49. To nie powinno mieć miejsca

1.9K 103 18
                                    

Poszedłem na górę, do pokoju dziewczyny. Byłem pewien, że zastanę ją zapłakaną, ale wcale nie płakała. Wręcz przeciwnie. Wyglądała na wściekłą.

- Mogę wejść? - spytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi, więc po prostu wszedłem do środka.

- Jesteś na mnie zła, prawda? Ja wiem, ale posłuchaj. Próbuję cię chronić. Naprawdę. - Kucnąłem przed nią i zmusiłem ją by spojrzała mi w oczy.

- Jesteś takim idiotą - warknęła, a ja się zaśmiałem. - Czego ty ode mnie jeszcze chcesz? Justin?

- Przeprosić? Błagać, byś nie narażała siebie i ze mną uciekła?

- Nie chcę uciekać. Już mam dość ukrywania się. Chcę do domu, Justin - słyszałem, jak jej głos powoli zaczyna się łamać.

- Wiesz, że to niemożliwe - pokręciłem głową.

Westchnąłem i ująłem jej dłoń. Popatrzyła na mnie smutno, więc zacząłem lekko jeździć kciukiem po zewnętrznej stronie jej dłoni.

- Zostańmy tu, Justin.

- Musimy jechać. Dobrze, nie pojedziemy do Niemiec - powiedziałem szybko, widząc jej minę. - Ale nie możemy zostać tak długo w jednym miejscu, bo w końcu nas znajdą. Poza tym... niedługo muszę się spotkać z twoim ojcem.

- Mówiłeś, że...

- Kłamałem. Ale teraz będę z tobą szczery, hmm? - usiadłem obok niej i lekko ją objąłem.

Brunetka odwróciła twarz z moją stronę i spojrzała na mnie, wzrokiem tak przenikliwym, że omal nie spóźniłem głowy w dół.

- Jesteś inny, Justin. Coś się stało, prawda?

Kiwnąłem głową. Nie chciałem się przyznać do tego przed samym sobą, a co dopiero przed nią.

- Powiesz mi? - Zamrugała kilka razy.

Zaprzeczyłem ruchem głowy.

- Miałeś być ze mną szczery.

- Skrzywdzę cię. Ogromnie cię skrzywdzę.

- Nie dbam o to - szepnęła, a mi serce zabiło dwa razy szybciej.

- Nie chcę tego, dlatego rób to o co prosiłem.

Zaśmiała się i odsunęła ode mnie.

- Nie rozumiem cię. W ogóle cię nie rozumiem.

- Po prostu... - zacząłem, ale sam nie wiedziałem co chcę jej powiedzieć. - Boję się ciebie zranić. A wiem, że tak będzie. Nie mogę pozwolić by coś ci się stało, więc muszę być przy tobie, a jednocześnie wiem, że stanie się coś złego, kiedy przy mnie będziesz.

- Justin, czemu nie bierzesz pod uwagę tego co ja chcę? Myślałam, że nasze relacje uległy zmianie. Tak mi się wydawało, wydawało mi się, że ty mnie nawet trochę lubisz...

Zaśmiałem się cicho.

- Lubię - przyznałem.

- Wiesz, wszystko się zmieniło. Teraz nie potrafię cię nienawidzić, mimo tego co było. Boję się tego, ale tak jest - szepnęła, próbując nie patrzeć mi w oczy.

Puściłem ją i odsunąłem się od niej.

- Myślę, że to coś więcej, Justin. - Tym razem na mnie spojrzała.

Pokręciłem głową i wziąłem głęboki oddech.

- Co masz na myśli? - Uniosłem brew.

- Sama nie wiem. - Wzruszyła ramieniem.

- Colette, nie zmuszaj mnie do tego, słyszysz? Nie chcę cię tu zostawić.

- Co? Jak to zostawić?

- Nie mogę pozwolić, byś była ze mną blisko.

- Przecież jesteśmy blisko.

- Ale blisko w tym sensie - zdenerwowałem się i zacząłem nerwowo krążyć po pokoju.

Podeszła do mnie i chwyciła mnie za ręce.

- Posłuchaj. Nie dbam o to co mi opowiedziałeś. Nie boję się ciebie.

- Powinnaś - wtrąciłem.

- Ale się nie boję. Nie odpychaj mnie, Justin.

- Muszę cię tu zostawić. Masz rację, tu będziesz bezpieczniejsza i nie będziesz mówiła takich pierdół.

Puściłem ją i wyszedłem z pokoju.

- Poczekaj! - Chwyciła mnie za ramię.

- Nie, Colette! - krzyknąłem, tracąc cierpliwość. - Sama wchodzisz w paszczę lwa, rozumiesz? Nie umiem się powstrzymać, a nie chcę cię skrzywdzić!

- Mówiłam, że o to nie dbam.

- Ale ja dbam. - Odsunąłem się od brunetki i pokręciłem głową.

Westchnąłem, czując jak w oczach zbierają mi się łzy i się odwróciłem, by nie mogła ich zobaczyć. Zacząłem iść w stronę schodów, ale ponownie zatrzymał mnie jej krzyk.

- Bieber, jesteś takim kretynem!

Uśmiechnąłem się pod nosem.

- Możliwe.

- Tchórz.

Zatrzymałem się.

- Słucham?

- Nazwałam cię tch...

Nie mogła skończyć, ponieważ szybko do niej podszedłem i pocałowałem ją. Zdziwiona, ale, jak udało się zauważyć, zachwycona, odwzajemniła pocałunek. Bijąc się z myślami, że robię coś bardzo niedobrego, całowałem jej miękkie usta, bez pamięci.
Wplotłem dłoń w jej długie, brązowe włosy, a ona ujęła mój policzek.
Zacisnąłem mocno powieki, czując, że za chwilę polecą mi łzy, ale nie przestawałem pieścić jej ust. Nie chciałem się odsuwać, chciałem ją przytulać cały czas. Niestety w końcu obojgu nam zabrakło tchu, więc chcąc, nie chcąc, musieliśmy się puścić.

Spojrzałem jej w oczy i oparłem swoje czoło o jej.

- Tak trudno? - spytała, wciąż lekko dysząc.

- Nawet nie wiesz jak bardzo.

Oboje się cicho zaśmialiśmy, a ja jeszcze raz lekko pocałowałem jej usta.

- To nie powinno mieć miejsca - pokręciłem głową.

- Żałujesz?

- Ani trochę - przyznałem. - Jesteś piękna, Colette.

Zarumieniła się delikatnie.

- Czy to... Czy to coś dla ciebie znaczyło? - Zmarszczyła lekko brwi.

Kiwnąłem głową, a ona od razu się odprężyła.

- Obiecałem, że już cię nie zranię. A nieszczery pocałunek, nie byłby miły, nie uważasz?

Uśmiechnęła się lekko i przytuliła się do mnie. Zdziwiony, objąłem ją i pocałowałem w głowę.

Będę tego żałował.

Die in your arms/JB/ ✔Where stories live. Discover now