50. To chyba zazdrość

1.9K 102 20
                                    

Obudziło mnie lekkie szarpnięcie za ramię. Kiedy otworzyłem oczy, pierwsze co zobaczyłem to była Colette.

- Zasnęliśmy? - spytałem, lekko podnosząc się na łokciu.

Kiwnęła głową i ponownie położyła się obok mnie na łóżku.
Po naszym pocałunku długo siedzieliśmy, aż w końcu zauważyłem, że Colette zasypia, więc położyliśmy się.

- Powinniśmy już zejść na dół - zauważyła. - Jest już siódma rano.

Wiedziałem, że ma rację, ale nie miałem ochoty podnosić się z łóżka.

- Dlaczego jesteś smutna? - spytałem, kiedy zauważyłem jej minę.

- Nie jestem. Tylko boję się, że ten pocałunek był tyle samo warty jak dwa poprzednie.

- Mała - westchnąłem. - Przecież już ci mówiłem, prawda? Nie był.

- Więc mnie pocałuj - poprosiła.

Wiedziałem, że to złe. Że sam wchodzę w coś, z czego później mogę nie dać rady wyjść, ale nie umiałem. Zamknąłem oczy i złączyłem nasze usta.
Tym razem pocałunek był krótszy, ale tak samo namiętny jak tamten.

- Chodź - poprosiłem. - Zejdziemy na dół.

Pokiwała głową i oboje zeszliśmy do kuchni. Kiedy weszliśmy do pomieszczenia, wszyscy siedzący przy stole zamilkli. Wszystkie twarze zwróciły się w naszą stronę. A raczej prawie wszystkie. Tylko Leo nie patrzył.

- Co się stało? O co chodzi? - spytała Colette.

- No wiecie... Nie mieliśmy pojęcia, że wy... - Aaron zaczął mówić, jednocześnie uśmiechając się głupio.

- Że my co? - zapytałem, denerwując się.

- Poszedłem sprawdzić czemu tak długo was nie ma, a zastałem was razem w łóżku. Przytulałeś się do niej jak do maskotki.

- Po prostu zasnęliśmy. Do niczego nie doszło - poinformowałem ich. - Teraz przepraszam, ale mam ważniejszą sprawę do załatwienia.

Podszedłem do Leo i zmusiłem go, by na mnie spojrzał.

- Musimy porozmawiać - powiedziałem cicho.

- O czym chcesz rozmawiać? Może o tym, że ukradłeś mi pieniądze, włamując mi się na konto i przelałeś je na bilety do Niemiec, z których nie zdołałeś skorzystać? - uniósł brew.

Zaniemówiłem.

- Chciałem ci o tym powiedzieć - zacząłem.

- Kiedy? Kiedy już być wyjechał, czy po powrocie? O ile w ogóle zamierzałeś wrócić.

- Oddam ci te pieniądze, naprawdę.

- Justin - przerwał mi. - Tu nie chodzi o to. Ja wiem, że masz problemy finansowe, przyjaźnimy się i bym ci je dał, rozumiesz? Ale ty mi je ukradłeś. A tak nie postępuje przyjaciel. - Pokręcił głową.

Usiadłem obok niego i pokiwałem głową.

- Ja wiem.

Leo, nie myślałem co robię.

Po chwili namysłu, objął mnie jak brata, po czym poklepał po plecach.

- Dziękuję - powiedziałem.

Uśmiechnął się smutno. Colette również usiadła do stołu i zaczęliśmy jeść śniadanie. Wydawałoby się, że wszystko nareszcie jest dobrze. Jednak mimo uśmiechu jaki wymuszałem na twarzy, pod maską radości, byłem przerażony. Przerażony tym, że oni są coraz bardziej rządni mordu na mojej osobie oraz tym, że zaczynam czuć coś do Colette. I to nie jest nienawiść.

***

Po południu wszyscy siedzieliśmy na kanapie w salonie i szukaliśmy dobrego rozwiązania. Pewne było, że nie możemy tu dłużej zostać, ale nie mieliśmy pojęcia gdzie się dalej udać. Ostatnim znanym mi miejscem w Kanadzie jest mój rodzinny dom, a tam nie mam zamiaru jechać. Ojciec wydałby mnie i Colette zanim powiedziałbym: ,, cześć, tato ".

- Może jakiś hotel - zaproponował Aaron, ale natychmiast pokręciłem głową.

- Będziemy tam mogli siedzieć góra dwa dni, nie stać mnie na coś takiego.

- Więc po prostu zostańcie tu. Skąd wiecie, że oni wiedzą gdzie jesteście?

- Może wiedzą, może nie. Nie chcę ryzykować. Zostało mało czasu do konfrontacji z jej ojcem, więc muszę i tak kierować się w stronę Ray'a.

- Ray'a? - Colette podniosła głowę.

- Tak. Nie musisz się bać, nie będziemy u niego gościć.

Pete wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.

- A może po prostu my ci pomożemy. Nie wiesz kiedy oni po ciebie przyjdą, ale my będziemy gotowi. Wszyscy mamy broń, damy radę.

- Chyba oszalałeś - zdenerwowałem się. - Nie ma mowy. Nie pozwolę wam się narażać za moją głupotę!

Colette położyła mi dłoń na ramieniu, ale ją zrzuciłem.

- Uspokój się - poprosiła. - Z nerwami nic nie wymyślimy.

Pokiwałem głową.

- Nieważne. Pojedziemy przed siebie, jakoś damy radę. Nie zastanawiajmy się niepotrzebnie.

Tak więc zrobiliśmy. Wszyscy zajęli się rozmową. Aaron rozmawiał z Colette, która co chwilę się śmiała. Dosiadłem się do nich, ale tylko po to by nie myśleć o przyszłej podróży. Nie po to, by nie siedzieli sami.

- Mogę?

- No jasne. - Colette uśmiechnęła się.

Więc rozmawiali, tym razem siedząc obok mnie. Czułem się dziwnie, kiedy na nich patrzyłem. Bardzo dziwnie.
Zabijałem właśnie Aaron'a wzrokiem, kiedy podniósł rękę i ze śmiechem klepnął ją w ramię, po czym położył jej dłoń na kolanie.

- Colette, pójdziesz ze mną na spacer? - wypaliłem, czując, że dłużej nie wytrzymam i się na niego rzucę.

- Ale teraz? - zdziwiła się.

- Teraz - powiedziałem mocno akcentując słowo.

Wymienili z Aaronem spojrzenia, ale pokiwała głową i zaczęła się podnosić.

To chyba zazdrość.

Die in your arms/JB/ ✔Where stories live. Discover now