17. Zależy mi na czasie.

2.4K 105 13
                                    

Szliśmy już dobre dwadzieścia minut ale wciąż nie miałem pojęcia w którą stronę jest do głównej ulicy. Miałem co prawda telefon, ale nie było nawet kreski zasięgu żebym mógł połączyć się z internetem.

- Bolą mnie nogi - jęknęła, krzywiąc się.

- Mnie też, ale proszę cię, zamknij się.

Prychnęła i ponownie ruszyła za mną.

- Kiedy będziemy przy autostradzie?

- A skąd ja mam to wiedzieć? -wywróciłem oczami.

- Nie musisz być taki niemiły -upomniała mnie.

Zaśmiałem się i pokręciłem głową.

- Chodź szybciej, Mała.

Szczerze? Cholernie się bałem. Zastanawiam się czy oni już wiedzą, że to ja zawaliłem. Jednak jest nadzieja. Zawsze jest nadzieja.

- Patrz! Jest człowiek! - krzyknęła i wskazała palcem na mężczyznę idącego przed nami. - Proszę pana!

Przekląłem w myśli i patrzyłem jak biegnie do niego z uśmiechem na ustach.

Pokręciłem głową i podszedłem do niej.

- Poczekaj - złapałem ją za rękę. - Ja zapytam - zwróciłem się do mężczyzny. -Dzień dobry. Wie pan może gdzie jest najbliższa autostrada?

- Tutaj pan szuka autostrady? - zaśmiał się. - Nie ma tutaj. Najbliższa jest kilkanaście kilometrów stąd. A gdzie chcecie jechać?

- Do Kanady - powiedziała brunetka.

- Mogę was zawieść.

- Naprawdę?

Wzruszył ramieniem.

- To nie problem. Samochód mam niedaleko.

Zmarszczyłem czoło.

- Ok. Dziękujemy bardzo.

Machnął ręką i poszliśmy w stronę samochodu.
Dziwne było to,że od razu zaproponował nam podwózkę, ale jeśli chce to nie będę narzekać. Chcę jak najszybciej uciec ze Stanów.

- Justin? - usłyszałem szept dziewczyny.

- Hm?

- Myliłam się. Boję się go. Jest jakiś dziwny.

- Mała, spokojnie - odszepnąłem.

Pokiwała głowąi wzięła głęboki oddech.

- Jesteśmy. - uśmiechnął się do nas. -Wsiadajcie. Za godzinę będziemy w Kanadzie.

- Świetnie - popchnąłem lekko Colette w stronę auta.

Spojrzała na mnie niepewnie ale wsiadła, a ja zaraz za nią.
Mężczyzna zajął miejsce przy kierownicy i odpalił samochód.
Widziałem jak Colette cała się spięła, kiedy ruszyliśmy, więc położyłem jej dłoń na kolanie i spojrzałem na nią uspokajająco.

,,Nie bój się" - Powiedziałem bezgłośnie poruszając ustami.

Pokiwała głową, ale widziałem, że ledwo powstrzymuje łzy.

- Mała, co się dzieje?

- Coś nie tak? - zapytał mężczyzna patrząc na nas w lusterku, ale pokręciłem głową i odwrócił się.

- Spójrz na mnie - podniosłem jej podbródek. - Co się dzieje?

- Nie wiem. Tak po prostu ja... - łzy popłynęły jej po twarzy.

- Nie bój się. Jesteś ze mną, tak? -splotłem nasze dłonie. - Nie bój się.

Przytuliłem ją a ona wtuliła się w moją szyję.

- Nie płacz, nie ma czego się bać.

Pogłaskałem ją po plecach.
Po chwili odsunęła się i wytarła oczy.

- Już? - spytałem z troską.

Pokiwała głową.

- Dziękuję. Nie wiem co mnie napadło.

- Czasami każdy musi sobie popłakać. Nie ma za co.

Widziałem, że ten facet się nam przyglądał, ale nie wyglądał na psychola. Poza tym wciąż mam przy sobie broń.

- Chce ci się spać - zauważyłem jak oczy jej się zamykają.

- Nie - uśmiechnęła się. - Chciałabym się wykąpać.

- Przecież widzę. Jak będziemy u moich dziadków to weźmiesz kąpiel a teraz się połóż spać.

Spojrzała na mnie niepewnie, ale poklepałem swoje kolana. Położyła na nich głowę i zamknęła oczy.

- Obudzę cię w Kanadzie - pogłaskałem ją po głowie.

- Czemu nagle jesteś dla mnie miły? -zdziwiła się.

Wzruszyłem ramionami.

- Spróbuj zasnąć.

Sam też poszedłbym spać, ale nie chce stracić z oczu drogi.
Sam nie wiem dlaczego jestem dla niej miły. Chyba po prostu chcę. Nie jest taka zła jak nie pyskuje.

- Może pan się jechać trochę szybciej? Zależy mi na czasie.

Może jest nadzieja.

Die in your arms/JB/ ✔Место, где живут истории. Откройте их для себя