Szliśmy już dobre dwadzieścia minut ale wciąż nie miałem pojęcia w którą stronę jest do głównej ulicy. Miałem co prawda telefon, ale nie było nawet kreski zasięgu żebym mógł połączyć się z internetem.
- Bolą mnie nogi - jęknęła, krzywiąc się.
- Mnie też, ale proszę cię, zamknij się.
Prychnęła i ponownie ruszyła za mną.
- Kiedy będziemy przy autostradzie?
- A skąd ja mam to wiedzieć? -wywróciłem oczami.
- Nie musisz być taki niemiły -upomniała mnie.
Zaśmiałem się i pokręciłem głową.
- Chodź szybciej, Mała.
Szczerze? Cholernie się bałem. Zastanawiam się czy oni już wiedzą, że to ja zawaliłem. Jednak jest nadzieja. Zawsze jest nadzieja.
- Patrz! Jest człowiek! - krzyknęła i wskazała palcem na mężczyznę idącego przed nami. - Proszę pana!
Przekląłem w myśli i patrzyłem jak biegnie do niego z uśmiechem na ustach.
Pokręciłem głową i podszedłem do niej.
- Poczekaj - złapałem ją za rękę. - Ja zapytam - zwróciłem się do mężczyzny. -Dzień dobry. Wie pan może gdzie jest najbliższa autostrada?
- Tutaj pan szuka autostrady? - zaśmiał się. - Nie ma tutaj. Najbliższa jest kilkanaście kilometrów stąd. A gdzie chcecie jechać?
- Do Kanady - powiedziała brunetka.
- Mogę was zawieść.
- Naprawdę?
Wzruszył ramieniem.
- To nie problem. Samochód mam niedaleko.
Zmarszczyłem czoło.
- Ok. Dziękujemy bardzo.
Machnął ręką i poszliśmy w stronę samochodu.
Dziwne było to,że od razu zaproponował nam podwózkę, ale jeśli chce to nie będę narzekać. Chcę jak najszybciej uciec ze Stanów.- Justin? - usłyszałem szept dziewczyny.
- Hm?
- Myliłam się. Boję się go. Jest jakiś dziwny.
- Mała, spokojnie - odszepnąłem.
Pokiwała głowąi wzięła głęboki oddech.
- Jesteśmy. - uśmiechnął się do nas. -Wsiadajcie. Za godzinę będziemy w Kanadzie.
- Świetnie - popchnąłem lekko Colette w stronę auta.
Spojrzała na mnie niepewnie ale wsiadła, a ja zaraz za nią.
Mężczyzna zajął miejsce przy kierownicy i odpalił samochód.
Widziałem jak Colette cała się spięła, kiedy ruszyliśmy, więc położyłem jej dłoń na kolanie i spojrzałem na nią uspokajająco.,,Nie bój się" - Powiedziałem bezgłośnie poruszając ustami.
Pokiwała głową, ale widziałem, że ledwo powstrzymuje łzy.
- Mała, co się dzieje?
- Coś nie tak? - zapytał mężczyzna patrząc na nas w lusterku, ale pokręciłem głową i odwrócił się.
- Spójrz na mnie - podniosłem jej podbródek. - Co się dzieje?
- Nie wiem. Tak po prostu ja... - łzy popłynęły jej po twarzy.
- Nie bój się. Jesteś ze mną, tak? -splotłem nasze dłonie. - Nie bój się.
Przytuliłem ją a ona wtuliła się w moją szyję.
- Nie płacz, nie ma czego się bać.
Pogłaskałem ją po plecach.
Po chwili odsunęła się i wytarła oczy.- Już? - spytałem z troską.
Pokiwała głową.
- Dziękuję. Nie wiem co mnie napadło.
- Czasami każdy musi sobie popłakać. Nie ma za co.
Widziałem, że ten facet się nam przyglądał, ale nie wyglądał na psychola. Poza tym wciąż mam przy sobie broń.
- Chce ci się spać - zauważyłem jak oczy jej się zamykają.
- Nie - uśmiechnęła się. - Chciałabym się wykąpać.
- Przecież widzę. Jak będziemy u moich dziadków to weźmiesz kąpiel a teraz się połóż spać.
Spojrzała na mnie niepewnie, ale poklepałem swoje kolana. Położyła na nich głowę i zamknęła oczy.
- Obudzę cię w Kanadzie - pogłaskałem ją po głowie.
- Czemu nagle jesteś dla mnie miły? -zdziwiła się.
Wzruszyłem ramionami.
- Spróbuj zasnąć.
Sam też poszedłbym spać, ale nie chce stracić z oczu drogi.
Sam nie wiem dlaczego jestem dla niej miły. Chyba po prostu chcę. Nie jest taka zła jak nie pyskuje.- Może pan się jechać trochę szybciej? Zależy mi na czasie.
Może jest nadzieja.
![](https://img.wattpad.com/cover/112101744-288-k82507.jpg)
ВЫ ЧИТАЕТЕ
Die in your arms/JB/ ✔
ФанфикKiedy Justin Bieber, młody i niebezpieczny członek mafii potrąca samochodem dziewczynę, nie spodziewa się, że będzie zmuszony do spędzenia z nią długiego czasu w jednym samochodzie. Colette za wszelką cenę próbuje zmniejszyć swój opór do Justina, al...