21.Przestań krzyczeć.

2.4K 90 9
                                    

Wyszedłem na dwór. Nie wierzę. Ona mnie pocałowała. Tak po prostu. Dlaczego ona to zrobiła? W którym momencie się we mnie zakochała, że tego nie zauważyłem?
To nie może się dziać na prawdę. To jest żart. To wszystko skomplikuje. Będzie tak jak zawsze. Jeszcze gdybym się domyślił. Może bym temu zapobiegł.
Jeszcze chwilę muszę pobyć na powietrzu. Jeszcze małą chwilę.
Czułem, że emocje biorą nade mną górę, a nie chciałem do tego dopuścić. Nie mogłem znowu pozwolić na to, żebym znowu stracił kontrolę. Obiecałem sobie. Cholerna Colette. Zawsze musi wszystko popsuć.

Wróciłem do domu i natychmiast poszedłem na górę do Colette.

- Colette. Natychmiast wyjdź z tej łazienki - zapukałem do drzwi.

- Odejdź. Proszę idź sobie -zaszlochała. - Tak mi wstyd.

- Porozmawiaj ze mną - westchnąłem. - Musisz mi to wyjaśnić.

Cisza.

Przekląłem w myśli.

- Do jasnej cholery, dziewczyno! Wyjdź i po prostu że mną porozmawiaj! Natychmiast!

Po raz drugi usłyszałem płacz.

- Justin. Przestań krzyczeć! - moja babcia wspięła się po schodach. -Jesteście tu od półtorej godziny a kolejny raz jest awantura. Nie słyszysz, że płacze? Odpuść jej.

Uniosłem ręce w geście rezygnacji. Byłem wściekły. Szybkim krokiem odszedłem z dala od nich. Kolejny raz przez tę gówniarę mam problemy.

- Justin - usłyszałem babcię.

Przyszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu.

- Co się znowu stało? - zapytała. - Mam już dosyć krzyków. Krzyczysz na nią po raz kolejny. Widzę to.

- No tak. Bo ona jest bez winy. Przykro mi, w końcu to ja kazałem jej się mieszać w moje życie! To ja kazałem jej kraść! To wszystko moja wina! Jak zwykle! - krzyknąłem nie patrząc na to czy powinienem jej to mówić czy nie. - To zwykła złodziejka! To jej wina. Tylko i wyłącznie jej! Gdyby nie to, że mnie okradła miałbym ją z głowy. Nie musiałbym się teraz ukrywać! A teraz? Teraz w dodatku... Nieważne.

Pokręciła głową z politowaniem.

- Naprawdę mi przykro. Jednak nie sądzę, że ona na to zasłużyła. Na takie traktowanie nikt nie zasługuje.

- Mylisz się. Ona tak - powiedziałem i poszedłem do swojego tymczasowego pokoju.

Byłem wściekły. Nie, wściekły to mało powiedziane. Nienawidzę jej tak bardzo.
Nie wiem czy Colette wyszła czy nie. Nie obchodzi mnie to. Może sobie jechać. Już mi nie zależy na tej cholernej torbie. Mogę się ukrywać. Całe życie się ukrywam. Jednak ona ma stąd zniknąć.

- Justin... - moja babcia pojawiła się w drzwiach pokoju.

- Nie babciu. Nie mam ochoty rozmawiać.

- Wiem, że nie chcesz mówić o tym wszystkim. W porządku. Ale zrozum. Chcę wam pomóc. Jesteśmy rodziną.

- Nam? Nie ma nas. Jestem ja i ona. Osobno. A mnie się nie da pomóc. Mówiłem już.

- Przeproś ją - powiedziała patrząc na mnie uważnie. - Ona nie zrobiła nic złego.

- Skąd wiesz? - prychnąłem.

- Zakochała się. To normalne. Wiesz co teraz czuje? Potraktowałeś ją okropnie. Czuje się nic nie warta. Płacze, bo się wstydzi i jest jej bardzo przykro, Justin.

- Skąd wiesz, że się...

- Przecież widziałam jak na ciebie patrzyła. Jak się rumieniła. Jestem kobietą, pamiętaj.

- Nawet nie zauważyłem kiedy...

- To nie ważne. Idź ją przeproś. Porozmawiaj z nią bez nerwów. Chcę ci pomóc. Nawet jak się nie da.

Czemu ona zawsze musi mieć rację?

- Colette już wyszła z łazienki. Płacze w swoim pokoju.

Pokręciłem głową.

- Jeśli nie pójdziesz... Justin, nie tak cię wychowywałam.

- Taa, kobiety to księżniczki które trzeba traktować jak królowe. Pamiętam. Tylko mnóstwo się zmieniło. Właściwie to wszystko.

- Więc napraw to.

- Oczywiście. Wszystko jest takie proste. Nie, babciu. Nie jest i już nigdy nie będzie.

Patrzyła jezszcze chwilę na mnie, ale wyszła zostawiając mnie samego. Samego, bijącego się z myślami.

Die in your arms/JB/ ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz