31. Ratuj go!

2.2K 86 11
                                    

Wyszłam z pokoju już przebrana, nie zawracając sobie głowy prysznicem. Zrobię to wieczorem.
Justin i Ray siedzieli w salonie i o czymś rozmawiali półgębkiem.
Kiedy weszłam obaj podnieśli głowy.

- Niedługo coś zrobisz na kolację, a potem będziesz miała łazienkę dla siebie przez jakiś czas. Wychodzimy.

Zmarszczyłam brwi.

- Gdzie?

- Nie twój interes, kochanie - Justin posłał mi buziaka w powietrzu.

Ray wstał i gestem ręki wskazał mi żebym poszła za nim.
Zatrzymaliśmy się w kuchni.

- Zrób nam coś dobrego do jedzienia, dobrze?

- Ale...

- Talerze są w szafce na ścianie, po lewej stronie.

I wyszedł. Nie wiedziałam co mam zrobić, ale nie widząc innego wyjścia, rozejrzałam się za chlebem. Boję się tego miejsca. Nie ufam Ray'owi i chcę do domu jeszcze bardziej niż wcześniej.
Wytężyłam słuch jak mogłam, ale i tak przez ścianę nic nie było słychać. Mówili bardzo cicho. Założę się, że specjalnie.
Zrobiłam kilka kanapek z tego co znalazłam w prawie pustej lodówce i zaniosłam im do salonu.

- Możesz się poczęstować - Justin wskazał ręką na talerz.

Prychnęłam, wzięłam trzy kanapki z serem i poszłam do swojego pokoju.
Z prędkością światła zjadłam jedzenie i starałam się ignorować głód, który wciąż mi doskwierał.
Położyłam się na łózku i podciągnęłam nogi do brody, chcąc jak najszybciej zasnąć. Jak na złość sen nie przychodził przez długi czas.
Usłyszałam trzask drzwi, więc wstałam z łóżka i na palcach poszłam do holu. Odczekałam chwilę i szarpnęłam za klamkę u drzwi. Oczywiście, zamknięte, ale miałam nadzieję, że być może uda mi się wyjść.
Jedyne co mi przyszło do głowy to okno, ale to by było głupie, zważywszy na to, że drzwi były zamknięte. Nie zostawiliby otwartego okna.
Zernęłam na zegar, który wisiał na ścianie. Dwudziesta. Nie miałam pojęcia o której wrócą, ale miałam nadzieję, że nie za wcześnie. Bałam się Justina, ale Ray mnie jeszcze bardziej przerażał. Jego wzrok na moim ciele...

Poszłam do łazienki zabierając piżamy, które znalazłam w szafie. Wstrzymałam na chwilę oddech, kiedy zobaczyłam, że nie ma zamka ani żadnej zasuwki i nie mogę zamknąć drzwi od zewnątrz.
Jak najszybciej zdjęłam z siebie ubrania, wciąż pokryte moją krwią i weszłam pod prysznic. Kabina była przezroczysta, ale na szczęście nikogo nie było w domu i mogłam się spokojnie umyć. Kto kupuje kabinę bez jakiejkolwiek zasłony lub chociażby przyciemnionego materiału?
Z prędkością światła umyłam się i wytarłam ręcznikiem wiszącym na rączce przy ścianie.
Ubrałam się jeszcze szybciej i pozwoliłam sobie umyć zęby szczoteczką, którą jeszcze zapakowaną, wyjęłam z szafki pod zlewem.
Wyszłam z łazienki i poszłam do pokoju. Położyłam się i okryłam kołdrą. Chciałam zasnąć, ale cały czas wydawało mi się, że słyszę kroki albo jakieś dźwięki. Jakby wszystko chciało mi nie dać spać specjalnie.

Zegar elektryczny stojący na szafce nocnej wskazywał pierwszą rano, kiedy usłyszałam huk dochodzący z holu. Okryłam się szczelniej kołdrą i udawałam, że śpię.
Po chwili drzwi do mojego pokoju otworzyły się z rozmachem i uderzyły w ścianę. Zatrzęsłam się i zagryzłam kawałek kołdry, żeby nie krzyknąć.
Poczułam zapach perfum zmieszanych z zapachem alkoholu i od razu zorientowałam się, że to Justin. Podszedł do mnie i odkrył moje ciało, mocno szarpiąc za kołdrę. Wtedy krzyknęłam.
Gwałtownie zeskoczyłam z łóżka i stanęłam przy ścianie.

- Co ty robisz? - szepnęłam, trzęsąc się zarówno ze strachu, jak i z zimna.

Nie odpowiedział, tylko zapalił lampkę i spojrzał na mnie.
Po jego oczach widać było, że jest pod wpływem jakiś narkotyków.
Patrzył na mnie długą chwilę i w momencie kiedy zaczął się zbliżać, upadł na podłogę dostał drgawek.

- Justin! - uklękłam na podłodze za nim i położyłam mu głowę na moich kolanach. - Ray! Pomocy, szybko! - Spokojnie, zaraz ci pomoże... RAY!

Chłopak zaczynał się dusić, a ja panikować.
Kiedy przebiegł Ray od razu wiedziałam, że wie co się stało. Zaklął cicho i wybiegł szybko z pokoju.
Za chwilę wrócił do pokoju ze strzykawką i wkłuł się w szyję Justina.

- Ratuj go... - szepnęłam błagalnie.

Pokiwał głową pokazując mi, że panuje nad sytuacją.

- Już, spokojnie, stary... - westchnął i wyciągnął igłę.

Justin po chwili przestał się trząść i zaczął normalnie, choć ciężko oddychać. Trzymałam dłonie po bokach jego głowy i uspokajająco go głaskałam po włosach.

- Co braliście?

- Nic - Ray pokręcił głową. - Naprawdę nic - dodał, widząc moje zwątpienie.

- Ale Justin coś wziął.

- Nie... Ktoś mu musiał coś podać. Przy mnie nic nie brał. Justin nie wziąłby niczego co by tak mu zaszkodziło. Ktoś podał mu to celowo - ukrył twarz w dłoniach.

Wzięłam chusteczkę z pudełka przy łóżku i wytarłam nią pot z czoła Justina. Cholera, bałam się tak bardzo.

- Dziękuję... - wychrypiał Justin, patrząc na mnie. - Dzię...

- Nie ma za co - uśmiechnęłam się.

Z pomocą Ray'a Bieber wstał i nie chcąc nic powiedzieć, poszedł do swojego pokoju.
Kiedy Ray wyszedł, położyłam się i nakryłam kołdrą. Było jasne, że dziś nie zasnę.
Otarłam łzę z oka i zamknęłam powieki.
Czy możliwe, że ktoś chciał go zabić?

Die in your arms/JB/ ✔Where stories live. Discover now