48. Ja chcę ją

1.9K 97 11
                                    

Tak jak było postanowione, zostaliśmy jeszcze jedną noc. Rano Justin obudził mnie, delikatnie poruszając za ramię.

- Wstawaj, Mała. Musimy już iść.

- Która godzina? - zapytałam sennym głosem.

- Coś koło piątej. Chcę wyjść zanim się obudzą.

- Bez pożegnania? - zdziwiłam się.

- Czasami tak trzeba. Ruchy.

Zeszłam z łóżka i przeciągnęłam się. Prawie z zamkniętymi oczami znalazłam ubrania i zaczęłam się kierować w stronę łazienki. Justin czekał pod drzwiami i popędzał mnie. Kiedy wyszłam, czekał już ze swoim plecakiem i oznajmił, że wszystko spakował i możemy iść.

- Justin, dlaczego nie zostaniemy na śniadanie?

- Zjemy w samochodzie, szybko.

- Nie rozumiem - zniecierpliwiłam się.

- Nie musisz, po prostu chodź.

Pociągnął mnie za rękę, ale w tej chwili usłyszeliśmy kroki i Leo stanął przed nami.

- Gdzie się wybieracie? - spytał, patrząc to na mnie to na Justina.

- Leo, proszę cię, nie zaczynaj.

- Nawet nie pożegnasz się z przyjaciółmi? Wiem co chcesz zrobić i masz rację, zatrzymałbym cię. Ale powinieneś powiedzieć cześć starym kumplom, nie sądzisz?

- Chciałem uniknąć kazania.

- Wiesz, że zsyłasz się na pewną śmierć? I nie tylko siebie. - Spojrzał na mnie.

- Czyli tylko ja nic nie rozumiem? Powiecie mi o co chodzi? - wtrąciłam się.

- Justin chce jechać za granicę. Sprawdziłem historię w moim laptopie. Tanie loty do Niemiec? Serio? - prychnął.

- Nie twoja sprawa co robię - warknął i pociągnął mnie w stronę drzwi, ale zaparłam się.

- Nie, Justin. Nie chcę lecieć do Niemiec - szepnęłam, przerażona myślą o emigracji do Europy.

- Musisz jechać ze mną, rozumiesz?

- Nie zmusisz mnie!

- Więc ją tu zostaw... - powiedział Leo, na co oboje odwróciliśmy się w jego stronę.

- Takim jesteś tchórzem, że musisz uciekać do obcego kraju? Miałeś się spotkać z jej ojcem, posłuchać propozycji, a nie wpieprzać się w jeszcze większe bagno. Co to w ogóle za chory pomysł. Pomożemy ci!

- Mnie się nie da pomóc. To już koniec. Dotarło to do mnie w nocy. Nie chcę umierać - szepnął.

Pokręciłam głową i wyszarpałam się z uścisku Justina.

- Ty chory egoisto! - Nie wytrzymałam.

- Colette, przestań - westchnął.

- To ty przestań! Każdy... Każdy próbuje ci pomóc, każdy chce żebyś jakoś z tego wyszedł, a ty masz to wszystko gdzieś! W dodatku chcesz w to wciągnąć mnie? Znosiłam wszystko. Bicie, poniżanie, gwałt... mimo to, chcę dla ciebie jak najlepiej. Twoi przyjaciele, chcą dla ciebie jak najlepiej! A ty...

Justin spojrzał na mnie jakbym wymierzyła mu policzek.

- Dobrze wiesz, że to twoja wina i ty się jeszcze dziwisz, że chcę uciec? - zapytał szeptem, a ja znów poczułam jak pęka moje serce.

- Może i moja - powiedziałam łamiącym się głosem. - Ale jestem jedyną osobą, na której możesz polegać. A raczej byłam.

Odwróciłam się do niego plecami i zwróciłam się do Leo.

- Chcę zostać tutaj. Mogę?

Leo uchylił usta i pokręcił głową do Justina, a potem spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął, potwierdzając, że będę tu mile widziana.

Skierowałam się na górę, nie racząc Biebera nawet jednym spojrzeniem.

Justin 

- Zjebałeś, stary - usłyszałem.

- Musiałem to powiedzieć - westchnąłem.

- Nie, nie musiałeś. Ona ma rację i dobrze o tym wiesz.

- Nie chcę jej skrzywdzić.

- Teraz ją krzywdzisz! Tym co robisz, tym co mówisz... Pomimo tego wszystkiego, ona cię wspiera, masz w niej oparcie, a traktujesz ją jak szmatę!

- Wcale nie, ja...

- Zamknij się. Teraz ja mówię - przerwał mi bezceremonialnie. - Pogubiłeś się w tym wszystkim. Skrzywdziłeś ją jak nikt inny, a ona wciąż chce ci pomóc. Odtrącasz ją i wszystkich i myślisz tylko o sobie.

- Gdybym myślał tylko o sobie to zostawiłbym ją, by dopadł ją ten pojeb.

- Myślisz. Myślisz, Bieber i temu nie zaprzeczysz. Ogarnij się do cholery. Jesteś już w tym bagnie i nic nie zrobisz. Ale masz szansę, pogadaj z nimi, dowiedz się czego chcą, może to pomoże. A nie uciekaj za granicę. I przede wszystkim... przeproś Colette.

Warknąłem zły, że znów coś jest nie tak, nie po mojej myśli.

- Nie będę się znów przed nią płaszczył...

- Przestań się zachowywać jak gówniarz! - krzyknął na mnie, a ja spojrzałem na niego z nienawiścią. - Może niech lepiej tu zostanie. Będzie bezpieczna...

Prychnąłem i pokręciłem głową.

- Jedzie ze mną.

- Ona tego nie chce.

- Ale ja chcę ją! - krzyknąłem i po chwili otworzyłem szeroko oczy.

- Ty ją...

- Nie! Oczywiście, że nie - warknąłem, sam nie wiedząc czemu to powiedziałem.

Leo uśmiechnął się kpiąco i poklepał mnie po plecach.

- W sumie ci się nie dziwię. Jest jedyną laską, która może cię chcieć. Z takim podejściem...

- Jakim? Że wiem, że zrobię jej krzywdę? Nie chcę tego. Zrozum.

Nie mogę zbliżyć się do Colette. Nie mogę jej znów tego zrobić.

- Idź do niej - poprosił.

Pokręciłem głową z własnej głupoty i poszedłem na górę.

Die in your arms/JB/ ✔Where stories live. Discover now