Marzyłem by stać i nigdy jej nie puścić. Czułem się jakbym znowu miał rodzinę. Czułem się kochany.
Babcia płakała mocno mnie do sobie przytulając.- Nie wierzę,że to naprawdę ty -szepnęła. - Dlaczego nie wróciłeś? Przez osiem lat nie dawałeś znaku życia.
- Nie wiem. Nie wiem, naprawdę.
- Nie chcesz powiedzieć, prawda? -uniósła brew odsuwając się trochę. -Rozumiem. Tak bardzo cieszę się, że jesteś.
- Tęskniłem babciu - wyznałem.
Dopiero w tamtej chwili babcia dostrzegła Colette.
- Kim jest ta piękna, młoda dama? -otarła łzy i uśmiechnęła się do brunetki.
- Oh, to jest Colette.
- Jesteś dziewczyną Justina?
- Nie, ja... - spłonęła rumieńcem.
- Nie. Colette nie jest moją dziewczyną - powiedziałem podkreślając słowa ,,nie jest''.
Colette jeszcze mocniej się zarumieniła.
- Wejdźcie, na pewno jesteście zmęczeni.
- I głodni babciu. Bardzo głodni. A, i gdybyśmy mogli... skorzystać z prysznica.
- Jasne, chodźcie - uśmiechnęła się i gestem zaprosiła nas do środka.
Spojrzałem na Colette i skinieniem głowy powiedziałem, żeby poszła przodem.
- Co ty taka speszona? - szepnąłem jej na ucho.
Wzruszyła ramieniem i zakryła twarz we włosach, chcąc ukryć przede mną rumieniec.
- No proszę, Colette się zawstydziła? -zaśmiałem się podnosząc jej podbródek, by na mnie spojrzała.
- Daj mi spokój - odwróciła głowę.
- Co Ci...
- Odwal się! - wyszarpała się.
- No chodźcie - moja babcia ponagliła nas z uśmiechem na ustach. - Co się stało kochanie? - odeszła do Colette.
- Nic, ja...
- Może okres jej się zbliża -Z zażartowałem czego natychmiast pożałowałem, bo Colette spojrzała na mnie nienawistnym wzrokiem i wbiegła do domu.
- Justin... - zaczęła babcia - Muszę z robą poważnie porozmawiać.
***
- Powiedz mi... masz kłopoty? -usiedliśmy przy stole, który tak dobrze pamiętam.
Babcia zawsze sadzała mnie na bardzo wysokim dla mnie krześle i podawała obiad. Kiedy nareszcie do niego urosłem byłem taki dumny.
- Nie... ja tylko... To skomplikowane -westchnąłem.
- A Colette? Kim ona jest? Bo zgaduję, że niezbyt ją lubisz.
- No bo... Ona... Babciu. Nie powinienem ci nic mówić.
- Rozumiem. Nie widzieliśmy się tyle lat.
- Nie o to chodzi. Nie chcę żeby coś ci się stało - szepnąłem. - Tak. Mam kłopoty. Ale to są moje kłopoty. A Cole... Ona.
- Byliście razem?
- Co? Nie - zaprzeczyłem od razu. - Ona jest zwykłą złodziejką. To właściwie dzięki niej muszę się teraz ukrywać. Gdyby nie ona...
Usłyszałem trzask drzwi wejściowych i od razu się zorientowałem, że Colette usłyszała to co powiedziałem.
- Babciu, poczekaj. Muszę za nią biec.
Pokiwała głową a ja szybko wyszedłem na zewnątrz.
Powiew chłodnego powietrza uderzył mnie w twarz.- Colette, natychmiast wracaj do domu.
- Nie! Odwal się ode mnie! - odwróciła się i krzyknęła.
- Co ci się dzieje? Hm? Jesteś jakaś dziwna odkąd tu przyjechaliśmy. Uspokój się i wracaj!
- Nie chcę! Chcę do domu.
- Nie możesz jechać do domu. Cole, stój! - podbiegłem do niej i chwyciłem ją za ramię.
- Nie dotykaj mnie! Jesteś takim idiotą! Nienawidzę Cię! - krzyczała, szarpiąc się, kiedy objąłem ją by nie mogła uciec.
- Colette, przestań! - starałem się ją uspokoić.
- Nienawidzę Cię. Żałuję, że wtedy we mnie wjechałeś! Żałuję, że zabrałam ci tę głupią torbę!
- Co ci się dzieje? O co ci chodzi?!
Prychnęła i otarła łzy. Puściłem ją kiedy czułem,że się uspokoiła.
- Już? Skończyłaś?
Odepchnęła mnie i skierowała się w stronę domu mojej babci.
- Jesteś taki ślepy.
- Nie rozumiem!
- Nic nie rozumiesz! Nigdy! - otarła łzy.
- Colette. Proszę, uspokój się. Powiedz mi o co chodzi...
- Naprawdę nie wiesz? - prychnęła.
Pokręciłem głową.
Colette pociągnęła nosem i poszła w stronę domu.
- Cole!
- Daj mi spokój, ok? - poprosiła. -Po prostu daj mi spokój.
CZYTASZ
Die in your arms/JB/ ✔
FanfictionKiedy Justin Bieber, młody i niebezpieczny członek mafii potrąca samochodem dziewczynę, nie spodziewa się, że będzie zmuszony do spędzenia z nią długiego czasu w jednym samochodzie. Colette za wszelką cenę próbuje zmniejszyć swój opór do Justina, al...