19.Jesteś taki ślepy.

2.3K 97 21
                                    

Marzyłem by stać i nigdy jej nie puścić. Czułem się jakbym znowu miał rodzinę. Czułem się kochany.
Babcia płakała mocno mnie do sobie przytulając.

- Nie wierzę,że to naprawdę ty -szepnęła. - Dlaczego nie wróciłeś? Przez osiem lat nie dawałeś znaku życia.

- Nie wiem. Nie wiem, naprawdę.

- Nie chcesz powiedzieć, prawda? -uniósła brew odsuwając się trochę. -Rozumiem. Tak bardzo cieszę się, że jesteś.

- Tęskniłem babciu - wyznałem.

Dopiero w tamtej chwili babcia dostrzegła Colette.

- Kim jest ta piękna, młoda dama? -otarła łzy i uśmiechnęła się do brunetki.

- Oh, to jest Colette.

- Jesteś dziewczyną Justina?

- Nie, ja... - spłonęła rumieńcem.

- Nie. Colette nie jest moją dziewczyną - powiedziałem podkreślając słowa ,,nie jest''.

Colette jeszcze mocniej się zarumieniła.

- Wejdźcie, na pewno jesteście zmęczeni.

- I głodni babciu. Bardzo głodni. A, i gdybyśmy mogli... skorzystać z prysznica.

- Jasne, chodźcie - uśmiechnęła się i gestem zaprosiła nas do środka.

Spojrzałem na Colette i skinieniem głowy powiedziałem, żeby poszła przodem.

- Co ty taka speszona? - szepnąłem jej na ucho.

Wzruszyła ramieniem i zakryła twarz we włosach, chcąc ukryć przede mną rumieniec.

- No proszę, Colette się zawstydziła? -zaśmiałem się podnosząc jej podbródek, by na mnie spojrzała.

- Daj mi spokój - odwróciła głowę.

- Co Ci...

- Odwal się! - wyszarpała się.

- No chodźcie - moja babcia ponagliła nas z uśmiechem na ustach. - Co się stało kochanie? - odeszła do Colette.

- Nic, ja...

- Może okres jej się zbliża -Z zażartowałem czego natychmiast pożałowałem, bo Colette spojrzała na mnie nienawistnym wzrokiem i wbiegła do domu.

- Justin... - zaczęła babcia - Muszę z robą poważnie porozmawiać.

***

- Powiedz mi... masz kłopoty? -usiedliśmy przy stole, który tak dobrze pamiętam.

Babcia zawsze sadzała mnie na bardzo wysokim dla mnie krześle i podawała obiad. Kiedy nareszcie do niego urosłem byłem taki dumny.

- Nie... ja tylko... To skomplikowane -westchnąłem.

- A Colette? Kim ona jest? Bo zgaduję, że niezbyt ją lubisz.

- No bo... Ona... Babciu. Nie powinienem ci nic mówić.

- Rozumiem. Nie widzieliśmy się tyle lat.

- Nie o to chodzi. Nie chcę żeby coś ci się stało - szepnąłem. - Tak. Mam kłopoty. Ale to są moje kłopoty. A Cole... Ona.

- Byliście razem?

- Co? Nie - zaprzeczyłem od razu. - Ona jest zwykłą złodziejką. To właściwie dzięki niej muszę się teraz ukrywać. Gdyby nie ona...

Usłyszałem trzask drzwi wejściowych i od razu się zorientowałem, że Colette usłyszała to co powiedziałem.

- Babciu, poczekaj. Muszę za nią biec.

Pokiwała głową a ja szybko wyszedłem na zewnątrz.
Powiew chłodnego powietrza uderzył mnie w twarz.

- Colette, natychmiast wracaj do domu.

- Nie! Odwal się ode mnie! - odwróciła się i krzyknęła.

- Co ci się dzieje? Hm? Jesteś jakaś dziwna odkąd tu przyjechaliśmy. Uspokój się i wracaj!

- Nie chcę! Chcę do domu.

- Nie możesz jechać do domu. Cole, stój! - podbiegłem do niej i chwyciłem ją za ramię.

- Nie dotykaj mnie! Jesteś takim idiotą! Nienawidzę Cię! - krzyczała, szarpiąc się, kiedy objąłem ją by nie mogła uciec.

- Colette, przestań! - starałem się ją uspokoić.

- Nienawidzę Cię. Żałuję, że wtedy we mnie wjechałeś! Żałuję, że zabrałam ci tę głupią torbę!

- Co ci się dzieje? O co ci chodzi?!

Prychnęła i otarła łzy. Puściłem ją kiedy czułem,że się uspokoiła.

- Już? Skończyłaś?

Odepchnęła mnie i skierowała się w stronę domu mojej babci.

- Jesteś taki ślepy.

- Nie rozumiem!

- Nic nie rozumiesz! Nigdy! - otarła łzy.

- Colette. Proszę, uspokój się. Powiedz mi o co chodzi...

- Naprawdę nie wiesz? - prychnęła.

Pokręciłem głową.

Colette pociągnęła nosem i poszła w stronę domu.

- Cole!

- Daj mi spokój, ok? - poprosiła. -Po prostu daj mi spokój.

Die in your arms/JB/ ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz