57. Już prawie koniec

1.6K 68 30
                                    


Nadeszła ta godzina. Godzina, kiedy spotkam się z Jerseyem i będzie wiadome co ze mną. Czy umrę teraz czy potem...

- Colette. - Zatrzymałem samochód. - Posłuchaj... Zostaniesz tu, w samochodzie i nie ruszysz się stąd nawet na krok, zrozumiałaś? Ja załatwię swoje sprawy i wrócę.

Pokręciła głową.

- Pozwól mi pomóc.

Pocałowałem ją w czoło, wysiadłem z auta i zablokowałem drzwi, by nie mogła wyjść. Spojrzałem na nią jeszcze raz i udałem, że nie dostrzegłem łzy spływającej po jej twarzy.

Potem już nie oglądałem się za siebie. Poszedłem szybkim krokiem w umówione miejsce.

Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Zatrzymałem się na chwilę, kiedy usłyszałem głosy, ale zaraz ponownie ruszyłem przed siebie.

- Jednak przyszedłeś - głos ojca Colette rozniósł się po pustym pomieszczeniu.

- Słucham. - Nie miałem ochoty na pogawędki. - Chciałeś żebyśmy się spotkali.

Rozejrzałem się po obecnych ludziach. Starałem się nie zwracać uwagi na pistolety wycelowane w moją głowę.

- Przetrzymujesz moją córkę - warknął.

- Od kiedy ona cię obchodzi, huh? - zaśmiałem się, starając się utrzymać pewność mojego głosu.

- Nie powinieneś mi pyskować. Jestem pewien, że on nie chciałby wiedzieć, że masz jeszcze coś do powiedzenia.

- Co ma on z tym wspólnego? - Uniosłem brew do góry.

- Bieber... Możemy się dogadać. Oddaj mu córkę, a ja szepnę mu kilka słów.

- Nie zamierzam jej trzymać, chcę tylko przeżyć.

- Przeżyjesz. A ja chcę z nią tylko porozmawiać.

- Skąd mogę mieć pewność, że mówisz prawdę? - Nie dawałem za wygraną. Jersey jest głupi, ale nie aż tak. - Mogę ją w każdej chwili skrzywdzić.

- Tak samo nie mam pewności, że nic jej nie będzie kiedy zapewnię ci bezpieczeństwo. Wiem o zdjęciach.

Otworzyłem szerzej oczy.

- Bieber, nie jestem takim idiotą za jakiego mnie masz. Mamy na ciebie oko od dłuższego czasu. Masz coś do mojej córki i wiem, że jej nie skrzywdzisz. Chcę jednego - powiedział.

- Czego?

Przeszedł się po pomieszczeniu i prychnął.

- Chcę żebyś nie zbliżał się do Colette. Nie chcę żeby ona o tobie pamiętała. Ma dla ciebie nie istnieć. Chyba dobra cena, nie uważasz? Co jest dla ciebie ważniejsze? Ona, czy życie?

Nie odpowiedziałem.

- Mam jeszcze jeden warunek - usłyszałem.

- Jaki?

***

- Niech będzie. Zgadzam się na wszystko.

- Nie sądziłem, że tak szybko pójdzie, jestem mile zaskoczony. - Poklepał mnie po ramieniu.

- To już dzisiaj, tak?

- Chcę cię widzieć o północy, na Bronx'ie.

- Dlaczego tam? - zdziwiłem się.

Die in your arms/JB/ ✔Onde histórias criam vida. Descubra agora