzuciłem się na łóżko.
Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.

Die in your arms/JB/ ✔Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum